Refleksja nad paraszą Szemini 5785
Nasza parasza na ten tydzień zawiera tragiczną opowieść o dwóch synach Aarona, Nadawie i Abihu, którzy „przynieśli przed oblicze Wiekuistego ogień nieuświęcony, którego nie przykazał im”. [Hebr. esz zara – dosł. obcy ogień] (Kpł 10:1). Wszystko zaczyna pewnego pięknego dnia, który powinien być dniem radości – Izraelici ukończyli Przybytek, Mojżesz przygotowywał się do jego poświęcenia przez 7 dni. Jednakże wszystko kończy się tą straszną tragedią. Nasi mędrcy przedstawiają kilka interpretacji tej historii: niektórzy twierdzili, że Nadaw i Abihu pili alkohol podczas służby w Miszkanie. Inni twierdzili, że byli aroganccy, wywyższając się ponad społeczność; i to był również powód, dla którego nigdy się nie znaleźli żon. Jeszcze inni twierdzili, że byli zazdrośni wobec Mojżesza i Aarona, pytając siebie nawzajem: kiedy ci dwaj starcy umrą, abyśmy mogli przewodzić zgromadzeniu? Istnieje jeszcze inna opinia, która sprowadza się do argumentu, że to wszystko nie wydarzyłoby się, gdyby Aaron i Mojżesz nie byli tak nieśmiali w swoim przywództwie, że powinni być bardziej zdecydowani i stanowczy.
Całą historię, wraz ze wszystkimi późniejszymi reakcjami na to, co się wydarzyło, można w istocie odczytać jako opowieść o dwóch stylach przywództwa, lub, mówiąc dokładniej, o dwóch głównych wyzwaniach, jakie niesie ze sobą przywództwo jako takie, dwóch wyzwaniach, które wszyscy liderzy muszą pokonać. Pierwszym z nich jest niechęć lub zbytnia powściągliwość w działaniach, często wyrażana w następujących słowach. Dlaczego miałbym się w to angażować? Dlaczego ja? Dlaczego miałbym brać na siebie odpowiedzialność i wszystko, co się z tym wiąże – stres, ciężką pracę i krytykę, z którą liderzy zawsze muszą się mierzyć. Istnieją przecież inni, którzy są lepiej wykwalifikowani do wykonywania tej pracy aniżeli ja itd .Nawet najwięksi liderzy niechętnie przewodzili. Mojżesz u początków swojej drogi nie wierzył, że nie jest odpowiednią osobą do tego zadania. Izajasz i Jeremiasz również odczuwali dysonans w tej fundamentalnej kwestii. Dodatkowo, nawet jeśli ktoś początkowo przezwycięży to wyzwanie, ono nigdy tak naprawdę nie znika: ma swoje nowe wyrazy w pewnego rodzaju nieśmiałości przywódczej, na przykład: Dlaczego miałbym poruszać ten problem? Owszem, cała ta sytuacja mi się nie podoba, ale dlaczego miałbym mówić?” Mówienie o tym czy tamtym wiąże się z ryzykiem, którego nie chcę podejmować, szczególnie teraz. Taka postawa nie zawsze jest zła, może zaistnieć wiele sytuacji, w których będzie słuszna. Ale staje się ona problemem, gdy staje się normą, gdy dana osoba zawsze wybiera taką postawę i nigdy nie podejmuje żadnego ryzyka.
Drugie wyzwanie to coś zgoła przeciwnego. Są ludzie, którzy po prostu uważają się za liderów. Wierzą, że mogą zrobić wszystko lepiej, i chociaż czasami mogą mieć rację, lub nawet mieć rację w większości przypadków, rzadko ma się rację bezwzględnie i nieprzerwanie. Wszyscy mamy swoje “martwe punkty” i nawet jeśli myślimy, że mamy rację, że mamy rozwiązanie lub rozwiązanie konkretnego problemu, nie oznacza to, że ktoś inny nie ma lepszego rozwiązania. Taki rodzaj nadmiernie entuzjastycznego, nadmiernie pewnego siebie typu przywództwa rozwija się zazwyczaj wśród tak zwanych „kierowców tylnego siedzenia” – „liderów tylnego siedzenia”, którzy nie są w pełni świadomi, co tak naprawdę oznacza bycie za kierownicą i jaki rodzaj odpowiedzialności się z tym wiąże. W każdym razie nadmiernie entuzjastyczni, nadmiernie pewni siebie liderzy mogą czasami wyrządzić wielką szkodę, szczególnie jeśli są głusi na opinie i rady innych osób, na przykład innych liderów czy ko-liderów.
Każda pozycja przywódcza wymaga sporych umiejętności uczenia się ad hoc, elastyczności, bycia czujnym i zdolnym do uczenia się z każdej sytuacji. Ludzie nie zostają liderami, ponieważ są po prostu w tym dobrzy.. Stają się wielcy, ponieważ zdecydowali się stawić czoła temu wyzwaniu i służyć jako liderzy. Ostatecznie nasza tymczasowa samoocena nie ma tu aż takiego wielkiego znaczenia – zostanie ona skorygowana poprzez doświadczenie. Tak było w przypadku Mojżesza, Aarona i wielu innych wielkich liderów w naszej historii. Liczy się gotowość, by zawsze brać odpowiedzialność, by móc powiedzieć Hineni, „Oto jestem”, kiedykolwiek jesteśmy potrzebni.
Z powyższej refleksji można wyciągnąć jeszcze jedną lekcję, bardziej uniwersalną, niezależnie od tego, czy uważamy się za liderów, czy nie. Owa „nieśmiała postawa” w przywództwie może nas zainspirować: wierzę, że wszyscy możemy być lepsi w powściągliwości werbalnej, co staje się szczególnie ważne teraz, gdy żyjemy w świecie, w którym coraz częściej się spieramy, niekiedy po prostu dla samego argumentowania. Moim zdaniem ta kultura staje się coraz bardziej toksyczna i tak naprawdę nie służy naszym relacjom rodzinnym i społecznym. Tak więc następnym razem, gdy będziesz rozmawiać z kimś, z kim nie rozmawiałeś od jakiegoś czasu, lub z kimś o zupełnie innym światopoglądzie, postaraj się nie argumentować, a nawet nie wyrażać własnej opinii. Spróbuj po prostu wysłuchać tej osoby i po prostu dowiedzieć się, w co ona wierzy. Wraz z rozwojem owej „kultury argumentowania”, szczególnie w mediach społecznościowych, coraz więcej ludzi chce być po prostu wysłuchanych, zwłaszcza jeśli są targani przez niepokoje lub sfrustrowani. W takich przypadkach samo wysłuchanie osoby może mieć o wiele głębszy i pozytywny wpływ niż przeprowadzenie złożonej konwersacji, z wieloma argumentami lub punktami widzenia. Zwyczajnie nie ma potrzeby, aby nasze stanowisko w jakiejś kwestii było wyrażane zawsze, gdy tylko czujemy, że powinniśmy je wyrazić. Pamiętaj o tym!
Szabat szalom,
Rabbi Mirski
Leave a Reply