3 sierpnia 2018 – Czytana w tym tygodniu sidra z Tory, czyli parasza Ekew, rozpoczynająca się w Księdze Powtórzonego Prawa 7, 12, zmusza nas do zmierzenia się z przerażającym, głębokim egzystencjalnym i teologicznym dylematem. Choć nie mam jednoznacznych odpowiedzi, którymi mógłbym się z wami podzielić, nie chcę się uchylać od zadawania tego pytania – a jest to w rzeczy samej niezmiernie ważne pytanie: „Czy możemy wierzyć w to, co mówi Bóg?”.
Czytana w zeszłym tygodniu sidra Waetchanan zakończyła się zbiorem instrukcji oraz opisem relacji pomiędzy Bogiem i Izraelem, której nie mogę określić inaczej niż jako neurotyczną. Bóg mówi – czy też Mojżesz informuje o tym w Jego imieniu – że Izraelici po wejściu do przyobiecanej im Ziemi Izraela powinni być na wskroś bezwzględni w swych interakcjach z zamieszkującymi tam ludami. Chodzi o siedem narodów – Girgazyjczyków, Amorejczyków, Kananejczyków, Jebuzejczyków i inne, które Bóg wyda w ręce Izraelitów; mają oni nie zawierać z nimi żadnych traktatów ani przymierzy, nie wolno im też zawierać małżeństw mieszanych z przedstawicielami owych ludów; w rzeczy samej powinni ich wypędzić lub zniszczyć. Dość ponury scenariusz! Ich ośrodki kultu i ołtarze mają zostać zburzone, tak aby nie zachodziło choćby najmniejsze zagrożenie, że skłonią Izraelitów do zejścia z właściwej drogi. Podejście to jest niezwykle fundamentalistyczne, radykalne i ekstremistyczne. I na wskroś bezlitosne. Nie jest to raczej obrazek, z jakim chcielibyśmy, aby kojarzony był judaizm.
Sidra ta kończy się następującym wersetem: „Przestrzegaj więc przykazań, ustaw i praw, które Ja ci dzisiaj nakazuję spełniać”. Nic dodać, nic ująć.
Od tego miejsca rozpoczyna się sidra przeznaczona na ten tydzień. Na początku wyrażona zostaje następująca myśl – „PONIEWAŻ byliście posłuszni tym niewątpliwie brutalnym prawom, dlatego też Bóg okaże wam miłość, Bóg dotrzyma złożonych przez siebie obietnic, Bóg zadba o to, aby wszystko dobrze się ułożyło”. Bóg pobłogosławi nasze potomstwo, przychówek naszych zwierząt i płody naszej ziemi, i pobłogosławi nas, i oddali wszystkie choroby, i obdarzy nas pewnością siebie, pozwalającą nam spojrzeć nienawidzącym nas ludom prosto w twarz i powiedzieć im, żeby się wynieśli; nie ma powodu do obaw.
Dla tych, którym nie zależy na byciu liberalnym i humanitarnym, będą to wspaniałe wersety, głoszące całkowite zwycięstwo nad całą resztą; dla osób uważających się za postępowych Żydów i Żydówki słowa te są jednak w najlepszym wypadku kłopotliwe, a w najgorszym najzwyczajniej w świecie przerażające. Czy naprawdę możemy zaufać takiemu Bogu?
Cóż, odpowiedź jest po części oczywiście taka, że nie mamy wyboru! W końcu JEST tylko Jeden Bóg! „Szma Jisrael, Adonaj Elohejnu, Adonaj Echad!”. Zostało to wyraźnie podkreślone w dopiero co czytanym rozdziale, w rozdziale 6! A przykazanie to stwierdza następnie, że musimy KOCHAĆ tego Boga z całego naszego serca, całym naszym umysłem i ze wszystkich naszych sił – nakaz ten ma bezwarunkowy charakter.
Inna część tej odpowiedzi – a przynajmniej jakiejś odpowiedzi – głosi, że również i my oczekujemy miłości od Boga niezależnie od tego, jak postępujemy – a również niektóre z naszych własnych zachowań można uznać za przemocowe, żenujące lub najzwyczajniej za nietaktowne i w złym stylu. Tora mówi nam jednak w tym miejscu, że Boża miłość wcale nie jest bezwarunkowa, że musimy być posłuszni Bogu i Go szanować, jeśli chcemy zasłużyć sobie na Jego miłość. Właśnie TA koncepcja jest kłopotliwa i trudna do zrozumienia. Czy religia i wiara są zaledwie kwestią „wypełniania rozkazów, nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy”? Czy liczy się jedynie posłuszeństwo, a nie poczucie sprawiedliwości? Czy oddawania czci Zasadom i Prawom nie można również uznać za formę bałwochwalstwa?
Podczas lektury naszego Tanachu przekonujemy się, że prorocy raz po raz głosili, iż ślepe posłuszeństwo względem zasad rytualnych NIE wystarczy i że Bóg życzy sobie otwartej, tolerancyjnej społeczności, która poważnie traktuje konieczność zadbania o sprawiedliwość społeczną dla słabszych; społeczności, która powinna być „światłem dla narodów”. Istnieje zatem rozdźwięk pomiędzy Torą a Newiim, księgami prorockimi. Owa debata pomiędzy kapłanami i prorokami wpłynęła na kształt całego judaizmu i można by się nawet pokusić o tezę, że ortodoksja skupia się na Rytuale, natomiast postępowy judaizm koncentruje się na kwestiach związanych ze sprawiedliwością społeczną. Gdyby to wszystko tylko było takie proste…
Nie istnieją proste odpowiedzi na powyższe pytania i namawiam was, abyście wystrzegali się każdego, kto będzie wam kiedykolwiek oferował JAKIEKOLWIEK proste odpowiedzi na którekolwiek z fundamentalnych pytań teologicznych. Taka osoba z definicji nie może mieć racji. Pytania te pozostają jednak wciąż obecne, a sposób, w jaki się do nich odnosimy przesądza o tym, jakimi jesteśmy ludźmi i jakimi jesteśmy Żydami/Żydówkami. Jak dobrze wiemy, religia bywała często wykorzystywana – czy też nadużywana – jako wymówka pozwalająca zabijać osoby wierzące w coś innego niż my sami. Jako Żydzi/Żydówki doznawaliśmy na przestrzeni wieków cierpień z rąk chrześcijan, ateistów i muzułmanów – gdy tylko jedna z tych grup traci na sile, inna się umacnia, a jedynym, co zdaje się je z sobą łączyć, jest chęć prześladowania Żydów. Skłania to niewątpliwie do refleksji….
Chciałbym w tym miejscu zwrócić uwagę na dwa inne aspekty naszego kalendarza. Po pierwsze, przypadający obecnie szabat zwany jest „drugim Szabatem Pocieszenia”, obchodzimy go bowiem po dniu żałoby, czyli po Tisza beAw (Dziewiątym Aw). Odczytujemy w tym czasie specjalną haftarę pochodzącą z Izaj 49, 14 – 51, 3. Nawet jeśli pogrążeni w rozpaczy uważamy nieraz, że Bóg może o nas zapomnieć – mówi prorok – nie, Bóg o nas nie zapomni, tak samo jak matka nie zapomina o swoim dziecku. Jak na ironię, Izajasz roztacza między innymi wizję, iż nadejdzie czas (49, 20), gdy po okresie zniszczenia i odbudowy Jerozolima zaludni się znów tak bardzo, że nie starczy dla wszystkich zakwaterowania! Cóż, można uznać, że to akurat proroctwo z całą pewnością się ziściło! Prorok stwierdza też (50, 4-9), że spotkały go cierpienia za głoszenie tego, co czuł się w obowiązku głosić i co nakazał mu obwieścić Bóg; bito go za to i opluwano – lecz mimo to zamierza dalej głosić przesłanie, które koniecznie musi zostać obwieszczone. I choć wspomina o Bogu, który sprowadza ciemność, jest to zarazem Bóg przynoszący światło; Bóg, który wypędza ludzi na wygnanie, lecz który sprowadzi ich też z powrotem. Jest to Bóg – mówi prorok – który pociesza Syjon i władny jest przemienić pustynię w żyzne ogrody. „Radość i wesele zapanują w nim, pieśń dziękczynna i dźwięk pieśni”. Zaiste, słowa niosące pocieszenie.
Drugi komentarz jest zaś następujący: szabat ten zwany jest również „mewarchin hachodesz elul” – miesiąc elul rozpocznie się w nadchodzącym tygodniu. Mamy tu w istocie do czynienia z jedną z owych skomplikowanych anomalii kalendarzowych, zgodnie z którą następny szabat uznawany jest za trzydziesty dzień miesiąca liczącego dwadzieścia osiem dni…; nie oczekujcie proszę, żebym wam to wyjaśnił – trzeba być astronomem, fizykiem lub matematykiem, żeby zrozumieć zasady funkcjonowania tego rodzaju cykli, a ja nie jestem żadnym z nich! Dość powiedzieć, że to w TEN szabat obwieszczamy początek następnego miesiąca. Przypominamy sobie w związku z tym, że wkrótce rozpocznie się miesiąc przygotowań do Strasznych Dni, miesiąc elul stanowi bowiem „czas szykowania się” do posiadającego fundamentalne znaczenie miesiąca tiszri.
Teraz, gdy przyswoiliśmy sobie już wszystkie te informacje, teksty i wyjaśnienia dotyczące kalendarza – w jakim znajdujemy się miejscu? Jakie jest nasze stanowisko? Czego się nauczyliśmy? Co nam z tego pozostanie jako temat do dalszych refleksji?
Niełatwo jest czytać niektóre z naszych starożytnych tekstów z naszej teraźniejszej, współczesnej perspektywy. Niekiedy pomóc może próba wczucia się w sposób myślenia i uwarunkowania właściwe dla owych czasów, czasem bywa to jednak niezwykle trudne. Co sprawia, że Izraelici na pustyni trzymają się wciąż razem? Przeświadczenie o wspólnym celu, które może ulec osłabieniu, jeśli będzie wystawione na zbyt wiele czynników rozpraszających uwagę i na rozmaite alternatywy – właśnie dlatego Izraelici muszą unikać tym podobnych czynników bądź je wyeliminować. Problematyczne nie jest to, że inne ludy praktykują odmienne rytuały religijne – problem polega na tym, że Izraelici mogą odczuwać pokusę lub czuć się zmuszeni do nich dołączyć. Nie mamy tu do czynienia z poczuciem misji, z przekonywaniem Moabitów lub Midianitów, aby stali się Izraelitami – WIDOCZNE JEST tu natomiast poczucie strachu, że Izraelici wymieszają się z nimi za sprawą małżeństw mieszanych, zintegrują się i zasymilują, stając się tym samym Moabitami lub Midianitami – tak właśnie głosi jedna z możliwych interpretacji teologicznych czy też politycznych.
Każda grupa ludzi zbliżająca się do innego kraju, do innego społeczeństwa, musi się zmierzyć z następującym pytaniem: „W jakim zakresie powinniśmy się integrować, a na ile zachować naszą własną tożsamość?”. Część problemów wiąże się z językiem, edukacją lub podstawowymi obowiązkami obywatelskimi takimi jak przestrzeganie prawa i płacenie podatków. Czy osoby te powinny wciąż mieć prawo używać swego rodzimego języka w domu lub w szkole? Czy powinny mieć prawo się spotykać w jakimś wynajmowanym pokoju w celu praktykowania swojej własnej religii, a nie tej wyznawanej przez wszystkich żyjących wokół nich sąsiadów? Czy powinny mieć prawo przygotowywać lub kupować potrawy stanowiące część ich tradycji, a nie tylko dania spożywane przez wszystkich pozostałych? Czy wolno im zachować odmienny sposób ubierania się? Odmienne rytuały społeczne?
Jak łatwo zauważyć, w wielu krajach europejskich kwestia zintegrowania islamu z uprzednio chrześcijańskimi społeczeństwami budzi skrajne emocje. Celowo używam sformułowania „uprzednio chrześcijańskie społeczeństwa”, istnieje bowiem jasne chrześcijańskie nauczanie w kwestii tego, jak należy traktować obcych, i nie ulega wątpliwości, iż nauczanie to nie jest przestrzegane. Chrześcijaństwo zagubiło się pod wieloma względami, zwłaszcza po XIX i XX wieku. Weszło w nazbyt bliskie relacje z władzą świecką i – za wyjątkiem pewnych chlubnych wyjątków – przestało się troszczyć o moralną i społeczną sprawiedliwość. Obecnie powstała w ten sposób próżnia duchowa zapełniana jest przez inną grupę, przejawiającą własne, głębokie uczucia religijne. Jest to niewątpliwie interesujące zjawisko. Dawni chrześcijanie, którym udało się wyeliminować z Europy niemal wszystkich Żydów, teraz apelują do nich o pomoc w uporaniu się z tym problemem, powołując się na rzekome „żydowsko-chrześcijańskie filary wartości europejskich”. Nie możemy spełnić ich próśb. Ci nieliczni z nas, którzy tu pozostali, mogą jedynie powoływać się na nasze własne pisma, na nasze własne tradycje. Pomimo obaw o antysemityzm (którego, jak twierdzi wielu uczonych, muzułmanów z Bliskiego Wschodu nauczyli europejscy chrześcijanie) trudno jest nam się przyłączać do ataków na islam piętnujących obrzezanie, rytualny ubój zwierząt dla celów spożywczych, wolne dni niezbędne dla oddawania się praktykom religijnym czy też prawo do noszenia nakryć głowy – nawet jeśli nasze własne, żydowskie podejście do tych zagadnień NIE jest identyczne z muzułmańskim. (Mamy inne zasady dotyczące uboju, obrzezanie przeprowadza się u nas w inny sposób i nie dotyczy ono dziewcząt, u nas nosi się kipę, tichł i szajtł, a nie burkę, i tak dalej).
Historia na szczęście nie powtarza się dokładnie w taki sam sposób, jednak czasem obserwowanie rozwoju wypadków bywa interesujące. Czy przynosi nam to spokój i pociechę w ten Szabat Pocieszenia? Nie jestem pewien. Mam co do tego wątpliwości. Jednak może to być jedyne dostępne nam obecnie pocieszenie. Warto będzie kiedyś powrócić do tego tematu.
Rabin dr Walter Rothschild
Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka
Leave a Reply