Beit Warszawa, 9 listopada 2018
Hebrajskie słowo toldot, nazwa czytanej w tym tygodniu sidry, ściśle rzecz biorąc oznacza „pokolenia” – tych, którzy się urodzili – zaś w mniej ścisłym znaczeniu używane jest na określenie „pokoleń” i „dziejów”. Hebrajski rdzeń „j-l-d” oznacza „urodzić się” lub „urodzić” – jeled to „chłopiec”, jalda to dziewczynka, zaś molad to narodziny nowego miesiąca księżycowego….
Na „dzieje” składa się zatem życie i śmierć kilku pokoleń; jeśli osoby te pozostają wciąż przy życiu, lepiej jest określać to mianem „bieżących wydarzeń”, zaś jeśli odeszli już z tego świata, mówimy wówczas o „dziejach poprzednich pokoleń”. Podział ten jest oczywiście sztuczny, można go jednak określić mianem „roboczej hipotezy”. W chwili, gdy ktoś da początek kolejnemu pokoleniu, jego własne pokolenie przesuwa się o krok wstecz w sekwencji pokoleń i wkracza na drogę zmierzającą ku przeszłości, na drogę wiodącą do stania się rodzicami i, jak ma się nadzieję, w stosownym czasie również dziadkami, pra-dziadkami i „odległymi przodkami” czy też „nestorami” bądź „seniorami” rodu. Dlatego też, gdy Biblia mówi „to są dzieje/pokolenia…” tego i tego, prawie zawsze podaje następnie, „kim były i kim zostały jego dzieci i wnuki”.
Mamy nie tylko „toldot Izaak” (Rdz 25, 19), ale również „toldot Iszmael” (25, 12) i „toldot Ezaw” (36, 1, powtórzone w wersecie 9). Widzimy na ich przykładzie, jak kolejni potomkowie zostają wymienieni w porządku chronologicznym, od wcześniejszych do późniejszych pokoleń. Mamy tu więc do czynienia ze spoglądaniem zarazem w przyszłość jak i w stronę przeszłości. W istocie pierwszy raz słowo to zostaje użyte w Rdz 2, 4: „Ejle toldot haszamajim wehaarec” – „Taka oto jest historia (…) nieba i ziemi od chwili ich stworzenia” (choć, trzeba przyznać, od tego momentu historia niebios jest praktycznie ignorowana!). Co ciekawe, w Rdz 5, 1 znajdujemy pierwszą wzmiankę o źródłach pisemnych – „ze sefer toldot Adam, bejom bara Elohim Adam bidmuto…” – „Oto KSIĘGA dziejów/pokoleń Adama. W dniu, w którym Bóg stworzył Adama, uczynił go na podobieństwo Boże” – w istocie jest to początek wykazu wymieniającego pokolenia Adama, Seta, Enosza, Kenana, Mahalalela i tak dalej. Nie mówi się nam jednak, kto napisał tę księgę ani gdzie się ona obecnie znajduje!
W Rdz 6, 9 czytamy zaś: „ejle toldot Noach”, choć w tym przypadku lista jest niezwykle krótka, wymienia się bowiem tylko jedno następne pokolenie, w skład którego wchodzą trzej synowie Noego. Historia kontynuowana jest w Rdz 10, 1: „weejle toldot bnej-Noach, Szem, Cham weJafet…” – „Oto dzieje SYNÓW Noego: Sema, Chama i Jafeta”. Pokolenia zostają następnie starannie wymienione według rodów poszczególnych przodków. W Rdz 11, 10 „toldot Szem” zostają wymienione czy też nazwane ponownie, tak by doprowadzić nas do Awrama – po czym w Rdz 11, 27 wymienione zostają „toldot Terach” – tuż PO TYM, jak lista dotarła do Awrama, jak gdyby w celu podkreślenia znaczenia tych szczególnych narodzin.
Przywołuję te wszystkie fakty, aby pokazać, że gdy w czytanej w tym tygodniu sidrze skupiamy się na historii Izaaka, jest to tylko jedna spośród wielu części naszej historii. Każdy człowiek się urodził i wielu – choć nie wszyscy – zapewnią następnie, że na świat przyjdą również inne jednostki. Oczywiście z współczesnego, indywidualistycznego punktu widzenia definiowanie ludzi za pośrednictwem takich kategorii wydaje się wybiórcze, nazbyt wąskie i w istocie niesprawiedliwe. Dlaczego mielibyśmy być definiowani wyłącznie przez wzgląd na to, kto żył przed nami i kto żył po nas? – A co z tymi, którzy nie chcą mieć dzieci?; Z tymi, którzy chcą, ale nie mogą mieć dzieci?; Co z tymi, którzy próbowali i mieli dzieci, ale następnie je stracili? Odpowiedź na te wątpliwości jest zaś następująca: tak, takie podejście JEST wybiórcze, JEST niesprawiedliwe, ale jest również realistyczne. Jakże często rzeczywistość nie przystaje do naszych związanych z nią marzeń i pragnień. Ta rozbieżność stanowi dla nas poważne wyzwanie – w wymiarze politycznym, społecznym i teologicznym. Rzeczywistość mówi: „Zawsze niektórzy będą biedniejsi od innych”; Rzeczywistość mówi: „zawsze będą się rodzić niepełnosprawne osoby, niektórzy zachorują na poważne, chroniczne choroby, niektórzy będą cierpieć na depresję, inni będą mieli myśli samobójcze, jeszcze inni będą agresywni”. Wiemy, że niektórzy są inteligentni, a inni nie, że niektórzy są utalentowani, a inni nie. Możemy pisać książki i wygłaszać kazania napominające: „nie zabijaj, nie cudzołóż, nie stosuj przemocy wobec dzieci ani słabszych!” – lecz i tak zawsze znajdą się tacy, którzy będą popełniać takie czyny! Możemy wołać: „zakażmy wojen!” – lecz samo to nie sprawi, że nigdy już nie będzie żadnych konfliktów zbrojnych. Zaprzeczanie tym faktom jest głupie i nierealistyczne. Przypomina zachowanie tych, którzy mówią, że gdyby tylko rozwiązać policję, to nie byłoby już więcej przestępców!
Do powyższych obserwacji możemy też dodać następującą: „Jedni są płodni, a inni nie”. Nie jestem lekarzem specjalizującym się w medycynie reprodukcyjnej, nie krytykuję też osób podejmujących takie czy inne decyzje życiowe; jestem tylko rabinem odczytującym starożytny tekst, w którym para, para małżonków, przeżywa dwadzieścia długich, rozpaczliwych, pełnych niewiadomych, zadręczania się i rozczarowań lat, zanim w końcu udaje im się zostać rodzicami. Kilka sidrot temu Abraham i Sara przeszli podobne męczarnie i próbowali różnych rozwiązań – najpierw zaadoptowali osieroconego bratanka Abrahama, Lota; potem wykorzystali zaś służącą Hagar jako zastępczą matkę…. Przynajmniej w ich przekonaniu ich własna tożsamość zależała od tego, czy uda im się doczekać następnego pokolenia, choć, jak się przekonamy, w żadnym wypadku nie rozwiązało to wszystkich ich problemów! W rzeczywistości było dokładnie odwrotnie….
W kulturze arabskiej wiele osób zwie się „ibn” – „syn tego i tego”, zaś inni „abu” – „ojciec tego i tego” lub „umm” – „matka tego i tego”. Ludzie definiują się poprzez pokolenie, do którego należą. W języku hebrajskim jest się czyimś „ben” lub „bat” [synem lub córką – przyp. tłum.]. W jakże wielu nazwiskach w różnych językach pojawia się sformułowanie „son” lub „fitz” lub „sohn” lub „sson” lub „witz” lub „wicz” lub „vici” lub „shvili” lub inne tym podobne formy lingwistyczne? Weźmy choćby takie nazwiska jak „Johnson”, „Robinson”, „Williamson”, „Wolfssohn”, „Shmuelevitz”, „Jakobshvili” i tak dalej….
Izaak Abramowicz (Izaak syn Abrahama czy też Jicchak ben Awraham w’Sara) oraz Riwka bat Betuel nie chcą być ostatnim ogniwem swoich rodów. Spraw nie ułatwia ich sytuacja rodzinna; Izaak miał, delikatnie rzecz ujmując, niezwykle trudną relację ze swoim bardzo starym ojcem, zaś jego matka umarła; Riwka również była pozostawiona sama sobie, z dala od jakiejkolwiek matczynej czy też siostrzanej rady, jaką mogłaby otrzymać u siebie w domu. (Pomyślmy tylko o tym, co robi później Rachela, próbując różnych sposobów, jak choćby korzeni mandragory, lub nawet kradnąc bożki swego ojca i siadając na nich…. Ostatecznie umiera wydając na świat swoje drugie dziecko).
Czytana przez nas w ten weekend część historii porusza właśnie kwestię owego zagrożenia, iż rodzina Abrahama po prostu wymrze, okaże się ślepą uliczką, odejdzie w zapomnienie.
Gdyby Riwka nie zaszła w ciążę, historia dobiegłaby końca w tym miejscu. Nie byłoby ani Jakuba, ani Ezawa, ani Józefa, ani jakiejkolwiek dalszej historii rodzinnej. Dynastia Abrahama przetrwałaby mniej więcej tyle samo czasu, co dynastia króla Saula. Nie mamy najmniejszego pojęcia, jak wiele historii rodzinnych zostało przerwanych w wyniku takich katastrof jak Szoah lub wojna – gdyż zwyczajnie nie pozostali po nich żadni potomkowie, którzy zachowaliby w pamięci swoich przodków. Rody te wymarły i (za wyjątkiem bardzo rzadkich przypadków, gdy zachowała się jakaś książka, budynek lub dokumenty, albo też gdy przy życiu pozostał jakiś odległy krewny, który zdążył wyjechać na czas) popadły obecnie w całkowite zapomnienie. Każdy młody żołnierz zabity na polu walki, każde dziecko zamordowane podczas rzezi oznacza koniec pewnego rodu – gwałtowny koniec, zanim ród ten miał się okazję w pełni ziścić.
Ciągłość dziejów wymaga zatem istnienia kolejnych pokoleń. Obecnie w Europie stoimy w obliczu niepewnej żydowskiej przyszłości, po części dlatego, że wielu Żydów/Żydówek zawiera związki małżeńskie w późniejszym wieku lub w ogóle się nie żeni/nie wychodzi za mąż, lub też wstępuje w związek małżeński nie zamierzając zakładać rodziny i wychowywać dzieci w duchu judaizmu. Na poziomie indywidualnym są to w pełni usprawiedliwione decyzje, lecz w wymiarze wspólnotowym uniemożliwia to zapewnienie ciągłości. Fakt, iż niektórzy z własnej woli, z dowolnych względów osobistych lub rodzinnych, decydują się zostać Żydami/Żydówkami, pomaga do pewnego stopnia zachować stan liczebny, również i to rozwiązanie niesie z sobą jednak nieraz pewne problemy.
W Niemczech mam obecnie do czynienia z dziwaczną sytuacją, gdy ktoś TWIERDZI, że wywodzi się od wielu pokoleń Żydów, lecz, jak się wydaje, czyni to bez jakichkolwiek faktycznych podstaw. Nie urodził się Żydem ani nie przeszedł stosownego procesu konwersji na judaizm. Ale, jak twierdzi, „czuje się Żydem”. Owo pragnienie bycia kimś innym, a nie tym, kim się naprawdę jest, stanowi dziwaczne i niepokojące zjawisko, i do tego wcale nie tak rzadko spotykane. Nie chodzi mi tu o zwykłe marzenia na jawie o byciu dzielnym bohaterem, szpiegiem lub słynnym sportowcem czy też muzykiem, niczym marzenia snute przez Waltera Mitty, fikcyjną postać stworzoną przez Jamesa Thurbera. Każdy chciałby być lepszy, lepiej wyglądać i mieć lepszą sytuację finansową; samo przyzwyczajenie się do bycia tym, kim jesteśmy i nauczenie się, jak żyć z samym sobą może nam zająć całe dziesięciolecia. Lecz ci, którzy z rozmysłem postanawiają sfałszować prawdę o swojej tożsamości, aby odciąć się od swoich prawdziwych korzeni, i którzy posługują się fałszywym imieniem lub przypisują sobie fałszywą narodowość lub kwalifikacje, czy też osoby, które podają się za lekarzy lub pilotów, wywołując tym samym zamęt, gdy ludzie zaczynają im wierzyć i ufać – to zupełnie inna sytuacja. (Niektórzy udają nawet, że są rabinami, jak przekonaliśmy się nie tak dawno temu w Poznaniu!).
Fakty są takie, że obecnie w Europie prawie w ogóle nie ma Żydów. Tu garstka, tam garstka, wszyscy łącznie stanowią jednak zaledwie ułamek niegdysiejszej społeczności. W świecie żydowskim nie brak znawców, którzy już nas spisali na straty twierdząc, że nie ma przed nam przyszłości, że jesteśmy skazani na wyginięcie. Nie chciałbym się przyłączać do tych głosów rozpaczy, niemniej patrzę trzeźwo na rzeczywistość. Nie możemy po prostu jak za pstryknięciem palców stać się nagle dużymi wspólnotami, musimy czynić użytek z dostępnych nam ograniczonych zasobów i podejmować wspólne działania tam, gdzie tylko to możliwe. A przynajmniej musimy dołożyć wszelkich starań, aby ilość zastąpić jakością. Musimy działać na rzecz podtrzymywania naszych wspólnot przy życiu i absolutnie każdy ma rolę do odegrania w tych staraniach.
Pod koniec naszej sidry, w 1 wersecie rozdziału 28, po wielu przygodach Izaak – który aż do tego momentu był przedstawiany przede wszystkim jako słaby i bierny – próbuje przejąć kontrolę nad sytuacją, choć w rzeczywistości reaguje tylko na zamartwianie się i skargi swojej żony; wzywa swojego syna Jakuba (a w istocie jednego ze swoich dwóch synów, synów bliźniaków – lecz właśnie w tym rzecz) i mówi mu, żeby poszukał sobie żony wśród rodziny ze strony matki; modli się też, aby Bóg sprawił, że będzie płodny, rozmnoży się i stanie się kahal amim, „wspólnotą ludów” (a congregation of peoples). Ezaw, który ma cztery kananejskie żony, pragnąc zrobić na złość swemu ojcu (który do czasu tych wydarzeń faworyzował właśnie jego) teraz celowo bierze sobie za żonę jedną z córek Iszmaela – czyli swoją kuzynkę, wnuczkę swego dziadka Abrahama, zwaną Mahalat. Tekst nie wyjaśnia jednoznacznie, czy chciał w ten sposób zadowolić czy też zirytować swoich rodziców. Jak na ironię w późniejszym opisie rodu Ezawa przedstawionym w rozdziale 36 jej imię zostaje zmienione na Basmat. Za sprawą potomstwa urodzonego mu przez żonę Adę Ezaw zostaje dziadkiem Amaleka! Układy rodzinne są zawsze bardziej skomplikowane, niż nam się wydaje. To samo tyczy się też wspólnot. A już w szczególności „kahal amim” czy też rodziny wspólnot!
Patrzmy jednak w przyszłość; przymierze zostało przekazane dalej Jakubowi i historia będzie miała dalszy ciąg. Trwa ona aż do chwili obecnej i, miejmy nadzieję, będzie również trwać dalej….
Rabin dr Walter Rothschild.
Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka
Leave a Reply