Refleksja nad paraszą Behar
Światło narodów. Oto kim my, Żydzi, jesteśmy lub tak o sobie wierzymy: naród wybrany przez Boga i historię, aby przetrwać, aby być przykładem dla Narodów Ziemi.
Być może właśnie dlatego oczy ONZ, UE, krajów zachodu i całego świata są zawsze zwrócone na Izrael. Jednakże hipokryzja, którą teraz znakomita większość z nich pokazuje, jest namacalna. Przypomina mi to wymianę zdań między duńskim dyplomatą a Caroline Glick, ponad 10 lat temu, w której ów dyplomata otwarcie stwierdził: „My oczekujemy od was czegoś więcej (niż od ludności arabskiej Gazy)”. Jakie to protekcjonalne…
Jednym z tematów, które porusza nasza porcja Tory na ten tydzień jest niewolnictwo. Co ciekawe, a może dla niektórych niepokojące, Tora wprowadza tu rozróżnienie pomiędzy „niewolnikami” żydowskimi i nie-żydowskimi. W naszej paraszy Tora nie używa nawet terminu ewed iwri – hebrajski niewolnik. Zamiast tego nazywa tę osobę achicha – twoim bratem, twoim krewnym. Zarówno żydowscy (hebrajscy), jak i nieżydowscy niewolnicy mieli być traktowani tak, jak pracownicy najemni. Wszyscy cieszyli się tymi samymi prawami i wolnościami: mieli dzień wolny, mogli założyć własną rodzinę, mieli otrzymywać dobre jedzenie oraz w żadnym wypadku nie mogli być poniżani i wykorzystywani np. do bezsensownej pracy mającej na celu ich upokorzenie. Jedyna różnica polegała na tym, że po 6-ciu latach żydowscy niewolnicy mieli być, na mocy prawa, wypuszczeni na wolność, niezależnie od tego, czy spłacili cały swój dług, czy nie, bowiem w siódmym roku – roku Szemity – wszystkie długi były umarzane. I tu jest ta istotna różnica: nieżydowscy niewolnicy mogli być, zgodnie z prawem, przetrzymywani na zawsze (choć istnieją dowody, że ich dzieci nabywały status niewolników hebrajskich, a przez to i prawo do zwolnienia). W tym aspekcie nie byli równi niewolnikom hebrajskim.
Ponieważ jesteśmy ludźmi moralnymi, skłonnymi do samorefleksji i samokrytyki, wielu spośród nas, Żydów, jest tym podwójnym standardem zaniepokojonych i pyta, dlaczego. Jedna z odpowiedzi na to pytanie jest następująca: intencją Tory było całkowite wyeliminowanie niewolnictwa (w dłuższej perspektywie), dlatego też całkowicie przekształciła tę instytucję w świecie żydowskim, jednakże ponieważ niewolnictwo było powszechne w otaczającym nas, antycznym świecie, Tora zdecydowała się „pójść na kompromis” w niektórych jego aspektach.
Można także przytoczyć argument, że status nieżydowskich niewolników w świecie żydowskim był, mimo owego podwójnego standardu, zdecydowanie wyższy od statusu (każdego rodzaju) niewolników w świecie nieżydowskim. Mogła to być więc odpowiedź na traktowanie żydowskich niewolników w świecie nieżydowskim, którzy byli traktowani jak towar/przedmiot/narzędzie i w zasadzie nie mieli żadnych praw, że niewolnictwo było powszechną normą w starożytnym świecie, a niewolników nie uznawano nawet za istoty ludzkie! W kręgu cywilizacji zachodniej niewolnictwo istniało jeszcze w epoce nowożytnej; w Ameryce, na przykład, niewolnicy byli uznawani za 3/5 człowieka – wedle amerykańskiej konstytucji! Starożytny Izrael natomiast cieszył się, przynajmniej wedle obowiązującego prawa, najbardziej moralnym traktowaniem żydowskich i nieżydowskich niewolników.
Niezależnie od tego wszystkiego, w naszych społecznościach nadal spotykamy ludzi, którzy czują się nieswojo w obliczu tych podwójnych standardów, mimo że mówimy o prawach ustanowionych 2500-3000 tysięcy lat temu.
I tutaj dotykamy sedna sprawy. Jako ludzie jesteśmy tak skupieni na własnych błędach, że nadstawiamy karku, aby inni poszli za naszym przykładem. Jesteśmy tak bardzo skupieni na byciu „etycznie poprawnymi”, że skazujemy się na osąd grup, które nie bardzo o to dbają lub mają to kompletnie gdzieś – i dajemy im brzytwę. Ujmując to na innym poziomie, wierzymy w własne samostanowienie i odpowiedzialność do tego stopnia, iż wielu z nas czuje się niekomfortowo przekierowując uwagę na otaczający nas świat i tam szukając przyczyn naszej obecnej sytuacji jako narodu. I nie dajmy się zwieść – miejsce, gdzie powinniśmy szukać owych przyczyn jest właśnie tam. Nie można postępować moralnie mając do czynienia z fundamentalnie niemoralnym wrogiem. Nie można zachować się moralnie, mając do czynienia z zasadniczo pozbawionym wiedzy społeczeństwem. Tak, mówię o tak zwanych elitarnych studentach uniwersytetów, którzy skandują “From the river to the sea” („Od rzeki do morza”) i nie mają pojęcia o którą rzekę i morze w ogóle chodzi. Mówię o studentach kończących Uniwersytet w Yale, którzy w ramach solidarności z ludnością arabską w Gazie pomalowali swoje ręce na czerwono – nie zdając sobie sprawy, że to symbol pochodzący z linczu dwóch Izraelskich Żydów, którzy przez pomyłkę znaleźli się Ramallah, w budynku, do którego włamał się tłum Arabów, którzy zamordowali i zbezcześcili ciała swoich żydowskich ofiar, po czym jeden z morderców wystawił swoje czerwone zakrwawione ręce przez okno wobec wiwatów i okrzyków arabskich gapiów.
Szukamy w sobie wad – tak postępują ludzie moralni. Uważamy, że standardy dla nas samych powinny być wyższe. Chcemy być wyrozumiali i gotowi przebaczać podczas gdy inni nas mordują, gwałcą, wkładają nasze żydowskie dzieci do pieców i brutalnie przetrzymują członków naszych rodzin jako zakładników. Gdybyśmy mieli takie standardy jak Hamas, 8 października Strefa Gazy zamieniłaby się w parking. Nie przejmowalibyśmy się cywilami, żadnymi cywilami, także tymi, którzy są zakładnikami przetrzymywanymi w Gazie. Nie wykonywalibyśmy ostrzegawczych połączeń telefonicznych i nie rozprowadzalibyśmy ulotek wśród cywilów, którzy głosowali na Hamas. Zamiast tego, czujemy się niekomfortowo z powodu nierównego traktowania niewolników żydowskich i nieżydowskich przez naszych przodków.
Jako naród musimy być gotowi uczciwie stawić czoła naszym wadom i niedociągnięciom. Samoświadomość i chęć doskonalenia są niezbędne do postępu. Nie możemy jednak tak bardzo skupiać się na własnych niepowodzeniach i niedoskonałościach, aby narażać nas na wyzysk ze strony niemoralnych i nieświadomych wrogów.
Jeśli nieustannie zarzucamy sobie błędy i bez przerwy rozmyślamy o tym, co zrobiliśmy źle, otwiera to drzwi innym do wykorzystania tej samokrytyki przeciwko nam. Miało to miejsce wiele razy w historii: antysemici chrześcijańscy i oświeceniowi, jak Wolter, używali słów naszych własnych proroków i ich krytyki starożytnych Izraelitów jako ostatecznej podstawy i uzasadnienia swojej nienawiści do Żydów! Wszystko to otwiera drzwi do moralnej równoważności – jak stwierdził w tym tygodniu szef skorumpowanego ICC, że zarówno Izrael, jak i Hamas są winni! Nasi przeciwnicy, którzy nie podzielają naszych skrupułów moralnych, z radością wzmocnią i wykorzystają nasze samobiczowanie. Wykorzystują naszą introspekcję i pragnienie bycia lepszym jako broń, która ma osłabić nas na całym świecie – I TO DZIAŁA.
Musimy więc znaleźć w tym wszystkim właściwą równowagę. Uczciwa samoocena jest niezbędna, ale nie może odbywać się kosztem hartu moralnego i chęci zdecydowanej obrony naszych interesów i wartości. Tak jak oczekujemy od siebie wysokich standardów, tak też musimy być przygotowani na bezkompromisowe przestrzeganie tych standardów w obliczu brutalnych wrogów, którzy nie mają takich skrupułów i żyją, i oddychają naszą śmiercią.
Koncentrując się przede wszystkim na konstruktywnych, wybiegających w przyszłość wysiłkach na rzecz ulepszenia nas jako narodu, zamiast upubliczniać naszą samokrytykę, musimy pozbawić naszych przeciwników możliwości przekształcenia naszej samokrytyki w naszą słabość. Okażmy wiarę w naszą zdolność do uczenia się, rozwoju i stawania się lepszymi, nie otwierając drzwi ludziom podłym, którzy tylko chcą nas wykorzystać. W ten sposób możemy wypełnić nasz moralny obowiązek bycia światłem dla narodów i ciągłego dążenia do doskonałości, zachowując jednocześnie siłę i determinację potrzebne do ochrony naszego należnego nam miejsca na świecie – i to całkiem dosłownie. To subtelna równowaga jest niezbędna, jeśli mamy w pełni wykorzystać nasz potencjał jako naród – jeśli mamy przetrwać jako naród.
Szabat szalom,
Rabin Mirski
Leave a Reply