Refleksja nad paraszą Waera
Urodziłem się w Polsce, w kraju, gdzie wiele podstawowych ludzkich swobód zostało odebranych na 45 lat przez autokratów uważających, że historyczny postęp ludzkości dał im wiedzę i świadomość w kwestii ostatecznych powodów wszystkich niesprawiedliwości w ludzkim świecie. Ta świadomość miała dać im nigdy niekończący się mandat do rządzenia krajem i społeczeństwem, gdyż wierzyli, iż są „zbawcami świata” przeciwstawiającymi się nieludzkiemu, imperialistycznemu i złemu kapitalizmowi świata zachodniego. Ich rządy trwały tak długo między innymi dlatego, że nikt nie mógł zakwestionować czy choćby zwrócić uwagi na ich ograniczoną wiedzę, ich wąskie rozumienie historii, jak również na ich arogancje i żądzę władzy. Nikt nie był w stanie tego zrobić, bo nikt nie mógł się swobodnie wypowiadać; nawet ludzie u władzy, tacy jak urzędnicy rządowi, musieli dostosowywać wszystko, co myśleli i mówili do oficjalnej „linii partyjnej” – dominującej, niepodważalnej i jedynej prawdziwej narracji.
To był rok chyba 1983, a może 1984 – co brzmiałoby nieco symbolicznie. Miałem wtedy 4 albo 5 lat, stałem z moją babcią o 6 rano w długiej kolejce przed osiedlowym sklepem tylko po to, aby kupić podstawowe produkty spożywcze. Do otwarcia sklepu były jeszcze dwie godziny i zakupy mieliśmy zrobić nie za pieniądze, ale na kartki. Kiedy weszliśmy do sklepu, zauważyłem, iż jedna z żarówek na suficie nie działa. Powiedziałem wtedy – wiem o tym z relacji mojej mamy – „O, żarówka nie działa! Tatuś przyjdzie i ją naprawi!”.
Moja mama i babcia zawsze uśmiechały się, opowiadając tę historię. Długo czułem się zawstydzony, gdy ją przytaczały, ale dla nich była to zabawna historia. Była zabawna przede wszystkim dlatego, że było to dziwne dla większości mieszkających wówczas w Polsce ludzi. W owym systemie politycznym niemożliwe byłoby, aby mój ojciec, bardzo utalentowany elektryk, po prostu przyszedł i naprawił okablowanie czy choćby wymienił żarówkę w tamtym sklepie. Mój ojciec nie mógł mieć własnej firmy, aby świadczyć takie usługi dla każdego, kto ich potrzebował. Dla wielu osób, prawdopodobnie dla większości społeczeństwa, jedyną możliwością rozwoju zawodowego była praca w dużych zakładach państwowych, strasznie zbiurokratyzowanych i całkowicie kontrolowanych przez nominatów rządowych.
Gdybym był dzieckiem w Polsce teraz i wygłosił taki sam komentarz o żarówce, nie byłoby to zabawne, a przynajmniej nie aż tak zabawne. Właściciel sklepu wezwałby po prostu lokalnego elektryka, którym mógłby być mój ojciec. A to dlatego, że kilka lat po tym, jak zauważyłem ową żarówkę, Polacy w końcu obalili komunizm i odzyskali wolność. Jednakże szkody, jakie ów system wyrządził ich kulturze i mentalności, są odczuwane jeszcze dzisiaj, 33 lata później.
Nasza parasza na ten tydzień – Waera – również opowiada historię ludu, który utracił swą wolność – historię naszego ludu, naszych przodków. Opisuje początki ich wyzwolenia z niewoli egipskiej. Przedstawia sytuację, w której dwie grupy społeczne nie mogą już dłużej współegzystować ze sobą, gdyż jedna z tych grup jest wykorzystywana przez przedstawicieli drugiej grupy, sprawującej absolutną władzę nad całym społeczeństwem. Prześladowani – Izraelici – chcieli po prostu pokojowego rozwodu, ale prześladowcy – faraon i jego dworzanie – nie chcieli im tego rozwodu udzielić.
Za Izraelitami stoi jednak sekretna boska moc; ta boska moc przejawia się na dwa sposoby: poprzez nadprzyrodzone zjawiska, często zwane cudami, oraz poprzez inne, niewidzialne moce, również często uznawane za boskie. Jednakże spektakularne i nadzwyczajne elementy tej historii w istocie przyćmiewają występowanie równie ważnych, kluczowych i niezbędnych mocy w ramach całego tego procesu, które wydarzenia te w istocie reprezentują. Są to następujące moce: nadzieja, wiara, cierpliwość, wytrwałość, odwaga oraz wiedza, że faktycznie posiadamy na świecie sprawczość – sprawczość przeciwko tyranii.
Dwie grupy społeczne z naszej historii biblijnej osiągają punkt bez powrotu. Nie było nadziei na przetrwanie dla Izraelitów w Egipcie. Egipski mrok zniszczył światło, jakie nasi praojcowie przynieśli światu. A zatem nasi przodkowie musieli iść i zbudować swoje życie na innej ziemi, na ziemi obiecanej przez Boga, który wiedział z wyprzedzeniem, że do tego dojdzie i przydzielił nam ten święty kawałek ziemi, aby zbudować sprawiedliwe, dostatnie i błogosławione społeczeństwo, całą nową cywilizację opartą na wolności i prawie, posłuszną tylko jednemu – Wiekuistemu. Całe to przedsięwzięcie miało również służyć za wzór dla innych ludów na świecie.
Historia naszego zniewolenia powtarzała się w trakcie historii naszej diaspory, jak również w ramach historii innych narodów. Zajęło nam tysiące lat, aby zbudować społeczeństwa gwarantujące jednostkową wolność człowieka, dobrobyt, dostęp do informacji, służby zdrowia i innych usług na historycznie bezprecedensową skalę. My, naród żydowski i nasze przesłanie dla świata odegrały ważną rolę w tym procesie. A jednak w dzisiejszym świecie dostrzegamy zagrożenia dla naszych fundamentalnych wolności i dla wszystkiego, co osiągnęliśmy, które czają się po obu stronach sceny politycznej; racjonalizowane są tylko na różne sposoby. Niektóre wpływowe osoby na tej scenie usprawiedliwiają odbieranie pewnych naszych wolności, odwołując się do wyższych konieczności, takich jak wspólne dobro całego świata i wszystkich ludzi. Twierdzenia te często pojawiają się w kontekście zmian klimatu czy zapobiegania chorobom. Owszem, współczesny świat niesie z sobą konkretne problemy i wyzwania zarówno w sferze przyrody jak i kultury. „Powinniśmy naciskać na rząd, aby coś z tym zrobił” – tak właśnie wielu ludzi myśli o tych kwestiach. Ale nie jest to dobre podejście, dlatego że takich problemów nie mogą rozwiązać biurokraci i żadna liczba regulacji czy politycznych dekretów nie będzie tutaj pomocna. Uczynią nas tylko wszystkich bardziej biednymi i rozgniewanymi. Żadnego z tych problemów nie mogą rozwiązać ludzie przekonani o własnej nieomylności i niepodleganiu krytyce. Co więcej, żadne demonstrowanie własnej moralności, mówienie, że to czy tamto powinno być zakazane, obwinianie i demonizowanie innych, w szczególności tych żywiących inne poglądy i opinie, żadne narzekania, emocjonalne argumenty, oskarżycielskie przemowy i histeryzowanie w kwestii tego, jak zły jest świat, w którym żyjemy, nie pomogą nam naprawdę rozwiązać problemów, z jakimi się dzisiaj mierzymy.
Po pierwsze dlatego, że świat, w którym żyjemy, nie jest zły: w ujęciu globalnym jest o wiele lepszym, bezpieczniejszym, szczęśliwszym, bardziej dostatnim miejscem dobrobytu niż kiedykolwiek wcześniej. Na przykład, roczna liczba zgonów na skutek naturalnych kataklizmów zmniejszyła się o 75 procent w ciągu ostatnich 100 lat (wedle Międzynarodowej Bazy Danych o Katastrofach [International Disaster Database]), pomimo tego, że światowa populacja ludzka znacznie się od tego czasu powiększyła. Nasi pradziadkowie byliby pod wielkim wrażeniem, gdyby mieli szansę choćby ujrzeć świat, w jakim żyjemy. Byliby oszołomieni wszystkimi rzeczami, których my zwykle nie doceniamy, takimi jak możliwość nauki, dostęp do informacji, komunikacja wizualna, technologia, rozrywka, możliwość podróżowania i ogólny poziom życia.
Po drugie i co ważniejsze, aby rozwiązać te problemy, musimy mieć więcej, a nie mniej wolności. Nasze problemy można rozwiązać tylko poprzez odpowiednią, naukową edukację, wolną od wszelkiego rodzaju ideologicznej indoktrynacji, poprzez ciężką pracę i swobodną kreatywność. To wszystko wymaga wolności myśli, debaty, swobodnej wymiany koncepcji, wolności w zakresie przedsiębiorczości oraz współpracy pomiędzy ludźmi w obrębie społeczeństwa i pomiędzy społeczeństwami. Ludzi biednych i pozbawionych możliwości nie interesuje ochrona środowiska ani wiele innych problemów, z jakimi się dzisiaj mierzymy. Jedyne, co ich obchodzi, to własne przetrwanie. Tylko ludzie żyjący w wolnych i dostatnich społeczeństwach interesują się tymi problemami. Siłą napędową wszelkiego postępu jest wolność i dobrobyt gospodarczy, a nie władza skonsolidowana w rękach ludzi, „którzy wiedzą lepiej” i chcą pouczać całą ludzkość w kwestii tego, jak powinniśmy żyć, postępować czy rozmawiać. Nie sądzę, żeby dalsze dawanie władzy niewybranym globalnym urzędnikom i innym globalistom było szczególnie mądre i miało przynieść coś dobrego. Ci samozwańczy „zbawcy świata” są ludźmi tego samego pokroju co ci, którzy rządzili Polską przez 45 lat.
Tylko ludzka inteligencja, wolność myśli, dobrobyt, nauka i dalsze innowacje technologiczne mogą pomóc nam zbudować świat lepszy od tego, w którym żyjemy. Problemy, z jakimi się mierzymy, można rozwiązać tylko poprzez moc naszych umysłów oraz umysłów nowych pokoleń wyedukowanych w taki sposób, aby dalej rozwijać wszystko, co już nam się udało osiągnąć. Czyli tak, jak zawsze rozwiązywaliśmy problemy, z jakimi przyszło nam się mierzyć.
Szabat szalom
Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka
Leave a Reply