Na Szabat przypadający w Sukot rabini wybrali czytanie z Tory pochodzące z 8 rozdziału księgi Dewarim (Powtórzonego Prawa), które skupia się na sposobie, w jaki Izraelici musieli spędzić (i wycierpieć) długi czas, czterdzieści lat, na pustyni. Wydaje się to być odpowiedni tekst również dla naszej własnej kongregacji, która również w pewnym stopniu znajduje się „na pustyni”, w wynajmowanym pomieszczeniu, uzależniona od innych, z koniecznością rozpakowywania się i ponownego pakowania za każdym razem, kiedy chcemy odprawić nabożeństwo, podobnie jak Lewici musieli ciągle ustawiać, a potem rozmontowywać Przybytek, który nieśli ze sobą przez pustynię. Można by twierdzić, że cała Europa jest z żydowskiego punktu widzenia pustynią, Midbar, nie tylko Polska i nie tylko Warszawa; tu i ówdzie znajdują się obozowiska Żydów, z których wielu przywędrowało do Europy z Północnej Afryki albo z byłego Związku Radzieckiego albo z Ameryki, albo nawet, jak na ironię, z Izraela. Obecnie w Niemczech dochodzi do dziwnej formy wymiany ludności, w ramach której każdego roku pewna liczba Żydów opuszcza Niemcy i przenosi się do Izraela, ponieważ tylko tam czują się wolni od nieustannego stresu związanego z antysemityzmem; tylko tam czują, że mogą swobodnie być Żydami i nosić kipę; jednocześnie każdego roku niektórzy Izraelczycy przenoszą się do Niemiec, ponieważ w ich przekonaniu tylko tam będą mogli się uwolnić od nieustannego stresu wynikającego z możliwości potencjalnego ataku ze strony sąsiadujących krajów, tylko tam czują się wolni od potencjalnego niebezpieczeństwa i przemocy, tylko tam czują, że mogą swobodnie podróżować. „Trawa jest zawsze bardziej zielona u naszego sąsiada”, jak głosi stare przysłowie. Z rozmysłem nie chcę tutaj krytykować żadnej z tych grup; obie mają rację, decyzje obu stron są usprawiedliwione.
Podczas tygodniowych obchodów święta Sukot przypominamy sobie nie tylko o jesiennych zbiorach, ale również o tym, że Izraelici byli niegdyś zniewoleni i dostali szansę na to, żeby wydostać się z Egiptu i przenieść się do innego kraju, gdzie mieli być wolni – a przynajmniej byli wolni, aby służyć Bogu raczej niż faraonowi. Najwyraźniej niektórzy Izraelici nie byli zadowoleni z tego, że muszą opuścić Egipt, a później narzekali, tęskniąc za jedzeniem, które wcześniej jedli z przyjemnością, za rybami, czosnkiem i cebulą; równie wyraźnie widać też, że niektóre osoby niebędące Izraelitami chętnie wykorzystały tę sposobność i przyłączyły się do grupy – byli to tak zwani „eruw raw”. Historia jest zawsze bardziej skomplikowana, niż lubią to przedstawiać populiści i nacjonaliści.
Jednak problem polega na tym, że choć Izraelici są gotowi na opuszczenie Egiptu, to nie są jeszcze gotowi na wejście do Kanaanu, zwłaszcza, że jest to kraj już zamieszkany i broniony – i mają takie poczucie pomimo tego, iż Jozue i Kaleb przekonują ich, że z Bożą pomocą wszystko jest możliwe. W konsekwencji Bóg musi czekać, aż całe pokolenie (z nielicznymi wyjątkami) wyginie. Teraz w księdze Powtórzonego Prawa Mojżesz uczy lud ich historii, historii poprzedniego pokolenia.
Jedną kwestią, na której się skupia, jest manna (po hebrajsku „man”). Bóg – mówi Mojżesz – chciał, żeby Izraelici odeszli od swojej poprzedniej diety niewolników, żeby przez jakiś czas poczuli głód, a potem żeby dostali mannę. Było to coś, czego nie znali ani oni sami, ani ich bardziej odlegli przodkowie (z których niektórzy również pracowali i żyli na pustyni). (8, 3: „weja’achilcha et-haman, aszer lo-jadata, w’lo jad’un awotejcha”). Dlaczego Bóg to zrobił? Żeby nauczyć ich, że pożywienie samo w sobie nie wystarczy; życie jako dobrze wykarmieni niewolnicy nie było prawdziwą alternatywą dla ryzyka, jakie wiąże się z wolnością. „Nie samym chlebem człowiek żyje” – żywi nas raczej wszystko to, co przekazuje nam Bóg.
Choć istnieje szereg quasi-naukowych teorii o „chrupiącym osadzie” albo o jagodach rosnących na pustyni, nikt tak naprawdę nie wie, czym jest (albo była) manna.
Jedna miska manny została zachowana w dzbanie (Wj 16, 33) i później przechowywano ją w Przybytku jako pamiątkę z tego okresu – przypuszczalnie pozostała w nienaruszonym stanie i nie zgniła, choć od tego czasu zdążyła się gdzieś zgubić. W 16 rozdziale księgi Wyjścia zbiegli niewolnicy opuścili Elim, gdzie była woda, i weszli do Midbar Sin; właśnie tam – piętnastego dnia drugiego miesiąca po wyjściu z Egiptu – narzekają: „Obyśmy byli pomarli z ręki [Boga] w ziemi egipskiej, gdyśmy siadali przy garnku mięsa i mogli się najeść chleba do syta! Bo wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby całe to zgromadzenie zamorzyć głodem”. Bóg w odpowiedzi mówi Mojżeszowi: „Oto Ja spuszczę wam jako deszcz chleb z nieba!” – „Mamtir lachem lechem min-haszamajim”; co ciekawe, zostaje to połączone z koncepcją rozkładu na cały tydzień – manna będzie spadać przez sześć dni, ale nie siódmego dnia, ale za to szóstego dnia zostanie dostarczona podwójna porcja, tak żeby pokryć zapotrzebowanie na siódmy dzień. Choć słowo „szabat” nie pojawia się aż do wersetu 23, jest to o dziwo pierwszy raz, kiedy wspomina się o koncepcji szabatu od czasu opowieści o Stworzeniu przedstawionej w księdze Rodzaju 2, 1-3. Obchodzenie szabatu jako micwy zostało przykazane dopiero później, w rozdziale 20!
Tego wieczoru – ale było to tylko jednorazowe, wyjątkowe wydarzenie – wylądowały migrujące przepiórki i zapewniły Izraelitom mięso, ale następnego ranka – cóż, pozwólcie, że przeczytam wam tłumaczenie:
„A z rana warstwa rosy leżała wokół obozu. A gdy warstwa rosy się podniosła, oto na powierzchni pustyni było coś drobnego, ziarnistego, drobnego niby szron na ziemi. Gdy ujrzały to [dzieci] Izraela, mówiły jeden do drugiego: Co to jest? – bo nie wiedzieli, co to było. A Mojżesz rzekł do nich: To jest chleb, który [Bóg] dał wam do jedzenia. Oto, co rozkazał Bóg: zbierajcie z niego, każdy według tego, ile potrzebuje do jedzenia, omer na głowę. Niechaj każdy zbierze według liczby osób, które należą do jego namiotu. [Dzieci Izraela] uczyniły tak i zbierały, jedni więcej, drudzy mniej. A gdy to odmierzali na omery, ten, co zebrał więcej, nie miał nadmiaru, a ten, co zebrał mniej, nie miał braku. Każdy zebrał tyle, ile mógł zjeść. I rzekł Mojżesz do nich: Niechaj nikt nie pozostawia z tego nic do rana. Ale niektórzy nie usłuchali Mojżesza i pozostawili z tego nieco do rana, lecz to pokryło się robactwem i zacuchnęło (…). I zbierali to co rano, każdy według swojej potrzeby; a gdy słońce grzało, topniało to. Szóstego dnia zbierali pokarm w dwójnasób, po dwa omery na każdego. Wtedy przyszli wszyscy przełożeni zboru i donieśli o tym Mojżeszowi. A on rzekł do nich: Tak powiedział Pan: jutro będzie wypoczynek, poświęcony Bogu, dzień sabatu, „Szabat Kodesz l’Adonaj”. Upieczcie, co macie upiec, ugotujcie, co macie ugotować. Lecz wszystko, co zbędzie, przechowajcie do następnego rana. I przechowali to do następnego rana, jak rozkazał Mojżesz, i nie zacuchnęło to ani też nie było w tym robactwa. I rzekł Mojżesz: Zjedzcie to dzisiaj, gdyż dzisiaj jest sabat Pana; dzisiaj nie znajdziecie tego na polu (…). A dnia siódmego wyszli niektórzy z ludu, aby zbierać, lecz nic nie znaleźli” (Szemot – Wj 16, 13-27). Fragment ten jest dość niezwykły z kilku powodów, zarówno jeśli chodzi o sposób opisywania tego, co się dzieje, oraz jeśli chodzi o to, jak oszczędnie Mojżesz udziela informacji, i jak lud mimo to go nie słucha. Ale Bóg używa manny zarówno jako środka służącego do nauki, jak i do kontroli. Może Bóg też w dalszym ciągu chce mieć wolne w szabat i nie chce sobie tego dnia zawracać głowy organizacją dostawy? Izraelici muszą się nauczyć, żeby polegać na nowej dostawie każdego dnia, i muszą się też nauczyć, że istnieje wyjątek od tej reguły, jeden dzień w siedmiodniowym cyklu, kiedy pojawia się podwójna porcja oraz jeden dzień w cyklu, kiedy nic nie dostają. Manna jest również kwestią wiary oraz zaakceptowania nowego kalendarza nieznanego niewolnikom, którzy w Egipcie nigdy nie cieszyli się takimi przywilejami jak wolne dni albo święta.
Odkładając na razie na bok pytanie o to, jak byli niewolnicy z Egiptu mogli wiedzieć, jak wygląda szron…. W wersecie 31 czytamy: „Dom Izraela nazwał ten pokarm „man”, a była ona jak ziarno kolendry, biała, a miała smak placka z miodem”. „K’zera gad lawan, wetaamo k’capichat bidwasz”. Wydaje się to być doskonały odpowiednik wysokobiałkowego, pełnego błonnika i witamin batonika muesli! W pełni zbilansowana dieta w jednym omerze pełnym białych kulek, które, niczym tofu, można ugotować.
Oczywiście nie trzeba dużo czasu, aby Izraelici znudzili się tym niekończącym się „manem” i, wybiegając do przodu, w Lb 11, 4-6 albo oni, albo „mieszana mnogość”, „eruw raw”, narzekają: „Chcemy mięsa! Pamiętamy ryby, które mogliśmy jeść w Egipcie, i ogórki, i melony, i pory, cebule i czosnek – ale teraz nasza dusza została ususzona, a teraz opadliśmy z sił, bo nie mamy nic, tylko tę nudną mannę!!”. Co ciekawe, nie wspominają o żadnych ziarnach, choć jak wiemy to właśnie w Egipcie rosła pszenica, kiedy synowie Jakuba musieli trochę jej kupić. Następnie tekst dodaje pomocną informację dla czytelnika (nie dla Izraelitów, którzy już o tym wiedzieli!) – „Manna zaś była jak ziarno kolendry, a wygląd jej był jak żywica bdelium” („wehaman k’zera gad hu, weejneo kejn habdolach”). Czy kiedykolwiek słyszeliście o czymś takim jak bdelium? Najwyraźniej jest to jakiegoś rodzaju gumiasta żywica pochodząca z rośliny, która rośnie w Afryce i Afganistanie, ale nie na Synaju; albo może to być również brązowawy kamień szlachetny. Ale ktokolwiek to napisał, założył, że informacja ta będzie pomocna dla czytelnika!
„Ludzie wychodzili i zbierali ją, potem mełli w ręcznych młynkach albo tłukli w moździerzach. Gotowali ją w garnkach lub robili z niej podpłomyki; smak miała taki jak ciasto na oleju. Gdy nocą opadała rosa na obóz, opadała równocześnie i manna” (Lb 11, 7-9). Jest to nieomalże pierwsza żydowska książka kucharska. Manna była najwyraźniej wykorzystywana jako produkt bazowy, niczym tofu (stąd też pytanie: „Ma? Tofu Ochelecha, Jaakow?”).
W tym momencie jest to zaledwie drugi miesiąc drugiego roku od czasu wyjścia z Egiptu (patrz Lb 10, 11) widzimy więc, że po zaledwie jednym roku już im się to znudziło i narasta tęsknota za rybami, cebulami, czosnkiem i tak dalej. Jednakże, jeśli wrócimy do fragmentu z księgi Wyjścia – kiedy to przebywają poza Egiptem tylko przez jeden miesiąc! – w tekście pojawia się następnie niezwykły fragment, który często bywa przeoczany: [Dzieci Izraela] jadły mannę czterdzieści lat, aż przybyli do ziemi zamieszkałej. Jedli mannę, aż przybyli do granic ziemi kananejskiej (Wj 16, 35). Następnie mówi nam się, prawie tytułem dygresji, że omer to jedna dziesiąta efy. Chodzi jednak o to, że jest to wciąż na długo przed tym, zanim opowieść o szpiegach i ich negatywnych doniesieniach doprowadza do tego, że Bóg decyduje, iż będą musieli czekać przez czterdzieści lat! Werset ten jest w tym miejscu anachronizmem. Dziwne jest również to, że w innych miejscach Tory dostają tak wiele instrukcji dotyczących składania ofiar z różnego rodzaju macot, chleba, oliwy, placków, owoców i zwierząt, podczas gdy wygląda na to, że oni sami byli w tym okresie wciąż ograniczeni do diety składającej się z manny!
Można się zastanawiać, czy w „Szelach lecha” w 13 rozdziale księgi Liczb Mojżesz nie powinien był po prostu powiedzieć Izraelitom: „Macie wybór: albo pójdziemy przed siebie, do Kanaanu, gdzie znajduje się kraina płynąca mlekiem i miodem, oraz gdzie są figi, winogrona i oliwki, albo będziecie musieli przez kolejne trzydzieści dziewięć lat jeść mannę!”. TAKIE postawienie sprawy mogłoby zmienić ich nastawienie….
Kiedy przestają dostawać mannę? Odpowiedź można znaleźć w 5 rozdziale księgi Jozuego, poza samą Torą. Izraelici przeszli już w końcu przez Jordan dziesiątego dnia pierwszego miesiąca (Joz 4, 19) i weszli do Ziemi Obiecanej; świętują Pesach czternastego dnia owego miesiąca, jedząc „macot wekaluj”, „jedli z płodów ziemi przaśniki i prażone ziarno. W tym właśnie dniu, gdy jedli z płodów ziemi, rano ustała manna i synowie izraelscy nie otrzymywali już manny, lecz w tym roku jedli z plonów ziemi kananejskiej”. Być może manna nie miała hechszeru [certyfikatu koszerności – przyp. tłum.] na Pesach w Ziemi [Izraela]? Nie, to jest zbyt niepoważne…. Chodzi jednak o to, że Izraelici nie zasiali ani nie zbierali tego roku zboża, a jednak będą go spożywać. Nie znajdują się już na pustyni, nie są już uzależnieni od manny.
Omawiałem bardzo długo tylko jedną część przemówienia Mojżesza w 8 rozdziale księgi Liczb, ale wydaje mi się, że jest to ważna koncepcja. Lud Izraela przyzwyczaił się do „chleba spadającego z nieba.” Muszą iść i go zbierać, ale to wszystko – poza tym po prostu tam jest, przewidywalnie i niezawodnie. Ich niewidzialny „sponsor” zapewnia im to, czego potrzebują. I tak długo, jak długo są na pustyni, jest to sprawiedliwe rozwiązanie, gdyż są nomadami i nie mają zbyt wielu możliwości, żeby sadzić, uprawiać, zbierać, młócić, oddzielać ziarna od plew i wypiekać inne rodzaje pożywienia. Nie doceniają jednak tej pomocy, a nawet zaczynają zrzędzić. Jedyne dary, jakie składają, przeznaczone są na Przybytek – ówczesny „fundusz budowlany”.
ALE – przychodzi czas, kiedy Bóg mówi: „Teraz jesteście w waszym nowym domu i nadszedł czas, żebyście zaczęli sami na siebie pracować. Chleb nie będzie już spadać z nieba i odtąd będziecie musieli odmawiać błogosławieństwo nad chlebem, który „hamoci min-haarec” – pochodzi z ziemi. Czas polegania na zewnętrznej pomocy musi się skończyć”.
Podejrzewam, że duża część żydowskiego życia w Europie została zbudowana na tej powojennej pustyni przy użyciu zewnętrznej pomocy zarówno finansowej jak i osobistej, w postaci książek, personelu, pomocy organizacyjnej i jeszcze innych. Żydzi w kilku krajach europejskich muszą zapewniać bardzo mało rzeczy ze swoich własnych zasobów, ponieważ synagogi, szkoły, rabini, kantorzy, mykwy, maca i organizatorzy zajęć dla młodzieży – wszyscy zdają się „spadać z nieba”, za darmo. Mojżesz w swoich przemówieniach w księdze Powtórzonego Prawa ostrzega Izraelitów, że wkrótce opuszczą Midbar i przejdą do następnego etapu; częścią tego procesu będzie nauczenie się, jak polegać w większym stopniu na samym sobie. Oczywiście będą wciąż zależni od Boga jeśli chodzi o ziemię, słońce i deszcz…. Ale chleb, który będą spożywać, będzie chlebem, na który sami będą musieli zapracować.
Zważywszy iż jestem rabinem na tej europejskiej pustyni przez prawie tyle samo czasu, przez ile Mojżesz był na swojej, i po tym jak widziałem, jak podchodzi się do różnych spraw w tak wielu społecznościach w tak wielu krajach, zaczynam się zastanawiać, czy można znaleźć jakieś podobieństwa między tymi sytuacjami?
Chag Sameach,
Rabin dr Walter Rothschild
Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka
Leave a Reply