One of my teachers loves to share a funny and profound story, which I will tell as I remember it. In the 1970’s, she and some other female rabbis noticed a lack of meaningful rituals for baby naming for girls. As scholars and feminists, they wanted to create something that was not simply a “female version” of the liturgy and meaning of the bris ceremony for boys. They instead wanted a ceremony that was inherently unique and also something that was deeply connected to the stories of the Torah and the other rituals of the Jewish tradition. After some deep study and experimentation, they came up with a simple ritual of washing the baby’s feet with water; powerfully connecting the many places in the Torah where water is connected with life and with strong, compassionate women. From Rebecca at the well to Miriam’s life-giving water that followed the Israelites on their journey through the desert, water seemed to be a perfect fit.
Over the years, the foot washing ritual become very popular, until one day some of the women were at a baby naming where the ritual had been done. At the party afterwards, they overheard someone ask the question: “The foot washing was so beautiful. Where did such a ritual come from?” Without hesitation one of the guests said: “Oh, that? That one’s straight from the Torah!” And that is how you know you have created a good Jewish ritual.
Creating new rituals is part of the never-ending process of keeping Judaism relevant and meaningful, while also bringing holiness into the simple moments of our lives. Ritual does not need to be kept within the walls of the synagogue, since its ultimate purpose is to turn the ordinary into the sacred. We can say a shehecheyanu before the first day back at work (or the first day of vacation!). We can gather together to read texts and create blessings before a baby is born, light a candle and reflect on communal tragedies or communal celebrations, or use the endless rituals and resources our tradition already gives us to make our way through the cycle of life. (See RitualWell–http://www.ritualwell.com for a fascinating collection of new Jewish rituals for everything from passing a driver’s test, to recovering from the death of a loved one).
In many ways, this understanding of ritual is simply an extension of the Torah. According to Maimonides, the 613th and final commandment is found in this week’s portion–that every Israelite should write a Torah scroll for him or herself: Now therefore write down for yourselves this song, and teach it to the people of Israel; put it in their mouths, that this song may be my witness within the people of Israel (Deut 31:19). In practical terms, if we take this commandment literally, very few people have the opportunity, the skills, or the patience to take on this challenge. Because of this, it has become the tradition to fill in a letter in the final pages of a new scroll as guided by a scribe, which many believe is as if we wrote the entire Torah.
But there is a deeper meaning to this passage that can be found in more than just drying ink. To write a Torah scroll means that we are making the Torah new. To fill in the letters ourselves means that we are not simply taking the Torah and accepting it as a remnant of the past, but we are instead making it our own. We find connections and meaning as we bring the stories and ideas of the Torah into our lives, and we make careful changes to laws and traditions to fit the evolving values of society. As the Torah tells us, we turn the static text into a flowing song; one that holds on to us with an emotional power that is difficult to let go. We need to take the Torah for what it is: an incredible, difficult and profoundly mysterious story, yet one that is not meant to be left alone.
If we can create a life for ourselves and our community that feels like it could be the next chapter of Torah, then this is living Jewish tradition. The ultimate goal is to fill our lives with blessings, and fill our mouths with song.
The final lines of one of my favorite poems,”The Art of Blessing the Day” by Marge Piercy says it well:
The discipline of blessings is to taste
each moment, the bitter, the sour, the sweet
and the salty, and be glad for what does not
hurt. The art is in compressing attention
to each little and big blossom of the tree
of life, to let the tongue sing each fruit,
its savor, its aroma and its use.Attention is love, what we must give
children, mothers, fathers, pets,
our friends, the news, the woes of others.
What we want to change we curse and then
pick up a tool. Bless whatever you can
with eyes and hands and tongue. If you
can’t bless it, get ready to make it new.G’Mar Hatimah Tovah! Blessings for a sweet New Year!
-Rabbi Boris Dolin
18 września 2015/5 tiszri 5776
Dwar Tora do paraszy Wajelech
Rabin Boris Dolin
Jedna z moich nauczycielek uwielbiała przytaczać pewną zabawną, ale zarazem głęboką historię, którą opowiem wam w takiej formie, w jakiej sam ją zapamiętałem. W latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia moja nauczycielka oraz inne rabinki zdały sobie sprawę, że brakuje rytuałów, jakie można by odprawiać podczas ceremonii nadawania imienia nowo narodzonej dziewczynce. Były to uczone kobiety oraz feministki, chciały zatem stworzyć rytuał, który nie byłby po prostu „żeńską wersją” liturgii oraz symboliki towarzyszącej ceremonii „brit”, którą urządza się dla chłopców. Chciały stworzyć ceremonię, która byłaby zarówno wyjątkowa, jak i głęboko powiązana z opowieściami Tory oraz z innymi rytuałami obecnymi w tradycji żydowskiej. Po intensywnych poszukiwaniach oraz próbach wymyśliły prosty rytuał, polegający na obmyciu stóp nowo narodzonej dziewczynki wodą. Rytuał ten nawiązywać miał do licznych miejsc w Torze, w których woda powiązana została z życiem oraz z silnymi, współczującymi kobietami. Woda wydawała się doskonałym wyborem, niesie ze sobą bowiem wiele znaczeń – od odniesień do stojącej przy studni Rebeki aż po zapewnianą przez Miriam życiodajną wodę, która towarzyszyła Izraelitom podczas ich wędrówek przez pustynię.
W kolejnych dziesięcioleciach rytuał obmywania stóp stał się bardzo popularny. Pewnego dnia niektóre z wyżej opisanych kobiet uczestniczyły w ceremonii nadania imienia nowo narodzonej dziewczynce, podczas której odprawiony został wymyślony przez nie rytuał. Na przyjęciu po uroczystości usłyszały przypadkiem, jak ktoś zadał pytanie: „Ceremonia obmycia stóp była bardzo piękna! Skąd wywodzi się ten rytuał?” Jeden z gości odpowiedział bez cienia wahania: „Rytuał ten pochodzi z samej Tory!”
Gdy usłyszymy taki komentarz, możemy być pewni, że wymyśliliśmy doskonały żydowski rytuał!
Tworzenie nowych rytuałów jest częścią nigdy niekończącego się procesu dbania o to, aby przesłanie judaizmu pozostawało wciąż aktualne i przepełnione sensem oraz aby nadawało wymiar świętości prostym chwilom naszego codziennego życia. Odprawianie rytuałów nie musi ograniczać się wyłącznie do murów synagogi, ich podstawowym celem jest bowiem przemiana tego, co zwyczajne, w świętość. Możemy na przykład wyrecytować „Szechechejanu” przed pierwszym dniem powrotu do pracy (lub w pierwszy dzień urlopu!). Możemy spotykać się też we wspólnym gronie, aby czytać teksty i zastanawiać się, jakie błogosławieństwa warto wypowiedzieć przed narodzinami dziecka, bądź aby zapalić świeczkę i pogrążyć się w refleksji nad wspólnotowymi tragediami lub nad radosnymi wydarzeniami w życiu naszej wspólnoty. Możemy też skorzystać z nieskończonego zbioru rytuałów i źródeł istniejących od lat w naszej tradycji, które mogą pomóc nam w naszej wędrówce przez poszczególne etapy życia (można skorzystać też ze strony internetowej „Źródło Rytuałów” http://www.ritualwell.com, na której znajdziemy fascynującą listę nowych żydowskich rytuałów na każdą okazję – od zdania egzaminu na prawo jazdy aż po próbę poradzenia sobie ze śmiercią bliskiej nam osoby).
Takie rozumienie roli i znaczenia rytuałów stanowi w dużej mierze przedłużenie przesłania zawartego w samej Torze. Wedle Majmonidesa ostatnie, 613 przykazanie zapisane zostało właśnie w przeznaczonej na ten tydzień paraszy. Głosi ono, że każdy Izraelita powinien spisać dla siebie własny zwój Tory: „Więc teraz spiszcie sobie tę pieśń i naucz jej synów izraelskich. Włóż ją w ich usta, aby ta pieśń była dla mnie świadkiem [wśród]* synów izraelskich” (Pwt 31, 19). Gdybyśmy chcieli odczytać to przykazanie dosłownie, to z czysto praktycznych względów bardzo niewiele osób dysponowałoby odpowiednimi możliwościami, umiejętnościami oraz cierpliwością, aby podjąć się takiego wyzwania. Właśnie dlatego popularny stał się zwyczaj, zgodnie z którym własnoręcznie zapisuje się jedną literę na ostatnich stronach nowego zwoju (pod kierownictwem profesjonalnego pisarza). W przekonaniu wielu osób można dzięki temu uznać, że spisaliśmy całą Torę.
Fragment ten posiada jednak również głębsze znaczenie, odnoszące się do czegoś więcej niż do samego kreślenia znaków atramentem. Spisując samemu zwój Tory, stwarzamy niejako Torę na nowo. Zapisując własnoręcznie litery dajemy do zrozumienia, że nie przyjmujemy biernie Tory i że nie uznajemy jej jedynie za pozostałość z zamierzchłych czasów, lecz że pragniemy, aby stała się czymś, co będzie na wskroś nasze własne. Szukamy aktualnych znaczeń i odniesień do teraźniejszości, wprowadzając opowieści i koncepcje zawarte w Torze do naszego własnego życia oraz dokonując ostrożnych zmian w prawach i tradycjach, aby dopasować je do zmieniających się wartości społecznych. Zgodnie z tym, co nakazuje nam sama Tora, przemieniamy nieruchomy tekst w pełną życia pieśń – w pieśń, z którą czujemy się tak mocno związani, że trudno jest nam się od niej oderwać. Musimy uznawać Torę za to, czym faktycznie jest: niezwykłą, trudną i na wskroś tajemniczą opowieścią – opowieścią, której nie należy jednak pozostawiać samej sobie.
Jeśli będziemy potrafili stworzyć dla siebie samych oraz dla naszej wspólnoty takie życie, które w naszym przekonaniu mogłoby stać się kolejnym rozdziałem Tory, będzie to oznaczać, że nasza egzystencja ucieleśnia żywą tradycję żydowską. Najważniejszym celem jest bowiem wypełnienie naszego życia błogosławieństwami oraz wypełnienie naszych ust pieśnią.
Myśl ta została dobrze oddana w ostatnich wersach jednego z moich ulubionych wierszy, utworu pod tytułem: „Sztuka Błogosławienia Dnia” autorstwa Marge Piercy:
W błogosławieństwach chodzi o smakowanie
każdej chwili, gorzkiej, kwaśnej, słodkiej
i słonej; o zadowolenie z tego, co nie powoduje cierpienia.
Sztuką jest skupienie uwagi
na każdym małym i dużym rozkwicie drzewa życia,
aby język śpiewał o każdym owocu,
jego smaku, zapachu i możliwych zastosowaniach.Uwaga jest miłością, tym, czym musimy obdarzyć
nasze dzieci, matki, ojców, zwierzęta,
przyjaciół, wiadomości, nieszczęścia innych.
Gdy chcemy coś zmienić, przeklinamy to, a następnie
bierzemy do ręki narzędzia. Błogosław wszystko to, co możesz,
swoimi oczami, dłońmi i językiem. Jeśli
nie możesz czegoś pobłogosławić,
przygotuj się, aby stworzyć to na nowo.G’Mar Chatima Towa! Obyście zostali pobłogosławieni słodkim Nowym Rokiem!
Tłum.: Marzena Szymańska-Błotnicka
* Przekład za wersją angielską (przyp. tłum.)
Leave a Reply