Refleksja nad paraszą Wa’etchanan
Na początku porcji Tory przeznaczonej na ten tydzień Mojżesz prosi Wiekuistego aby pozwolił mu wejść do Ziemi Obiecanej. Bóg nie ulega jego prośbom, jedyne co oferuje mu w zamian to sugestia, żeby wszedł na szczyt góry Pisga, skąd będzie mógł obejrzeć Ziemię daną Izraelowi (Deut 3:23-27). Owa historia ma swój finał w rozdziale 34 Księgi Dewarim (Powtórzonego Prawa), kiedy to Mojżesz wchodzi na ową górę. Wówczas Bóg rzecze do niego:
«Oto kraj, który poprzysiągłem Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi tymi słowami: Dam go twemu potomstwu. Dałem ci go zobaczyć własnymi oczami, lecz tam nie wejdziesz». Tam, w krainie Moabu, według postanowienia Pana, umarł Mojżesz, sługa Pański. I pochowano go w dolinie krainy Moabu naprzeciw Bet-Peor, a nikt nie zna jego grobu aż po dziś dzień. W chwili śmierci miał Mojżesz sto dwadzieścia lat, a wzrok jego nie był przyćmiony i siły go nie opuściły. (Dewarim 34:4-7)
Dni Mojżesza były zatem policzone, bez możliwości złożenia jakiegokolwiek odwołania. Owa frazeologia, jak również sam fakt, że wszyscy, bez wyjątku, kiedyś umrzemy jest źródłem twierdzenia, że wszyscy jesteśmy równi wobec śmierci. Trudno temu zaprzeczyć, choć można się spierać co oznacza termin “równi”. Tak czy inaczej, warto postawić pytanie, czy z faktu, iż jesteśmy równi wobec śmierci wynika jakakolwiek inna, “wrodzona” równość między ludźmi? Przyjrzyjmy się tej kwestii nieco bliżej.
Otóż typowym, często spotykanym wnioskiem pojawiającym się w tym kontekście jest to, że z równości wobec śmierci wynika swoista marność rzeczy (materialnych) świata, w którym żyjemy. Zarówno biednego jak i bogatego czeka ten sam los – wszyscy ostatecznie wylądują w grobie. A zatem nie ma co się za bardzo trudzić i gromadzić bogactw, bowiem nic z tego świata nie zabierzemy. Ale czy rzeczywiście jest to słuszne rozumowanie? Czy z faktu, że wszyscy umrzemy wynika, iż gromadzenie środków materialnych jest tylko pogonią za wiatrem? Że nie powinniśmy za bardzo tym przejmować i najlepiej by było np. zaprowadzić komunizm?
Jest to oczywiście błędne rozumowanie i wielu z nas od razu się z tym zgodzi. I chociaż Biblia hebrajska wielokrotnie porusza temat biednych i bogatych, ustanawia prawa mające na celu sprawiedliwy podział dóbr, nigdzie nie propaguje równości ekonomicznej między ludźmi, a jej prawa (np. Dewarim 10:18, 14:28-29, 15:7;11, 24:17, 27:19 itd.) mają na celu przeciwdziałanie sytuacjom skrajnym i patologicznym. Również, na przykład, wersetom Księgi Przysłów:
Bogacz i nędzarz spotykają się; Pan stworzył obydwu. (Księga Przysłów 22:2)
oraz
Gdy biedny spotyka się ze zdziercą, Pan obdarza światłem oczy obydwu. (Księga Przysłów 29:13)
nie należy przypisywać przesłania, iż biedny i bogaty powinni być ekonomicznie zrównani. Wręcz przeciwnie, istnienie owych nierówności ma głębszy sens; może być np. źródłem wiedzy i głębszego zrozumienia ludzkich losów, co jak najbardziej można wyczytać z wersetu 29:13.
Właściwą odpowiedź na pytanie jaką postawę należy przyjąć wobec posiadania rzeczy i innych spraw materialnych w kontekście bycia śmiertelnikiem podsuwa nam również nasza dzisiejsza porcja Tory:
A gdy wprowadzi cię Wiekuisty, Bóg twój, do ziemi, którą zaprzysiągł ojcom twoim, Abrahamowi, Icchakowi i Jakóbowi, że ją da tobie – miasta wielkie i piękne, których nie budowałeś; I domy pełne dóbr wszelakich, których nie napełniałeś; i studnie wyciosane, których nie wyciosałeś; winnice i oliwnice, których nie sadziłeś – strzeżcie się, abyś nie zapomniał Wiekuistego, który cię wywiódł z ziemi Micraim, z domu niewoli. (Dewarim 6:10-12, tłum. I. Cylkow)
Krótko mówiąc, jesteśmy najemcami, nie zaś właścicielami rzeczy w świecie, w którym żyjemy, i powinniśmy być za to wdzięczni. Co w żadnym wypadku nie oznacza, że wynajęcie kawalerki w suterenie jest tym samym co wynajęcie pałacu.
Tak więc z faktu równości wobec śmierci (i Boga) w żadnym wypadku nie wynika paradygmat równości ekonomicznych. Argumentował bym, że wręcz przeciwnie. Czy istnieją jakieś inne równości, które mogą wynikać z owej fundamentalnej, “równości egzystencjalnej”? Zanim odpowiemy na to pytanie, spróbujmy odpowiedzieć na pytanie co tak naprawdę ludzka równość wobec śmierci oznacza.
Otóż tym, co oczywiście wynika logicznie wprost z owej równości jest to, że ramy czasowe życia każdego człowieka są ograniczone. To znaczy mniej więcej to, że każdy z nas dostaje notes, z inną, ograniczoną ilością stron, w którym zobowiązany jest napisać historię swojego życia. Żeby owa historia miała jakikolwiek sens, musimy założyć, przynajmniej teoretycznie, że ilość stron w naszym notesie jest nam znana. Wówczas możemy planować i pisać kolejne rozdziały księgi naszego życia. W całej tej aktywności pomocna jest także świadomość, że ilość stron, jaką zawiera nasz notes, jest w mniejszym lub większym stopniu zależna od naszego postępowania. Sam fakt, że ich ilość jest skończona może człowieka trwożyć, ale może być, i często jest, pozytywnym bodźcem do napisania najlepszej możliwej historii. To, w jaki sposób ów limit postrzegamy zależne jest od stanu psychicznego człowieka w danym momencie, a ów stan psychiczny zależny jest od bardzo wielu czynników, wśród których owa ilość stron w notesie bywa często niezbyt istotna.
I tu dochodzimy do dwóch równości, które moim zdaniem wynikają z owej fundamentalnej równości wobec śmierci. Są nimi równość wobec prawa oraz równość szans. Przez równość wobec prawa rozumiem konieczność istnienia jednakowej odpowiedzialności wszystkich ludzi względem pewnego systemu ogólnie uznanych reguł wspólnego życia, zapewniających wszystkim pokój, bezpieczeństwo oraz możliwości rozwoju, czyli właśnie ową równość szans. Tylko wówczas mamy oparcie w obiektywnej strukturze, w której każdy z nas posiada możliwość, szansę napisania historii swojego życia świadomie, odpowiedzialnie i zgodnie z własną wolą oraz środkami, które odziedziczyliśmy lub zdobyliśmy sami. Brak takowej struktury zwiększa rolę czynników losowych w historii życia każdego z nas, co prowadzi do wielu problemów. Dlatego też nieodpowiedzialne “majstrowanie” przy tej strukturze zawsze stanowi niebezpieczeństwo i może niekiedy doprowadzić do wielu ludzkich tragedii.
Wszystko to marność i pogoń za wiatrem (Kohelet 1:14).
Słowa te w moim odczuciu nie opisują obiektywnego stanu rzeczy w świecie, lecz są ekspresją pewnego egzystencjalnego doświadczenia, związanego z rozciągnięciem perspektywy czasowej, z jakiej patrzymy na nasze życie, daleko poza jego ramy czasowe. Ową perspektywę możemy intelektualnie rozciągnąć tak, że w konsekwencji wszystko co istnieje straci jakikolwiek sens. Ale nie chodzi o to, by sięgać pustych, intelektualnych skrajności. Jeśli zachowamy w tym wszystkim umiar, to okazuje się, że owo wywołujące dreszcze doświadczenie jest ostatecznie bardzo cenne. Ów rozszerzony, czasowy kontekst bowiem zmienia naszą percepcję świata i w tym stanie świadomości poznajemy prawdziwe wartości. Innymi słowy, uczymy się odróżniać to, za czym zawsze warto podążać i co zawsze warto wdrażać w życie od tego, co jest chwilowe, efemeryczne, bezwartościowe, co stanowi wyłącznie ową pogoń za wiatrem.
Szabat szalom!
Menachem Mirski
Leave a Reply