Jak wielu z was już wie, w porównaniu do tradycyjnych autorów midraszy patrzę na teksty biblijne w bardzo odmienny, osobisty sposób. Ważne dla mnie jest też nauczanie i zachęcanie innych, żeby dochodzili również do własnych, osobistych wniosków. Nie wystarczy po prostu powiedzieć: „Raszi mówi…”, „Rambam mówi” albo „midrasz mówi”. Trzeba uważnie i głęboko wczytać się w tekst, a następnie poczuć się wystarczająco pewnie – choć nigdy nazbyt pewnie! – żeby dodać: „zaś ja uważam również, co następuje…”.
Sidra Korach opisuje trudny, w rzeczy samej decydujący moment w historii Izraelitów na pustyni. Zasadnicze pytanie brzmi: kto ma prawo sprawować władzę i kto nadał owej osobie to prawo? Jeśli dodam tu „ostrzeżenie przed spojlerami”, to będę mógł uchylić rąbka tajemnicy: do końca tego odcinka nie będzie już ulegać wątpliwości, że to Mojżesz ma prawo rządzić i że to Bóg nadał mu to prawo! Jednakże wcześniej nie było to być może całkowicie oczywiste i choć tradycyjni komentatorzy przedstawiają Koracha jako złego człowieka, żądnego władzy demagoga, egoistę i jeszcze gorzej – i faktycznie wszystko to jest prawdą! – to jednocześnie miał on
w pewnym sensie rację.
Tak jak zawsze, ważny jest kontekst. W poprzednich rozdziałach, a dokładnie mówiąc w 13 i 14 rozdziale księgi Liczb, wiele spraw przybrało niepomyślny obrót, bardzo niepomyślny obrót. Lud stracił poczucie celu i nadzieję. Najpierw doszło do zajścia ze zwiadowcami, którzy po powrocie ze swojej misji mieli do przekazania w dużej mierze złe wieści. „Ta ziemia, do której prowadzi nas Mojżesz” – powiedzieli, a przynajmniej stwierdziło tak dziesięciu spośród dwunastu zwiadowców – „jest niemożliwa do podbicia; jest mocno ufortyfikowana, a tamtejsi żołnierze są ogromni! Możemy równie dobrze poddać się już teraz, zawrócić i ruszyć w drogę powrotną!”. Co by to oznaczało? Porzucenie całego przedsięwzięcia. Oczywiście NIE można wrócić do poprzedniej sytuacji i po chwili namysłu powinni byli sobie z tego zdać sprawę; nie mogą ponownie przejść przez Morze Trzcin ani też powrócić do swojego poprzedniego statusu niewolników – Egipt jest tylko cieniem kraju, którym był niegdyś, armia została rozgromiona, plony zostały zniszczone przez grad i szarańczę, zwierzęta domowe zostały uśmiercone przez plagi i grad, kapłaństwo doznało poważnych strat i zostało skompromitowane – nie, cofnięcie się i powrót do przeszłości nie jest TAK NAPRAWDĘ dostępną opcją. Tylko się tak wydaje, zgodnie z zasadą „lepszy diabeł znany…”.
Jakże często w polityce obserwujemy skłonność do cofania się zamiast do kierowania się do przodu. Mamy poczucie, że przed nami leży Nieznane, zaś za nami Znane, lecz w rzeczywistości to, co za nami, jest równie nieznane jak to, co leży przed nami, ponieważ świat zdążył się już zmienić od czasu, gdy tam byliśmy….
Następnie Bóg się rozzłościł i w pierwszej chwili postanowił zabić lud tam, gdzie się znajdował – na pustyni. Moszemu udaje się przekonać Boga, żeby tego NIE robił i zamiast kary śmierci Izraelici dostają wyrok życia – nie zostaną zabici w ramach boskiej kary, jednak będą musieli zostać tam, gdzie są, nie ruszając się ani do tyłu, ani do przodu. Stan ten będzie trwał do chwili, aż nie dorośnie kolejne pokolenie – pokolenie gotowe podjąć się wyzwań i niedotknięte w tak dużym stopniu nostalgią, które dorastało silne i wolne od mentalności niewolników. W teorii brzmi to świetnie, jednak w praktyce w konsekwencji tego rozwiązania ponad 600 000 Izraelitów (policzono ich na początku omawianej tu księgi) znalazło się w dość beznadziejnym położeniu. Co mogą zrobić, co powinni zrobić, cóż to za Bóg ta niewidzialna, bezimienna, nieposiadająca wizerunku Istota, na której słowa cały czas powołuje się Mosze? Mosze – człowiek, który pewnego dnia pojawił się znikąd i przewrócił całe egipskie społeczeństwo i gospodarkę do góry nogami? Który obiecał, że ich uwolni, ale nie dzielił z nimi nawet wspólnego języka ani doświadczeń? Czyż nie obiecał poprowadzić ich ku wspaniałej przyszłości i czyż teraz nie zawiódł ich w drastyczny sposób? Usiłują nawet przemówić bezpośrednio do Boga, który odrzuca jednak ich próby i ich przeprosiny (Lb 14, 40-45); zamiast tego zostają ponownie pobici przez Amalekitów i Kananejczyków.
A potem dzieje się coś straszliwego. Przyłapano pewnego człowieka na zbieraniu drewna w dzień szabatu (Lb 15, 32-36). Nie jest to, moglibyście sądzić, poważny grzech. Owszem, nakaz przestrzegania szabatu jest jednym z Dziesięciu Przykazań, a zatem posiada taki sam status prawny co zakaz mordowania, cudzołóstwa albo bałwochwalstwa, jednak większość z nas pomyślałaby sobie: „Nikomu nie stała się krzywda, więc o co ten wielki krzyk?”. Jednakże ludzie, którzy gorliwie przybywają do Moszego, ciągnąc owego nieszczęśnika i donosząc na niego, patrzą na to inaczej. Dlaczego? Czy może wciąż mają nadzieję, że zaimponują Bogu i dzięki temu przekonają Go, żeby jednak zmienił zdanie? Mosze również zdaje się nie do końca wiedzieć, co ma zrobić. Jakże często jego styl sprawowania przywództwa sprowadza się do powiedzenia: „Stójcie tam, a ja pójdę i sprawdzę, co sądzi o tym Bóg!”, po czym udaje się samotnie do namiotu, żeby dostać jakieś wytyczne.
Boskie orzeczenie brzmi: „Należy tego człowieka stracić!”, „Mot jumat”, „mąż ten poniesie śmierć”. (Najwyraźniej ta egzekucja NIE zostaje uznana za morderstwo). Akt ten jest straszny na wielu poziomach. Biedny facet nie dostaje szansy, żeby przeprosić albo okazać skruchę, nie przyznano mu też obrońcy; do tego wszystkiego Bóg, zamiast zabić go sam (co bez wątpienia mógłby zrobić, na przykład zsyłając na niego uderzenie pioruna albo zawał serca), zmusza Izraelitów, żeby sami wykonali karę śmierci. Fakt, iż zdają się oni tak chętni, żeby to uczynić, również jest istotny. Co osobliwe, wszystko to następuje tuż po szeregu przykazań wymienionych
w Lb 15, 27-29, w których omawia się, co ktoś, kto popełni grzech na skutek pomyłki powinien zrobić, aby naprawić sytuację!
W tym momencie – w Lb 16, 1 – cierpliwość Koracha się wyczerpuje. Ma całkiem sporo zwolenników – przywódców plemiennych, którzy być może mają poczucie, że decyzję powinno się było skonsultować również z nimi? Obecnie Mosze „podniósł stawkę” – nie mówi już tylko o karze za grzechy, nie grozi już tylko, że Bóg ukarze Izraelitów za ich przewinienia – teraz zaczął odgrywać rolę rzecznika Boga, nalegając, że ludzkie życie może zostać odebrane z powodu popełnienia grzechu. Ale dlaczego, w jaki sposób, kto dał mu taką władzę? Dlaczego pozwolono mu mianować własne plemię Lewiego na stanowiska kapłańskie, a własnego brata Aharona na Arcykapłana? Powiedzmy sobie szczerze, wszystko to faktycznie wygląda dość podejrzanie….
Słowa Koracha są dobrze znane. „Raw lachem!” – mówi do Moszego i Aharona. „Dość tego! Stawiacie się ponad wszystkimi – to się źle skończy zarówno dla was, jak i dla nas. Czyż nie jesteśmy WSZYSCY częścią tego świętego ludu, czyż nie WSZYSCY mamy prawo do tego, żeby nas wysłuchano?”. Historia ta jest znana i będziemy ją odczytywać z Tory, więc nie będę jej tu relacjonował w całości, jednak widać wyraźnie, że Bóg zdał sobie teraz sprawę, iż zadziałać może tu tylko bezpośrednia boska interwencja. Jeszcze w księdze Wyjścia, podczas zajścia ze złotym cielcem, Mosze mógł wezwać część Izraelitów, żeby zaatakowali i pozabijali innych (Wj 32, 26-28) – jednak teraz takie rozwiązanie by się nie sprawdziło. Potrzeba czegoś bardziej dramatycznego, bardziej melodramatycznego, bardziej kategorycznego i ostatecznego. A zatem Korach i jego najbardziej zagorzali zwolennicy zostają pochłonięci żywcem przez ziemię, zostają pogrzebani żywcem, zaś inni zostają spaleni (Lb 16, 32-35). Teraz przekaz jest jasny: „Z Bogiem nie ma żartów!”. (Był też wcześniejszy incydent w Kpł 24, 10-23, gdy „pół-Izraelita” mieszanego pochodzenia przeklął Boga podczas walki i również przyprowadzono go, aby wymierzyć mu karę śmierci; jednak w owym przypadku było to być może bardziej zrozumiałe…).
Z historii tej można wyprowadzić tak wiele różnych wniosków – mogę tu jedynie wskazać, że Korach – w moim przekonaniu – faktycznie miał prawo przynajmniej do tego, żeby zadawać pytania i poddawać pewne kwestie w wątpliwość. Mosze miał już ponad 80 lat i nic nie wskazywało na to, żeby miał ochotę przejść na emeryturę! Przewodzenie ludem to skomplikowane i wymagające zadanie. Później zadanie to będzie wypełniał Jozue, potem kilku Sędziów, a następnie nastanie monarchia – słowo „monarchia” oznacza po prostu, że „rządzi tylko JEDNA osoba”, co
w praktyce nie różni się niczym od dyktatury czy od państwa jednopartyjnego. Wiemy, że wielu świeckich przywódców twierdzi, że zasiadają na tronie z boskiego nadania, że reprezentują Boga. Ja, jako obywatel brytyjski, mam nawet królową, która z urzędu stoi na czele kościoła państwowego! (Zastanawiam się, jakie to musi być uczucie, gdy trzeba wygłosić kazanie w kościele w Sandringham albo w kaplicy w zamku Windsor, gdy obecni są OBOJE twoi szefowie – nad tobą Bóg, zaś na dole władca? Na szczęście mało prawdopodobne jest, żebym miał się o tym kiedykolwiek przekonać).
Czasem można odnieść wrażenie, że żydowskie społeczności są pełne Korachów. Takie osoby MÓWIĄ, że „wszyscy powinniśmy mieć coś do powiedzenia”, jednak zwykle mają tak naprawdę na myśli: „To ja sam powinienem zdecydować, a nie ty!”. Zaś Europa pełna jest ludzi, którzy mówią: „Musimy się cofnąć, powinniśmy unikać mieszania się z cudzoziemcami, powinniśmy dopilnować, żeby nasze granice były wyraźnie zaznaczone i dobrze chronione”. W miejscu, które zwykło być „Zjednoczonym” Królestwem, MÓWIĄ: „Nie możemy pozwolić, żeby Bruksela rządziła Wielką Brytanią! Powinniśmy mieć własne, lokalne prawa!”, ale tak naprawdę mają na myśli: „Londyn powinien rządzić Wielką Brytanią! Kogo obchodzi, co myślą lokalni mieszkańcy w innych częściach kraju?”. Jak dotąd Bóg nie zesłał żadnych bezpośrednich kar, ale może pewnego dnia całą wyspę pochłonie morze…… tak jak Koracha pochłonęła ziemia.
DUŻYM problemem dla nas wszystkich jest próba rozeznania się w tym, którzy z naszych przywódców są tacy jak Mosze, a którzy tacy jak Korach. Żaden z nich nie jest oczywiście doskonały; nawet Mosze zostaje ostatecznie ukarany za nieposłuszeństwo i słabość. Dowiaduje się, że musi przekazać władzę Jehoszui oraz że nie wejdzie do Ziemi Obiecanej – i będzie potrzebował dużo czasu, żeby się z tym pogodzić. Wydaje się jednak, że Korach chce być Moszem, natomiast Mosze nie chce być Korachem. Wielu świeckich przywódców (jak również wielu przywódców społeczności) chciałoby rządzić bez ponoszenia odpowiedzialności, chciałoby rządzić bez zważania na innych, chciałoby się cieszyć wysokim statusem bez posiadania niezbędnej wiedzy ani doświadczenia, chciałoby mieć wpływ na bieg wydarzeń bez brania na siebie żadnych zobowiązań. Wielu twierdzi – bez żadnych dowodów na pokrycie swoich słów! – że mają Boga po swojej stronie. Uważa się, że historia przedstawiona w tej sidrze stanowi ostrzeżenie przed arogancją i przed żądzą władzy. Jednakże ktoś musi przewodzić, w przeciwnym wypadku zapanuje anarchia; i to właśnie w trudnych czasach, gdy przyszłość wydaje się niejasna, gdy trzeba przedefiniować stawiane sobie cele, gdy trzeba zadbać o podtrzymanie morale – właśnie wtedy można się przekonać, kto posiada cechy niezbędne do przewodzenia, kto posiada przymioty, których tak rozpaczliwie potrzebujemy. Szabat Szalom.
Rabin dr Walter Rothschild.
Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka
Leave a Reply