Gdy Bóg do ciebie przemawia, nie jest to zawsze łatwe. Myślę, że musimy to sobie bardzo szczerze powiedzieć. Doświadczenie to jest również bardzo, bardzo trudne do opisania, a przynajmniej trudno jest je opisać przekonująco. W jakiś sposób, czasami, zupełnie nie wiadomo skąd słyszysz albo czujesz, że jakaś decyzja została podjęta za ciebie i pozostaje ci teraz tylko wybrać, czy chcesz być jej posłuszny czy też nie.
Jest to coś tajemniczego i dość przerażającego, zarówno dla samej zainteresowanej osoby, jak i dla jej bliskich. W konsekwencji takiego doświadczenia ludzie podejmują nieraz doniosłe decyzje życiowe, decyzje decydujące o życiu i śmierci – albo nawet decyzje o śmierci – które tym, którzy ich znają, albo którzy sądzą, że ich znali, albo którym wydaje się, że sądzą, że ich znają, jawią się jako niezrozumiałe i niepokojące. Działo się tak wiele razy, tak wiele, że niektóre z tych przypadków zostały spisane – albo przez samych zainteresowanych, albo przez innych, którzy wiedzieli o tych wydarzeniach. Teksty te stanowią następnie podstawę dla różnych religii. Do opisania tych spotkań używamy słów takich jak „objawienie” i „świętość”, jednak każde z nich jest inne, nawet jeśli wszystkie są podobne. Czasami, a w istocie często, klasyfikujemy te momenty jako rodzaj choroby umysłowej, rodzaj kryzysu psychicznego, jako sytuację, w której człowiek przestaje zachowywać się tak, jak powinien się zachowywać normalny człowiek, i wkracza w jakiś inny świat, w jakiś inny wymiar, zmierza w jakimś innym kierunku.
Jak powinien się zachowywać „normalny” człowiek? Cóż, zdaję sobie sprawę, że obecnie zdaniem niektórych niepoprawne politycznie jest nawet używanie terminu „normalny” – ale i tak będę go używać. Nie jako socjolog, nie jako psycholog, nie jako politolog, ale jako rabin. Faktycznie istnieją pewne „normy” społeczne i nawet jeśli w niektórych współczesnych społeczeństwach – w żadnym wypadku we wszystkich – jednostce wolno jest często i z łatwością je łamać, aby podążać śladem swoich własnych, indywidualnych gustów i celów – mimo to istnieją „normalne” oczekiwania, które większość z nas żywi wobec większości naszych bliźnich. „Normalny” nie oznacza „uniwersalny” ani nawet „łatwy” czy „automatyczny”; pewna doza elastyczności również jest czymś jak najbardziej normalnym, od każdej zasady istnieje wiele wyjątków, a dzieci i nowi członkowie społeczeństwa muszą zostać nauczeni tych zasad i oczekiwań, niemniej społeczeństwo funkcjonuje w oparciu o założenie, że można oczekiwać pewnych zachowań od innych ludzi – od sąsiadów, od członków rodziny albo partnerów, od współobywateli – zaś jeśli ktoś odbiega od tego, co normalne (jak powiedzieliby niektórzy: jeśli „zbacza” z właściwej drogi), to istnieją sposoby na to, żeby sobie z tym poradzić. Muszą takie istnieć. Cała koncepcja Prawa, Tory, cała koncepcja micwot, cała struktura społeczeństwa oraz obecność ludzi, którzy strzegą przed jednostkami łamiącymi prawo i w razie konieczności wymierzają im karę, opiera się na założeniu, że normy nie zawsze bywają uniwersalne, automatyczne czy nawet instynktowne – lecz takie są po prostu normy, które wykształciło dane społeczeństwo.
Jak powinno się te normy egzekwować? Czasami, co zwykle przynosi katastrofalne skutki, egzekwuje się je poprzez zewnętrzną, autorytarną kontrolę. Jednak kierująca się zasadami etycznymi religia powinna raczej przekonywać, żebyśmy sami uwewnętrznili owe zasady, żebyśmy wdrożyli samodyscyplinę, żebyśmy uczyli się zachowywać najlepiej, jak tylko potrafimy i starali się z całych sił unikać złego zachowania. Często ludziom trzeba POWIEDZIEĆ, żeby nie kradli, nie kłamali, nie mordowali ani nie wchodzili w destrukcyjne relacje – co pokazuje nam, że tego typu zachowania są możliwe, a nawet atrakcyjne, lecz że zostały zakazane dla wspólnego dobra. Nie chodzi tylko o to, że ty sam możesz odczuwać pokusę, żeby coś takiego zrobić – problem polega na tym, iż taką pokusę mogą odczuwać również inni, i wtedy, jeśli nie ma żadnych zasad, to nie ma się jak przed takimi osobami obronić. Ci, którzy argumentują, że ich własna wolność osobista powinna być jedynym kryterium, wedle którego definiują obowiązujące ich zasady, często przeoczają ten wymiar – na przykład, że jeśli TOBIE będzie wolno wziąć sobie czyjąś własność, to wówczas inna osoba też będzie mogła ukraść coś, co należy do ciebie! Że jeśli możesz bez żadnych konsekwencji kłamać na czyjś temat, to może się okazać, że inni również mogą rozsiewać kłamstwa dotyczące ciebie. Że jeśli uważasz, że masz prawo odebrać komuś życie – to inni mogą uważać tak samo. I może się tak zdarzyć, że nagle – za późno – zdasz sobie sprawę, że ty też potrzebujesz tego typu zasad……
Pojęcie „norma” zdefiniowałbym tutaj jako „to, czego można prawomocnie oczekiwać od siebie samego i od innych”. Zmiany nie muszą być wcale czymś niesłusznym, złym albo „grzechem”, niemniej są one zawsze zmianami.
Na przykład za „normalne” uważa się, że szanujemy, kochamy i troszczymy się o swoich rodziców – nawet jeśli niektórzy rodzice postępują w sposób, który czyni to trudnym. Za „normalne” uważa się, że kochamy nasze dzieci – nawet jeśli niektóre dzieci zachowują się tak, iż nie jest to łatwe, nawet jeśli niektórym rodzicom przychodzi to z trudnością. Za „normalne” uważa się, że będziemy się czuli jak w domu w naszej ojczyźnie, w miejscu, w którym dorastaliśmy, wśród naszej rodziny, czy to małej, czy licznej. Za „normalne” uważa się szanowanie ogólnej koncepcji własności, chociaż wciąż pozostaje często niejasne, jak to się ma do rzeczy „abstrakcyjnych”, takich jak „własność intelektualna”, „współwłasność”, „własność komunalna” albo zgubiona przez kogoś własność, którą znaleźliśmy; albo co się dzieje, kiedy inni ludzie stają się zaledwie czyjąś „własnością”. Za „normalne” uważa się, że dorastamy w obrębie jakiejś kultury i że później się jej trzymamy. Albo w obrębie jakiejś religii…. Normalne jest móc się spodziewać, jaka będzie pogoda – nie, iż pozostanie zawsze taka sama, ale że będzie się zmieniać zgodnie z regularnym cyklem pór roku. Kiedy normy te się zmieniają albo zostają zaburzone, czujemy się wytrąceni z równowagi i zaniepokojeni.
Poświęcam tym sprawom tyle czasu i uwagi z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że obchodzone przez nas obecnie dni są zarezerwowane każdego roku w kalendarzu żydowskim na to, żebyśmy pogrążyli się w głębokiej refleksji nad nami samymi, nad tym, na co mieliśmy nadzieję, jakie stawialiśmy sobie cele, co udało nam się osiągnąć oraz w jakich kwestiach ponieśliśmy porażkę albo rozczarowaliśmy zarówno samych siebie jak i innych. Kolejny powód jest taki, że wielu z nas, być może idąc za przykładem Abrahama, dokonało głębokich zmian w swoim życiu. Nie zostaliśmy w naszych rodzinnych miastach, nie zostaliśmy z naszymi rodzinami, być może przyjęliśmy nowe koncepcje na temat Boga i nawiązaliśmy z Nim nowego rodzaju relację – inną od tej, jaką nawiązali nasi rodzice. Być może oni nie wierzyli w żadnego Boga – a my wierzymy; być może oni wierzyli, że Bóg miał pewnego konkretnego syna – zaś my w to nie wierzymy. Są to wszystko duże, egzystencjalne zmiany, które mogą być potencjalnie bardzo destrukcyjne dla naszych relacji z innymi.
Jeszcze inny powód jest taki, że świat wydaje się być pełen ludzi, którzy twierdzą, iż Bóg do nich przemówił i że nakazał im robić rzeczy, które my uważamy za nikczemne albo przerażające. Zabijają innych, nieznanych sobie ludzi, nie z powodu chciwości, pożądania albo strachu, ale po prostu dlatego, że wierzą, iż Bóg nakazał im to zrobić. Działo się tak już wiele razy wcześniej, w przeszłości, i być może jest to główny powód, dla którego w księdze Wyjścia i Powtórzonego Prawa mamy przykazanie nakazujące, żebyśmy „nie kłamali na temat Boga” – żebyśmy nie nadużywali Bożego imienia – które różni się od przykazania, żeby nie kłamać na temat swojego bliźniego. Ludzie FAKTYCZNIE kłamią na temat Boga, zaś inni ludzie często ponoszą tego konsekwencje. Jednak żyjemy w świecie, w którym niektórzy ludzie zabijają innych ludzi nieomalże dla rozrywki; biorą broń i strzelają na oślep w szkołach, w centrach handlowych i na koncertach, a jeśli spytać ich „dlaczego?”, to jakich udzieliliby odpowiedzi? Niektórzy będą głosić dziwaczne, szalone koncepcje na temat „czystości rasowej”, zaś inni stwierdzą, że „Bóg powiedział im, żeby to zrobili” – żeby „ukarać niewiernych”.
Tak jak wspomniałem wcześniej, mamy do czynienia z osobami, które nie wierzą w Boga, które tylko wierzą, że wierzą w Boga – a jest to coś bardzo odmiennego i o wiele bardziej niebezpiecznego.
Obecnie żyjemy w świecie, w którym niektórzy ludzie próbują zakazać innym ludziom ratować jeszcze innych ludzi od pewnej śmierci. Podczas gdy ten, kto mówi: „Dajcie im utonąć, dajcie im umrzeć” jest w takim samym stopniu mordercą co ten, kto bierze do własnej ręki broń albo nóż, żeby kogoś uśmiercić. Jak na ironię, niektórzy z tych polityków będą nawet powoływać się na potrzebę zachowania Europy pod wpływem „etyki judeochrześcijańskiej” i na potrzebę bronienia jej przed wyznawcami innej religii!
Dzisiaj przypada początek okresu (trwającego tylko dziesięć dni z ponad 360 dni roku!) w którym naprawdę musimy się głęboko zastanowić nad nami samymi i nad sobą nawzajem, nad minionym rokiem i nad naszymi kolejnymi latami w przyszłości. Być może powinienem to rozszerzyć również na minione i na przyszłe dekady, jako że wydaje się, iż w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci podjęto decyzje, które mogą mieć poważny wpływ na przyszłe dziesięciolecia – dotyczące klimatu, czystości powietrza i wody, ilości dwutlenku węgla w atmosferze (albo w tym, co z niej pozostało), ilości mikroplastiku obecnego w nas samych i plastiku obecnego w morzach i tak dalej. Nie możemy sami osobiście wszystkiego zmienić, lecz są kroki, które każdy może podjąć na swoim własnym indywidualnym poziomie, zaś Jamim Noraim stanowią okazję, żeby rozpocząć ten proces na nowo.
W tym dniu czytamy o Abrahamie, naszym symbolicznym wspólnym przodku. Pozostawił on swoją rodzinę i ojczyznę, przyjął inny sposób postrzegania Boga niż jego ojciec Terach, zawarł nie do końca szczęśliwe małżeństwo, zmagał się z problemami natury ekonomicznej, wraz ze swoją żoną Sarah miał problemy z poczęciem i wychowaniem dzieci – był gotów nawet zabić swoje dzieci, kiedy miał poczucie, że nakazał mu to zrobić Bóg. Stanowi on dla nas problematyczny wzór czy też przykład do naśladowania, któremu będziemy się bliżej przyglądać jutro rano w ramach czytania Tory. Czy chcielibyśmy być bardziej tacy jak on, czy może mniej tacy jak on?
Rosz Haszana to Dzień Sądu. Musimy zrozumieć samych siebie jako tych, którzy stoją przed Bożym sądem. Nazbyt często mamy poczucie, że sądy wydawane przez innych ludzi są ważne, chcemy, żeby oni nas lubili, szanowali, żeby byli nam posłuszni, żeby coś od nas kupowali, żeby nam wierzyli, żeby nas kochali…. Ale stoimy również przed naszym własnym sądem, przed sądem dotyczącym nas samych. I z tej perspektywy życie może faktycznie wydawać się bardzo samotne. Bez Boga.
Nie jest to łatwe doświadczenie, kiedy Bóg do ciebie przemawia. Gorsza od tego jest tylko sytuacja, kiedy Bóg do ciebie NIE przemawia. Albo kiedy Bóg nie odpowiada……
Rabin dr Walter Rothschild
Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka
Leave a Reply