Parasza Caw
Beit Warszawa, 22 marca 2019 – Czytana w tym tygodniu parasza zawiera liczne instrukcje rytualne dotyczące składania różnego rodzaju ofiar. Wielu czytelnikom instrukcje te wydają się na pierwszy rzut oka raczej nudne,
a z pewnością pełne powtórzeń i w gruncie rzeczy pozbawione znaczenia. Mogę zrozumieć ten punkt widzenia, jednak nie w pełni go podzielam. W moim przekonaniu posiadają one znaczenie, które przedstawia się następująco: zostały one spisane i są dostępne dla szerokiej publiczności, która może je oglądać, czytać, studiować i kopiować. Nie przechowuje się ich w sekrecie, nie są owiane tajemnicą, nie trzyma się ich w ukryciu, nie napisano ich za pomocą jakiegoś kodu w nieznanym języku, nie są przeznaczone tylko dla nielicznej grupy wtajemniczonych. Ofiary składane w Przybytku, a następnie w Świątyni nie były częścią jakiegoś konspiracyjnego spisku, nie były przeznaczone tylko dla członków Zakonu Iluminatów; przeciwnie, każdy mógł się przekonać, na czym polega zakres obowiązków kohena, czyli kapłana, oraz jakie dostaje za to wynagrodzenie. Dużo się mówi o potrzebie większej transparentności we współczesnym życiu politycznym, ale w praktyce podejmujemy niewiele konkretnych działań mających zapewnić, że zasady te faktycznie zostaną wprowadzone w życie.
Bardzo często w życiu czy też przy lekturze Tory musimy przyglądać się uważnie kontekstowi i sekwencji wydarzeń oraz wypatrywać wskazówek wyjaśniających, co tak naprawdę ma tam miejsce. Czasem podpowiedzi te są ukryte między wierszami, zaś niekiedy podane są dużymi literami, czarno na białym, i musimy po prostu cofnąć się o krok, żeby je było lepiej widać. W judaizmie ranga i znaczenie kapłanów uległy zmniejszeniu. Jest to fakt o wielkiej doniosłości. Nie pozwolono im się wykazywać jakąkolwiek własną inicjatywą. Bóg mówi Mojżeszowi – czyli świeckiemu przywódcy – aby przekazał kapłanom polecenia dotyczące wykonywanych przez nich zadań – takich jak składanie ofiary całopalnej, ofiary z mąki etc. Tak więc Mojżesz jako świecki przywódca również nie jest Bogiem, lecz zaledwie „rzecznikiem” Boga, jego pośrednikiem. Bóg nie przemawia bezpośrednio do kapłanów! Czyż nie jest to niesamowite! Niemniej Bóg przekazuje stanowcze, jednoznaczne instrukcje opisujące krok po kroku, jak Izraelici mają się w stosunku do Niego zachowywać, jakiego rodzaju ofiary mają składać w różnych okolicznościach, jaką część swoich ofiar mają prawo sami spożyć, a do jakiej części mają prawo kapłani tytułem honorarium za swoją pracę.
Nie zamierzam udawać, że szczegóły dotyczące składania wszystkich tych ofiar są nad wyraz fascynujące – WARTO jednak przyjrzeć się użytemu w tym kontekście językowi oraz formie, w jakiej zostały wyrażone. Jakże często słyszymy, jak politycy – w dowolnym kraju i z dowolnej partii – wygłaszają hasła takie jak: „DAMY tyle i tyle milionów na edukację, na służbę zdrowia albo na pomoc socjalną”? Po czym oczekują pochwał i wdzięczności za takie stwierdzenia. Podczas gdy prawda jest taka, że rząd jako taki w rzeczywistości w ogóle niczego nie daje – jedynie PRZEZNACZA pewną kwotę z rocznego budżetu na jakiś konkretny cel…; nie są to jego osobiste pieniądze, są to fundusze pochodzące z podatków, zarówno tych pośrednich jak i bezpośrednich. Tak więc, gdy kapłani składają zgodne z ustalonym porządkiem ofiary, pochodzą one z datków złożonych wspólnie lub indywidualnie przez przybywających do Świątyni Izraelitów. Kapłani reprezentują lud przed Bogiem w taki sam sposób, w jaki prawnik reprezentuje swojego klienta przed sędzią w sądzie – wszyscy wiedzą, że dostaje wynagrodzenie za wykonywaną przez siebie pracę, za mówienie dobrych rzeczy o swoim kliencie, za proszenie o wydanie dla niego korzystnego orzeczenia albo przynajmniej o łagodną karę; wszyscy wiedzą, że prawnik nie znał swojego klienta, zanim ten nie zjawił się u niego w biurze; wszyscy wiedzą też, że potem nigdy więcej nie zobaczy go już na oczy (miejmy nadzieję!) i że nie zostanie bliskim przyjacielem rodziny, a jednak prawnik ten mówi o swoim kliencie tak, jak gdyby łączyła ich od zawsze zażyła relacja i byli bliskimi przyjaciółmi….
Jakże często politycy i urzędnicy mówią „my”, podczas gdy w istocie mają na myśli: „Ja – ale pociągnę was razem z sobą – choćby i na samo dno?”. „My w naszej partii…”, „My w naszym rządzie…”, „My w naszym kraju…” lub nawet „my w naszym narodzie”.
Słowo „kadosz”, które tłumaczy się często jako „święty”, oznacza po prostu „specjalny, oddzielny, niezwykły”. W sytuacji, gdy pracujemy nad wyjątkowym zadaniem, jakże łatwo jest nabrać przekonania o własnej wyjątkowości. Co to oznacza? Że oczekujemy specjalnych nagród, że mamy poczucie, iż nie obowiązują nas już normalne zasady i ograniczenia, że mamy prawo do szczególnych przywilejów – nie tylko z uwagi na posiadany przez nas status, ale przez wzgląd na nas samych. Jest to typowa, często występująca pokusa. Ma się wtedy poczucie, że możemy przemawiać w imieniu wszystkich pozostałych – nawet tych, którzy jeszcze się nie urodzili; nawet tych, którzy już nie żyją. Możemy sobie wtedy wmawiać, iż czujemy, że jesteśmy „bliżej Boga”, lecz w rzeczywistości jesteśmy od niego równie daleko, co wszyscy inni i nie jesteśmy wolni od dokładnie takich samych ludzkich ułomności i słabości.
W ostatnich miesiącach (nie chcę się tu zbytnio angażować w politykę, chciałbym jednak zilustrować moją argumentację jakimiś bieżącymi przykładami) obserwujemy, jak wielkie piętno odcisnął na Kościele fakt, iż tylko dlatego, że mężczyzna przywdziewa sutannę i składa pewne śluby, nie oznacza to wcale, że jego seksualność po prostu wyparowuje; co najwyżej zostaje skanalizowana w innych kierunkach, a w konsekwencji nieomalże z definicji staje się destrukcyjna – dla nich samych, dla ich ofiar oraz dla systemu, któremu służą. Widzieliśmy, jak przywódcy polityczni zaprzeczają historycznym tendencjom i faktom, próbując przedstawić historię swojego narodu sprzed siedemdziesięciu pięciu lat w taki sposób, aby wyglądało na to, iż naród ten składał się tylko i wyłącznie z ofiar i niewiniątek, aby wyglądało na to, że nikt nie kolaborował w nim ze złem, nikt nie wspierał zła i nikt nie zdawał sobie nawet sprawy z jego istnienia…. Niewinna, puszysta owieczka, która miała styczność z lwem, nie ulegając przy tym zdeprawowaniu. Zaś każdy, kto temu zaprzecza, oskarżany jest o bycie heretykiem i zasługującym na karę oszczercą i bluźniercą. Cały naród niewiniątek! W takiej sytuacji człowiek zaczyna się zastanawiać, w co tak naprawdę wierzą niektórzy ludzie i w co myślą, że uda im się przekonać do uwierzenia innych….
Kolejnym ważnym zagadnieniem jest kwestia „zamknięcia jakiegoś rozdziału życiowego”. Jeśli jakiś człowiek, dajmy na to Żyd, dopuścił się jakiegoś grzechu lub chciałby o coś poprosić, dysponuje jasnymi, opisanymi krok po kroku instrukcjami wyjaśniającymi, co ma zrobić, żeby zaspokoić tę potrzebę. Zamiast korzystać latami z pomocy psychologicznej bądź z psychoterapii, można przynieść ofiarę przebłagalną. Niedawno sam musiałem udzielać tego typu wsparcia pewnemu mężczyźnie – nie-Żydowi – który przez prawie całe życie nosił w sobie poczucie winy za tragedię, w którą był zamieszany jako nastolatek. Jakże inaczej mogłoby się potoczyć całe jego życie, gdyby udało mu się „naprawić relację z Bogiem” w taki czy inny sposób – gdyby przyznał się do nękającego go poczucia winy i wstydu, gdyby przyznał się do niemożliwości naprawienia tego, co się wydarzyło – ktoś stracił życie w wypadku – ale gdyby mógł przynajmniej naprostować swoją relację z Bogiem i jakoś dalej żyć. Lista opłat przedstawiona w Torze jest stosunkowo prosta, zdarzają się okazyjne zniżki dla najuboższych, nie przewiduje się jednak wyższych, dodatkowych opłat dla bogatszych – niemniej lista ta jest jasna, została podana do ogólnej wiadomości niczym ceny w menu wystawianym na zewnątrz restauracji. Gdy jako ludzie stoimy przed Bogiem, ważne jest nie tyle to, co posiadamy, ale raczej to, co jesteśmy gotowi ofiarować. Bóg nie potrzebuje ofiary po to, aby zaspokoić swoje potrzeby; ofiara służy temu, żeby człowiek mógł powiedzieć: „poradzę sobie bez tego, stać mnie na to, żeby to ofiarować, nie będę tego zawsze potrzebował” i żeby mógł oddać to komuś innemu – aby pokazać, że potrafi się zdystansować od rzeczy materialnych, że jest w stanie patrzeć, jak trawi je ogień albo że potrafi dzielić się nimi z innymi. Słowo oznaczające ofiarę – korban – wywodzi się od zwrotu oznaczającego „zbliżanie się” do Boga. Rabini oświadczyli, że możemy się zbliżyć do Boga poprzez modlitwę, która stanowić ma w zamierzeniu alternatywę czy też zastępstwo dla składanych niegdyś ofiar.
Tak więc, gdy czytamy te rozdziały z księgi Kapłańskiej – nie musimy trzymać się ścisłej interpretacji i wypełniania zasad i przykazań, a ja z pewnością nie zaliczam się do tych Żydów, którzy dowodzą, że należy przywrócić kult ofiarny w Jerozolimie – jednak możemy i powinniśmy zadać sobie pytanie: dlaczego prawie wszystkie religie w historii świata zawsze domagały się czegoś od swoich wyznawców? Dlaczego zawsze istniało zapotrzebowanie na kapłanów, ołtarze i ofiary (w różnych formach, pod różnymi nazwami, nawet jeśli chodziło o pieniądze, palenie kadzideł przed obrazami albo ofiary składane kapłanom lub mnichom) i dlaczego zwyczaje te występowały wszędzie – od Tajlandii przez Indie aż po Peru? Jaki wpływ na modlących się wywierały właśnie takie a nie inne formy oddawania czci? I po jakie opcje sięgamy obecnie w ich zastępstwie, gdy chcemy zbliżyć się do Boga?
Szabat Szalom,
Rabin dr Walter Rothschild
Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka
Leave a Reply