Refleksja nad paraszą Nicawim
[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]Gdyż przykazanie to, które ci przykazuję dzisiaj ani niedościgłem dla ciebie ani dalekiem. Nie na niebie ono, żebyś rzekł: któż wstąpi dla nas do nieba, aby go nam dostał, i obwieścił je, abyśmy je pełnili! Ani za morzem ono, abyś rzekł: kto przeprawi się dla nas za morze, i dostanie go nam, i obwieści je, abyśmy je pełnili! Lecz nader bliskiem tobie słowo to: w ustach ono twoich, i w sercu twojem, abyś je pełnił! Patrz, składam przed tobą dzisiaj życie i dobro, śmierć i zło.[/perfectpullquote]
Pwt 30, 11-15, tłum. I. Cylkow.
Naród Izraela posiadał swoich kapłanów, lecz w przeciwieństwie do kapłanów świątyń egipskich czy greckich, ich wiedza na temat bożego prawa nie była czymś ekskluzywnym. Co prawda ich wiedza i pozycja (jak również rabinów, ich bezpośrednich spadkobierców) czyniła ich decyzje decyzjami wyższej rangi, lecz liderzy społeczności żydowskich zajmowali się zawsze prawem i tradycją dostępną wszystkim.
Według Miszny (traktat Joma, rozdział 8), człowiek, który jadł i pił w Jom Kipur (a więc złamał dwa spośród zakazów obowiązujących w to święto), lecz uczynił to nieświadomie (np. nie wiedział o istnieniu owych zakazów lub nie zdawał sobie sprawy, że oto nastał Jom Kipur), zobligowany był do złożenia tylko jednej ofiary zagrzesznej w Świątyni. Jeśli natomiast dokonał tego umyślnie, musiał złożyć dwie ofiary, za każdy z grzechów z osobna. A ponieważ nie istnieją obiektywne wyznaczniki, które pozwoliłyby nam rozstrzygnąć czy dana osoba uczyniła coś umyślnie, czy też nie, człowiek więc sam musiał zdecydować o tym w swoim sumieniu.
Tego rodzaju moralna autonomia jednostki przynależy do istoty naszej religii. Judaizm nie jest i nigdy nie był wiedzą tajemną, dostępną tylko garstce wybranych, chcącej sprawować władzę nad ludzkimi sumieniami. I choć natura Boga pozostaje przed nami ukryta, to Tora, w której jest On obecny, została nam objawiona i jest udziałem oraz wspólną własnością wszystkich ludzi, którzy ją zaakceptowali jako drogę w swoim życiu (Pwt 29, 28).
Przypomnijmy tu kogo tak naprawdę wybrał Bóg: naród de facto słaby, uciemiężony i straumatyzowany 400-letnią niewolą. Dlaczego to uczynił? Tradycja obfituje w odpowiedzi na to pytanie. Jedna z nich, wyrażona wprost w Biblii, mówi: przez wzgląd na obietnicę, którą złożył jego sprawiedliwym przodkom. Kolejna odpowiedź głosi, iż dokonał tego ze swojej przeogromnej miłości do Izraela, jak też do całej ludzkości. Jeszcze inna odpowiedź, jaką tu zaproponuję, brzmi: Bóg wybrał Izraelitów, bo widział w nich potencjał.
Wszystko to, o czym wspomniałem powyżej, świadczy o głębokim zaufaniu, jakim Bóg obdarzył człowieka. W każdym z nas widzi On potencjał do zrealizowania i chce, abyśmy ów potencjał również dostrzegli i dążyli do jego urzeczywistnienia.
Ibn Ezra w swoim komentarzu do wersetu Pwt 30, 16 podkreśla: Kochać ów Byt (tj. Boga) to sprawa zasadnicza. Jednakże kochać Boga to także widzieć potencjał zmiany w świecie, zmiany, którą On, jak i my z jego pomocą, możemy wspólnie dokonać i dokonujemy. Religie jako takie są swego rodzaju projektami dla świata, projektami jego przemiany. Operują one wizjami przyszłego, lepszego świata oraz prawami, normami zachowań i szczegółowymi instrukcjami, jak mamy ów nowy porządek świata sprowadzić.
Widzieć potencjał w drugim człowieku to coś, o czym często zapominamy, skupiając się na jego konkretnych działaniach i tych działań rezultatach. Świat, w którym żyjemy jest tak zorganizowany, że zasadniczo zmusza nas do takiego podejścia do innych. Zmusza nas do myślenia przede wszystkim w kategoriach praktycznych, tego co jest tutaj i teraz (jest to w dużej mierze zasadne i nie ma w tym nic złego, póki nie redukujemy wszystkiego do takiego właśnie podejścia). W przeważającej ilości dziedzin naszego życia ważne jest tylko to (a raczej uczyniono ważnym tylko to), co dana osoba w tym konkretnym momencie potrafi. W ten sposób nasze życie stało się nieustającym konkursem umiejętności, piękności itd. – czyli konkursem wszystkiego, co aktualne, co już zostało zrealizowane lub może zostać zrealizowane lada chwila. Poddajemy się temu dyktatowi chwili i owego nieustającego konkursu, i dopasowujemy do tego nasze marzenia. Jedynie garstka ludzi potrafi się z tego schematu wyzwolić. Część z nich dokonuje tego skutecznie i sukcesywnie, i to właśnie ci ludzie dokonują często naprawdę głębokich zmian w świecie. Część z nich jednak, z różnych powodów, niestety ląduje na marginesie ludzkiego życia, a tkwiący w nich potencjał zostaje zmarnowany.
Miłość do drugiego człowieka polega m.in. na tym, iż widzimy w nim jego wewnętrzne dobro i potencjał przyszłego dobra, które dopiero będzie owocem jego działań. Owo widzenie potencjału jest wręcz esencją miłości rodzicielskiej. Gdy nie dostrzegamy w swoich dzieciach ich wrodzonych talentów i potencjałów, lub dostrzegamy je, lecz ignorujemy i usiłujemy owe ludzkie istoty oraz ich życie wykreować wedle własnego widzimisię, robimy im tak naprawdę krzywdę. Czy owa krzywda później zniszczy im życie, to zależy od wielu innych czynników, ale generalnie czyniąc tak jesteśmy na najlepszej drodze do tego.
Kochając dojrzale widzimy rzecz jasna słabości, niedostatki i ewidentne wady osób, które kochamy, ale jeśli kochamy naprawdę, to nie przysłaniają nam one zalet i wszystkiego co dobre w drugim człowieku – te widzimy w nim przede wszystkim. Na tym polegała i polega miłość Boga do Izraela, choć ogrom biblijnych narracji opisujących Jego gniew przesłania nam czasem ów wątek. Bóg z pewnością spodziewał się porażek swojego ludu i choć wielokrotnie wylewał na ów lud swój gniew, nigdy go jednak nie opuścił, nigdy nie zerwał z nim Przymierza, bowiem to kim jesteśmy jest wynikiem sukcesów i porażek naszych przodków.
Nadchodzący czas Wielkich Świąt jest nie tylko czasem refleksji nad naszymi moralnymi/religijnymi transgresjami (mówiąc potocznie: grzechami), które popełniliśmy w mijającym roku. To również czas bilansu naszych życiowych osiągnięć i refleksji nad nimi, bowiem owe osiągnięcia są nierozerwalnie związane z naszym postępowaniem: naszymi grzechami oraz błędami. To jednocześnie czas refleksji nad tkwiącym w nas potencjałem, tym który zrealizowaliśmy i tym, który zmarnowaliśmy. W Nowym, 5779 Roku pragnę życzyć wszystkim, aby prócz realizacji rozmaitych, niezrealizowanych dotąd potencjałów, stale pogłębiali swój wgląd w drugiego człowieka, niezależnie czy bliskiego nam, czy nie, oraz stałego rozwijania zdolności dostrzegania wszelkiego potencjału dobra w innych ludziach, nawet – lub zwłaszcza wtedy – gdy owo postrzeganie zostało wypaczone przez nasze, niekoniecznie pozytywne, doświadczenia z owymi osobami.
Szabat szalom!
Leave a Reply