April 15th, 2016/7 Nisan 5776 In our Torah portion last week we read the description of people who have the mysterious skin rash tzara’at, and learned what the priest should do to diagnose and care for those who are infected. This week, we move from skin rashes to the even more mysterious house rashes: “When you enter the land of Canaan that I give you as a possession, and I inflict an eruptive plague upon a house in the land you possess, the owner of the house shall come and tell the priest, saying “Something like a plague has appeared upon my house” (Lev. 14:34). There are many explanations for this, most continuing on the drash that just as people will be made sick by speaking lashon ha’ra, gossip or slander, the same can happen with houses. Nachmanides says that because there is a special emotional power in the Holy Land, the presence of God, the Shechina, can’t dwell in a house where lashon ha’ra has been spoken. The “rashes” on the walls are the physical representation of this spiritual brokenness. Speak too much gossip, and you may have to do some remodeling.
Yet Rashi has one of the more unique explanations, and says that underneath the strange colors appearing on the walls was in fact a special gift: “It was a happy tiding for them when the plague tzara’at came upon their homes. This is because the Amorite Canaanites had hidden treasures of gold in the walls of their homes during the forty years when Israel was in the desert, and because of the leprous plagues the walls were taken apart and the treasures were found” (Rashi, Leviticus 14:34). We could take Rashi’s words literally, but we also hope that all of the Biblical Israelites did not tear down their walls at the first sight of discoloration. Instead Rashi’s words might be seen in more figurative light.
Rabbi Shlomo Riskin asks if maybe these “treasures” are the life and traditions that have filled a house. As the walls surround the family, the stories, the joys and challenges within, they absorb some of their power. The smells of meals and the sounds of children playing bring purity and safety to the walls. Yet the walls can also be filled with pain, with arguing, with lies and with sadness. How we fill the walls of our homes, both physically and spiritually is up to us, and it is a reminder that what we do and how we behave does stay within only us and with those whom we meet. Walls do not lie, so we should make sure to fill them with blessings.
This last week I was honored to officiate at the wedding (officially the first Jewish wedding of an already married couple) here at Beit Warszawa. As we welcomed the beautiful couple under the huppah, I mentioned, as I often do, the symbolism of the wedding canopy. The huppah is a sign of protection and connection, and of the home that a couple will build together. But we also know it is only closed on one side, and this new home is much more open to the world, to the community, than it is blocked off. A huppah does not have walls, a huppah is openness.
No matter where we are in life, and regardless of what kind of family makes up our physical and spiritual homes, this can be an important lesson for us all. When we stay open to deep and meaningful encounters with others, when we are open to new ways of seeing and to having our own opinions changed, when we open to learning and open to growth, then there is little room for tzarat, these problematic impurities to grow. When we speak the truth, and when we speak and act with compassion, then the walls of our homes, and the walls of our community will be strengthened.
Dwar Tora Mecora
15 kwietnia 2016/7 nisan 5776 W zeszłotygodniowej paraszy czytaliśmy o ludziach cierpiących na tajemniczą wysypkę zwaną caraat. Opisano w niej też, jak powinni postępować kapłani, aby diagnozować i troszczyć się o zarażonych. W tym tygodniu od problemów skórnych przytrafiających się ludziom przechodzimy do jeszcze bardziej tajemniczych wysypek, które zsyłane są na domy: „Gdy wejdziecie do ziemi kanaanejskiej, którą wam daję w posiadanie, a ześlę plagę trądu na jakiś dom w tej ziemi, którą posiądziecie, to właściciel tego domu przyjdzie i powie do kapłana: Jakaś plaga ukazała się na moim domu” (Kpł 14, 34). Dla zjawiska tego sugerowano wiele wyjaśnień, z których większość opiera się na draszu głoszącym, że ta sama plaga, która spada na ludzi rozpowszechniających laszon hara (plotki lub oszczerstwa), może zostać zesłana również na dom. Nachmanides twierdził, że ponieważ Ziemię Świętą przenika cechująca się szczególnymi emocjami siła, to obecność Boga (Szechina) nie może zamieszkać w domu, w którym rozpowszechniano laszon hara. „Wysypka” na ścianach stanowi zatem namacalny symbol niedoskonałości duchowej: jeśli zbyt często plotkujesz, może czekać cię remont domu.
Jedno z najbardziej niezwykłych wyjaśnień tego zjawiska oferuje Raszi, który twierdzi, że pod dziwnymi kolorami pojawiającymi się na ścianach skrywał się w rzeczywistości wyjątkowy dar: „Gdy dom nawiedziła plaga caraat, była to dla [jego mieszkańców] radosna nowina. Dlaczego? Gdyż podczas czterdziestu lat, które Izraelici spędzili na pustyni, Amoryci i Kananejczycy ukryli w ścianach swych domów skarby w postaci złota. Gdy w wyniku plagi trądu [Izraelici] zburzyli ściany, odnaleźli te skarby” (Raszi do Kpł 14, 34). Słowa Rasziego moglibyśmy potraktować dosłownie, mając jednocześnie nadzieję, że nie wszyscy biblijni Izraelici burzyli ściany swoich domów na widok pierwszych przebarwień. Słowa Rasziego można potraktować też jednak w sposób bardziej symboliczny.
Rabin Szlomo Riskin zastanawia się, czy przez wyżej opisane „skarby” rozumieć można życie i tradycje, które wypełniają dany dom. Ściany otaczają żyjącą w danym domu rodzinę, jej opowieści i przeżywane przez nią radości i wyzwania, ściany te przenika więc charakterystyczna dla danej rodziny energia. Za sprawą zapachów posiłków i odgłosów bawiących się dzieci ściany te przenika „czystość” i bezpieczeństwo. Ściany przesiąknąć mogą jednak również cierpieniem, kłótniami, kłamstwami i smutkiem. To od nas zależy, co przeniknie do ścian naszych domów, zarówno w wymiarze fizycznym jak i duchowym. Przypominamy sobie dzięki temu, że nasze uczynki i postępowanie mają wpływ nie tylko na nas samych oraz na tych, z którymi się spotykamy. Ściany nie kłamią, powinniśmy więc zadbać o to, aby wypełnić je błogosławieństwami.
W zeszłym tygodniu miałem zaszczyt odprawić tutaj w Beit Warszawa ślub (był to pierwszy oficjalny żydowski ślub pary, która była już wcześniej małżeństwem). Gdy powitaliśmy piękną parę pod chupą, wspomniałem – jak to często mam w zwyczaju – o symbolice baldachimu ślubnego. Chupa symbolizuje ochronę, obopólną więź oraz dom, który młoda para stworzy wspólnymi siłami. Wiemy jednak również, że chupa jest zamknięta tylko z jednej strony, ów nowy dom jest więc zarazem otwarty na świat oraz na całą społeczność. Chupa nie ma ścian, chupa jest otwartością.
Niezależnie od tego, na jakim znajdujemy się etapie życia, i bez względu na to, kogo zaliczamy do rodziny tworzącej nasz fizyczny i duchowy dom, wszyscy możemy wynieść z powyższego faktu ważną lekcję. Gdy cechuje nas otwartość na bliskie, przepełnione głębokim sensem spotkania z innymi, gdy jesteśmy otwarci na nowe sposoby postrzegania świata i na możliwość zmiany naszych poglądów, gdy otwieramy się na naukę i na rozwój – nie pozostawiamy wówczas wiele miejsca dla narastania caraat, owych problematycznych nieczystości. Gdy mówimy prawdę, a nasza mowa i nasze czyny wyrażają współczucie dla innych, ściany naszego domu oraz ściany naszej wspólnoty stają się mocniejsze.
Rabin Boris Dolin
Tłum.: Marzena Szymańska-Błotnicka
Leave a Reply