W czasach, gdy byłem małym chłopcem, moja rodzina miała działkę. Wszyscy moi krewni jeździli tam od czasu do czasu, lecz dla wszystkich było jasne, że było to królestwo mojej ciotecznej babki Ireny, starszej siostry mojej babci. Ciotka Irenka bez przerwy tam przesiadywała i doglądała roślin. Czasem prosiła innych członków rodziny o pomoc, jeśli jakieś zadania przekraczały jej możliwości fizyczne. Jednakże przez większość czasu ciocia Irenka (tak ją nazywaliśmy) pracowała na naszej działce sama. Wracała stamtąd do domu wykończona, lecz zdawała się nie zwracać na to żadnej uwagi. Zamiast tego ciocia często mówiła o przyszłości, gdy będziemy mogli jeść nasze własne, własnoręcznie wyhodowane owoce i warzywa. Podobnie, ciocia Irenka nigdy się nie zniechęcała, gdy susza lub nadmierne opady ograniczały liczebność jej zbiorów. Przeciwnie, była zawsze dumna ze swoich plonów, nawet gdy było ich niewiele. Co więcej, ilekroć przynosiła do domu pierwsze plony z działki, okazywała za nie ogromną wdzięczność, mówiąc zawsze:
[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]Bogu dzięki za te wspaniałe (śliwki/gruszki/marchewki/pasternak), czyż nie są przepyszne?! I takie zdrowe! Zrobimy z nich wspaniałe sałatki i przetwory.[/perfectpullquote]
Przypomniałem sobie słowa mojej ciotecznej babki, gdy czytałem przeznaczoną na ten tydzień paraszę Ki Tawo. W otwierających ją wersetach znajdujemy następujące wytyczne:
[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]A gdy wejdziesz do ziemi, którą daje ci [Wiekuisty], Bóg twój, w posiadanie, i zajmiesz ją, i osiedlisz się w niej, to weźmiesz z pierwocin wszelkich płodów rolnych, jakie uzyskasz w ziemi, którą daje ci [Wiekuisty], Bóg twój, i włożysz do kosza, i pójdziesz na miejsce, które [Wiekuisty], Bóg twój, wybierze na mieszkanie dla imienia swego; przyjdziesz do kapłana, który będzie w owych dniach, i powiesz do niego: „Wyznaję dziś przed [Wiekuistym], Bogiem twoim, że przyszedłem do ziemi, o której przysiągł [Wiekuisty] naszym ojcom, że nam ją da (…). A teraz oto przyniosłem pierwociny płodów ziemi, którą dałeś mi, [Wiekuisty]”. Położysz to przed [Wiekuistym], Bogiem twoim, i oddasz pokłon [Wiekuistemu], Bogu twemu, i będziesz się weselił z wszelkiego dobra, które [Wiekuisty], Bóg twój, dał tobie i twemu domowi, ty, Lewita i obcy przybysz, który jest pośród ciebie (Pwt 26, 1-3; 10-11).[/perfectpullquote]
Akapit ten opisuje tak zwaną micwat bikurim, przykazanie nakazujące przynosić pierwsze plony do Przybytku (zastąpionego następnie przez Świątynię w Jerozolimie). Te pierwsze owoce miały być ofiarowane Wiekuistemu w ramach wyszukanej ceremonii rozpoczynającej się od potwierdzenia przybycia danej jednostki do Ziemi Izraela. Następnie Izraelici mieli przywołać wszystkie trudności, z jakimi zmagali się jako niewolnicy w Egipcie oraz jako uchodźcy z owego kraju. Na koniec oczekiwano od nich też, że umieszczą przyniesione przez siebie plony w miejscu uznanym za święte (dosłownie: „przed Bożą obecnością”) i pokłonią się, dopełniając tym samym ceremonię ofiarowania pierwszych plonów. Od Izraelitów oczekiwano jednak nie tylko wypełnienia tego rytuału, ale również tego, iż będą się radować z wszystkich dobrych rzeczy, którymi obdarował ich Wiekuisty.
My, współcześni Żydzi postępowi, nie wierzymy w składanie ofiar. Co więcej, nawet gdybyśmy w to wierzyli, nie mamy Świątyni, w której moglibyśmy ofiarować nasze pierwsze plony. Jednakże nasze codzienne starania wciąż przynoszą owoce – czasem większe, czasem mniejsze, lecz niezaprzeczalnie jakieś owoce. Czytana w tym tygodniu parasza skłoniła mnie do namysłu nad naszym stosunkiem do owoców naszej pracy. Czy jesteśmy z nich dumni, uważając je za konsekwencję naszej ciężkiej pracy i ofiarowanych nam przez Boga talentów? Czy też umniejszamy ich znaczenie, powtarzając sobie, że nasze osiągnięcia nie są niczym wyjątkowym, że są „szczęśliwym trafem” bądź czymś, czego mógłby dokonać każdy inny?
Mam nadzieję, że postrzegacie większość waszych dokonań w ten pierwszy sposób. Mimo to podejrzewam, że w waszym życiu zdarzają się nieraz takie dni, gdy macie poczucie, że nie dokonaliście zbytnich postępów w wykreślaniu kolejnych pozycji z waszej listy rzeczy do zrobienia. W takie dni łatwo jest poczuć się przytłoczonym i niezadowolonym z samych siebie. Jeśli brzmi to znajomo, zachęcam was do przyjrzenia się zadaniom, które udało wam się ukończyć, przez pryzmat rytuału ofiarowania pierwszych plonów. Na początek postarajcie się pomyśleć o rzeczach, które udało się wam do tej pory osiągnąć, i powiedzieć sobie: poczyniłem już duże postępy. W ten sposób będziecie naśladować zachowanie biblijnych Izraelitów, którzy docenili znaczenie pierwszych owoców swojej pracy w Ziemi Obiecanej pomimo tego, iż wiele im jeszcze brakowało do pełnego podboju Kanaanu. Później przyjrzyjcie się zaś wszystkim przeszkodom, które musieliście przezwyciężyć, aby osiągnąć waszą obecną pozycję, podobnie jak Izraelici wspominali swoją wędrówkę przez pustynię. Ten krok pomoże wam docenić waszą odporność, umiejętności i zasoby, dzięki którym udało wam się odnaleźć drogę wiodącą do miejsca, w którym znajdujecie się obecnie. Na koniec zaś, podobnie jak Izraelici, którzy radowali się i okazywali wdzięczność za swoje pierwsze plony, postarajcie się okazać wdzięczność Wiekuistemu, doceniając własne osiągnięcia i przypisując sobie należne wam zasługi.
Odczuwanie wdzięczności za to, co osiągnęliśmy w życiu, wydaje się czasem niezwykle trudnym zadaniem – zwłaszcza nam, współczesnym mieszkańcom Zachodu. Wpaja nam się obecnie przekonanie, że powinniśmy się zawsze starać osiągnąć jeszcze więcej. Motywuje to nas do nieustannego zmuszania się do dalszych działań, lecz zarazem sprawia też, iż nie potrafimy się cieszyć pierwszymi owocami naszych wysiłków. Ilekroć odczuwam potrzebę, aby uciec od tego ciągłego kołowrotka nieustannych, podszytych niepokojem myśli o kolejnym zadaniu, myślę o mojej cioci Irence. Urodzona i wychowana w małej wiosce na Kujawach, zawsze otwarcie przyznawała, że nie było jej łatwo przeprowadzić się do dużego miasta i zdobyć wykształcenie. Wiedziała też, jak ważne jest cierpliwe oczekiwanie na efekty swojej pracy i była dumna nawet z najmniejszych rezultatów. Nie jestem pewien, czy była jej znana opisana w naszej paraszy ceremonia ofiarowania pierwszych plonów, lecz z pewnością doskonale uosabiała jej ducha, przejawiając zawsze pełną wdzięczności i doceniającą życie postawę.
W tym miesiącu elul, w naszym miesiącu refleksji, zachęcam was, abyście pomyśleli o tym, co się wam udało osiągnąć w roku 5778 i abyście okazali wdzięczność za to wszystko, co się wam udało zrealizować. Gdy to uczynicie, poczujecie się być może tak jak starożytni Izraelici oraz jak moja ciocia Irenka, którzy potrafili się zatrzymać, docenić pierwsze owoce (lub warzywa) i odczuwać Bożą Opatrzność nawet przy codziennych zajęciach. Mam nadzieję, że tego typu „przerwy na wdzięczność” pomogą wam się przygotować do Wielkich Świąt oraz że staną się jedną z waszych regularnych praktyk w Nowym Roku 5779. Szabat Szalom!
Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka
Leave a Reply