Refleksja nad paraszą Szoftim
[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]Sędziów i urzędników ustanowisz sobie we wszystkich bramach twoich, które Wiekuisty, Bóg twój, da tobie w pokoleniach twoich, aby sądzili lud sądem sprawiedliwym. (Pwt 16:18, pierwszy werset paraszy Szoftim).[/perfectpullquote]
Istnieją trzy klasyczne teorie prawdy, definiujące zarazem czym jest prawda. Pierwsza z nich, sformułowana przez Arystotelesa, mówi, iż prawdą jest to, co jest zgodne z rzeczywistością. Brzmi to dość oczywiście. Definicja ta jest oczywiście logicznie poprawna – w końcu sformułował ją jeden z “ojców założycieli” logiki, jako nauki ścisłej. Boryka się jednak ona jednym fundamentalnym problemem: żeby stwierdzić, że coś jest zgodne z rzeczywistością, musimy wiedzieć jaka jest owa rzeczywistość, prawda? Tak więc, żeby sprawdzić, czy coś jest prawdą musimy znać ową rzeczywistość wcześniej, a konkretniej – prawdę o niej. Żeby więc poznać prawdę musimy znać prawdę. Brzmi jak wyjęte z wypowiedzi niektórych polityków.
Druga klasyczna teoria prawdy to koncepcja spójności. Wedle tej koncepcji dana myśl, idea czy hipoteza jest prawdziwa jeśli jest zgodna z innymi teoriami i koncepcjami uznanymi powszechnie za prawdziwe. Jakkolwiek teoria ta ma pewne zastosowanie, roi się w niej od problemów: np. musimy mieć całkowitą pewność, że cała nasza pozostała wiedza, wcześniej zdobyta, jest prawdziwa, by stwierdzić prawdziwość hipotezy, którą badamy. Wystarczy, że jeden element całej tej spójnej logicznie układanki jest fałszywy i cały nasz system może się rozpaść jak domek z kart. Może, choć nie musi, można tutaj wymyślać różnego rodzaju argumenty i usilnie bronić jakieś teorii, aż do momentu, kiedy już nie ma czego bronić. Ponadto, sama spójność, pozbawiona warunku “zgodności z rzeczywistością” toruje drogę do opanowania świata wszelkiego rodzaju dziwacznym teoriom lud rozmaitym, spójnym logicznie i górnolotnie brzmiącym, pseudo akademickim urojeniom, które zainspirowały dziesiątki eksperymentów społecznych i sprowadziły nędzę, wojny oraz śmierć milionów ludzi.
Trzecia klasyczna koncepcja to tzw. pragmatyczna teoria prawdy. Wedle tej koncepcji dana myśl, idea lub teoria jest prawdziwa, jeśli wywołuje skutki, o których mówi, że wywoła. W porcji Tory na ten tydzień mamy swoistą wersję tej koncepcji:
[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]Rzekł wtedy Wiekuisty do mnie [tj. do Mojżesza]: pięknem to, co powiedzieli! Proroka ustanowię im spośród braci ich, podobnego tobie, i włożę słowa Moje w usta jego, i będzie im mówił wszystko, cokolwiek mu rozkażę […] A gdybyś rzekł w sercu swojem: jakże mam poznać słowo, którego nie wypowiedział (ustami proroka) Wiekuisty? Cokolwiek by wyrzekł prorok w imię Wiekuistego, a nie stałoby się to słowo, ani spełniło się – jest to słowo, którego nie wyrzekł Wiekuisty, rozmyślnie wyrzekł je prorok: nie trwóż się przed nim! (Pwt 18:17-18,21-22)[/perfectpullquote]
Wszystko to jest tutaj oczywiście wypowiedziane w kontekście, którego fundamentalnym założeniem jest to, że wszystko co myśli lub mówi Bóg jest prawdziwe. Jeśli więc dana idea pochodzi od Boga, będzie się spełniać, będzie działać w praktyce. Jeśli natomiast się nie spełnia, nie działa tak jak “powinna” wedle samej siebie, nie pochodzi od Boga, nie jest prawdą. Nie należy się też, wedle Tory, przed taką wypowiedzią, tudzież osobą, która ją wypowiada, trwożyć (Pwt 18:22). I to jest bardzo ważna sugestia, którą można rozumieć na kilka sposobów, na przykład: nie należy się takiego człowieka obawiać a jego “prawdy” można, lub wręcz należy, zignorować.
W rzeczywistości, a przynajmniej z teoretycznego punktu widzenia, żeby naprawdę poznać prawdę, należy zastosować wszystkie trzy powyższe teorie prawdy. Jeśli więc chcemy na przykład zdobyć wiedzę na temat która partia polityczna chce naprawdę naszego dobrobytu i sprowadzi ‘epokę mesjańską’, a która nas tylko oszukuje, by nas wykorzystać, zdradzić i wydać na pastwę naszych wrogów, musimy mieć pewność, że: 1. Znamy intencje, plany i kompetencje owych ludzi, idealnie rzecz biorąc wszystkich, realnie przynajmniej kierownictwa (musielibyśmy znać myśli owych ludzi, a nie tylko to co publicznie mówią, i nie to, co mówią o nich inne gadające głowy w TV). 2. Nasza wiedza na ich temat jest logicznie spójna i nie odrzucamy danych informacji tylko dlatego, że nie pasują do naszej “życzeniowej” układanki, 3. Pomysły i plany, które oni realizują przynoszą zamierzone przez nich skutki (i są to zarazem skutki, których pożądamy). Jednakże w praktyce realizacja punktów 1 i 2 jest wymaga sporego wysiłku i jest czasochłonna. Dlatego też, żyjąc w społeczeństwach sprofesjonalizowanych, w naszej diagnozie polegamy na innych, np. na mediach, które dostarczają nam informacji. Problem w tym, że to nie rozwiązuje problemu, tylko przenosi go gdzie indziej: w tej sytuacji musimy zastosować punkty 1 i 2 do źródeł naszych informacji, a więc do mediów. A ponieważ media bardzo często mówią to, czego oczekują od nich politycy, sytuacja staje się błędnym kołem i jest dramatyczna. Zapomnijmy więc o punktach 1 i 2, i skupmy się tylko na tym, czy dane idee przynoszą (zamierzone przez nie) rezultaty, a więc czy to, co mówią owi ludzie sprawdza się w praktyce, czy nie, wywołuje zamierzone skutki, czy nie. To dobry znak, bo to znaczy, że mają oni kontakt z rzeczywistością i jakąś nad nią kontrolę.
To wszystko, co w zasadzie możemy zrobić. Wszystko inne, zwłaszcza jeśli brzmi jak nonsens – jest niespójne lub wygląda na oderwane od rzeczywistości – najlepiej zignorować, jak i osoby, które ten nonsensy wypowiadają.
Dla ich dobra oraz dla naszego spokoju ducha.
Szabat szalom,
Menachem Mirski
Leave a Reply