Sidra ta ma dla mnie obecnie szczególnie osobiste przesłanie, jako że zaczyna się od opisu śmierci starszej matriarchini i przygotowań, które trzeba poczynić do jej pogrzebu. Ale jest to po prostu część życia i trzeba ją jako taką zaakceptować, jakkolwiek by to nie było bolesne. Biedny Abraham – najpierw Bóg nakazał mu, żeby opuścił dom własnego ojca w rozdziale 12, zaś teraz, w rozdziale 23, opuściła go żona, z którą był przez wiele lat, a w istocie przez wiele dziesięcioleci. Później, w rozdziale 25 (werset 8) dowiemy się o śmierci Abrahama i o tym, jak został „przyłączony do przodków swoich” – nie wspomina się jednak o tym, żeby połączył się na nowo ze swoją żoną! Nigdy nie jest do końca jasne, jakie jest stanowisko Tory w kwestii życia po śmierci albo przynajmniej dalszego istnienia po tym, jak ziemska egzystencja dobiegła końca. Pojawiają się różne dziwne odniesienia – zaczynając od tego, jak krew Abla wciąż krzyczy spod ziemi po tym, jak został zabity. Pod koniec Tory również Mojżesz zostanie „przyłączony do swoich przodków”; ironiczny jest w tym kontekście fakt, że jako dziecko został odłączony od swojej rodziny pochodzenia, a więc nie wiedział zbyt wiele o tych przodkach. Ale prędzej czy później wszyscy musimy umrzeć i pojawiają się wtedy takie oto pytania: Dokąd? Z kim? Co się stanie z każdym z nas? Czy relacje, które nawiązaliśmy w tym życiu – relację dziecka do rodzica (albo dziadka lub babci), z partnerami i małżonkami, relację rodzica do dziecka, rodzeństwa do rodzeństwa – będą w jakiś sposób kontynuowane? Czy będziemy wciąż rozpoznawalni jako „my”, cokolwiek to znaczy, dla tych, którzy nas znali? Niektórzy udają się do grobów słynnych rabinów i zwracają się do nich z prośbami, tak jakby nie przeszli oni już na emeryturę albo nie zmarli, ale jak gdyby wciąż sprawowali swój urząd i wciąż mieli swoją siatkę przydatnych kontaktów… i jak gdyby wciąż można się było do nich zwracać. Beit Warszawa, 22 listopada 2019 –
Tydzień temu odprawiałem modlitwy podczas poświęcenia kamienia nagrobnego dla pewnego starego człowieka, który, nieżonaty i nieposiadający dzieci, zmarł w samotności w Hamburgu w wieku 82 lat – uciekł tam ze swojej rodzinnej miejscowości, małego miasteczka w Mecklenburgu, z powodu prześladowań i deportacji, ale oznaczało to, że zmarł samotnie w Hamburgu raczej niż z pozostałymi członkami swojej gminy w Auschwitz. Ruch, jakiego podjął się w desperacji nie zapewnił mu wielu dodatkowych lat życia ani też zdrowia czy też szczęścia. Miał jednak grób w Hamburgu – ale był to nieoznaczony grób, a więc pewna grupa postanowiła oznaczyć go, stawiając nagrobek z jego imieniem i garstką szczegółów z jego życia. Był to miły gest, a w istocie micwa, choć osoby te nie były Żydami, a zatem nie miały obowiązku wypełniać micwy – ale nasuwa się pytanie: czy ten mężczyzna będzie w ogóle o tym wiedział? Czy będzie zdawał sobie sprawę, że ludzie zgromadzili się wokół jego grobu, w którym leżał od ponad 70 lat, czy jego kości usłyszą, jak odmawiany jest Kadisz? Czy jego dusza uraduje się z tego powodu? Czy poczuje się lepiej, teraz, kiedy nie został zapomniany? Trudno jest powiedzieć cokolwiek rozsądnego albo racjonalnego na temat takich spraw, jako że jest to wszystko kwestia uczuć, tego co „czujemy, że jest słuszne”.
Abraham „czuł, że słuszne będzie”, żeby ciało jego zmarłej żony zostało gdzieś złożone do spoczynku, w jakimś bezpiecznym miejscu, zabezpieczonym przed grasującymi zwierzętami, które mogłyby naruszyć szczątki. W ziemi, albo przynajmniej pod powierzchnią ziemi, w jaskini. Co dziwne, choć wcześniej było już wiele pokoleń, wielu się urodziło i wielu zmarło, jest to pierwszy raz, kiedy wspomina się o pogrzebie. Nigdy nie słyszymy o tym, żeby Adam organizował pogrzeb dla Chawy ani dla ich syna. Wiemy, że jeden z braci Awrama zmarł, zanim ten opuścił Haran, ale nie wspomina się o żadnych rytuałach żałobnych. Niestety milczeniem otoczony jest również koniec życia Sary; w poprzednich rozdziałach czytaliśmy o wygnaniu i nieomal zamordowaniu służącej Hagar z jej synem – starszym synem Awrahama; a następnie o nieomalże morderstwie czy też „złożeniu w ofierze” Izaaka, syna Sary i drugiego syna Awrahama, ich jedynego wspólnego syna. Następnie Awraham dostaje informacje o narodzinach pewnej liczby bratanków – 12 bratanków i bratanic, żeby być dokładnym, co stanowi dziwne podobieństwo do jego własnych wnuków, późniejszej rodziny Jakuba, dwunastu synów i córki.
A potem – nagle – bez żadnych pożegnań, żadnych słynnych ostatnich słów, żadnej sceny na łożu śmierci, bez żadnych lamentów – Sara odchodzi. Mówi nam się nawet, że Abraham „przybył”, aby ją opłakiwać, tak jakby nie był obecny przy jej śmierci. Jest to dość żałosne zakończenie dla tak długiego małżeństwa. Nie zawsze udaje się zorganizować wszystko tak, jak być może byśmy chcieli, z ostatnim pocałunkiem i jakimiś miłymi słowami pożegnania, niemniej ta śmierć wydaje się być nieco „pozbawiona dramaturgii”; być może jest to reakcja na szok Akedy – nie powiedziano nam, że Sara była chora, a tylko że osiągnęła bardzo podeszły wiek – 127 lat! Śmierć przychodzi naturalnie po pewnej liczbie lat; niektóre narządy i mięśnie po prostu tracą swoją żywotność, niektóre stawy się zużywają; w istocie wydaje się, że wszystkich nas czeka naturalny koniec niezależnie od tego, co byśmy nie robili. Być może można przyspieszyć śmierć przez własną głupotę i używanie alkoholu, narkotyków, tytoniu albo innych substancji, albo poprzez podejmowanie niepotrzebnego ryzyka. Możemy też próbować wydłużyć nasze życie, utrzymując się w dobrej formie fizycznej i umysłowej poprzez regularne ćwiczenia i niestosowanie różnych używek – ale i tak koniec będzie taki sam i różnica przeżytego czasu nie będzie mierzona w setkach lat! Poza samą „ilością życia” można też omawiać kwestię jego jakości – jest to prawomocna dyskusja i może to mieć wpływ na ostatnie kilka lat albo miesięcy życia – ale niezależnie od tego wszyscy pozostajemy śmiertelni.
A więc – co powinno się zrobić ze szczątkami? Wiemy, że istnieje kilka różnych możliwych odpowiedzi, od spalenia po pochowanie, od pozostawienia ich, żeby zjadły je ptaki aż po zjedzenie ich samemu…. Istnieją też różne połączenia: można pochować ciało i potem, mniej więcej rok później usunąć to, co z niego pozostało – kości – i złożyć je w ossuarium; można najpierw spalić zwłoki, a następnie rozrzucić prochy albo pochować je. Każda kultura znalazła inne rozwiązania na to pytanie, lecz każda mierzy się z tym samym problemem: co robić? Czy ma znaczenie, KTO to zrobi, albo kto będzie odprawiał ceremonię? Czy ma znaczenie, GDZIE wykonuje się te czynności – na przykład, czy rozrzuci się prochy do świętej rzeki albo pochowa się ciało w „poświęconej ziemi”? Jak z pewnością wiecie, istnieją tradycyjne żydowskie odpowiedzi na te kwestie – ale Abraham jest pierwszą osobą, co do której wspomina się, że mierzyła się z tym problemem. Z jakich może korzystać wskazówek, czego się od niego oczekuje? Wiemy, że zostaje z przygotowaniami sam, że (z różnych powodów) nie ma przy nim żadnego z jego synów.
Żeby jeszcze bardziej skomplikować sprawy, Abraham jest cudzoziemcem, obcokrajowcem, nomadem w ziemi Kanaan. Co ciekawe, terytorium to zamieszkują również Chetyci, którzy zadomowili się już do tego stopnia, że w istocie „posiadają” ziemię – co samo w sobie jest dziwną koncepcją, ale jest to temat na inną dyskusję. Abraham musi zwrócić się do nich z prośbą, musi z nimi negocjować. Przedstawia się jako ktoś obcy na „ich” ziemi, co jest intrygujące, jako że Chetyci nie są Kanaanejczykami. Ale musi kupić nieco ziemi, nie po to, żeby wybudować dom ani żeby zasadzić plony, ani żeby ustawić ołtarz – lecz tylko po to, żeby umieścić tam ciało swojej zmarłej żony. Taka ziemia nie zyska na wartości, nie może zostać później ponownie sprzedana. Jest zajęta i nikt inny nie będzie jej chciał. Wydaje się, że Chetyci posiadają już miejsca na groby i grobowce, miejsca przygotowane z wyprzedzeniem na czas, kiedy mogą być potrzebne, „kewer”. Poczynili przygotowania na własną przyszłość i oferują, że sprzedadzą jedno takie miejsce Abrahamowi, nomadowi, dla którego cała ziemia jest otwarta i dostępna bez opłaty.
Potrzeba prawie dziewiętnastu wersetów uprzejmych, ale ciężkich targów, zanim udaje się zawrzeć umowę z Efronem, który jest właścicielem pola z jaskinią. Potem „pochował Abraham Sarę, żonę swoją, w jaskini na polu Machpela naprzeciw Mamre”. Choć Sara nie żyje, to wciąż jest „jego żoną”. Nie wspomina się tu o żadnych modlitwach ani ofiarach, hymnach, rytuałach, o tym, żeby rozdzierał szaty albo uderzał się w pierś. Robi tylko to, co musi zostać zrobione.
W końcu sam już się starzeje i spędzi cały następny rozdział przygotowując swój testament, próbując zapewnić, że będzie miał dziedziców. Następnie w rozdziale 25, po nagłym późnym rozkwicie, sam umrze i jego synowie – obaj, Iszmael i Icchak! – przybędą, aby pochować go „w jaskini Machpela, na polu Efrona, syna Sochara, Chetyty, naprzeciw Mamre (…).Tam pochowany został Abraham i Sara, żona jego”.
Dla wielu ludzi pozostaje ważną sprawą, żeby zostać pochowanym wraz z innymi członkami rodziny, przy nich albo blisko nich, żeby mieć być może grób rodzinny albo wspólne miejsce pochówku. Jeśli zapytać ich „dlaczego?” – zwykle nie będą umieli odpowiedzieć. Czy liczą na dalszą wspólną egzystencję albo że będą sobie przez cały czas plotkować? Nie, oczywiście, że nie! Ale w jakiś sposób „czują, że tak będzie słusznie”, wydaje im się to właściwe, więc często słyszy się, jak ktoś mówi: „Zarezerwuj mi miejsce obok mojego bliskiego, chcę być blisko nich, kiedy sam będę pochowany”.
Nie ma w tym żadnej logiki, ale kiedy to istniała jakakolwiek logika, jeśli chodzi o sprawy związane z życiem i umieraniem, z samym życiem i śmiercią? „Czujemy, że tak jest słusznie”. I właśnie dlatego mamy cmentarze, rytuały, kamienie nagrobne, napisy, rocznice i modlitwy. Jeśli nie dla zmarłych, to przynajmniej dla żywych. „Chaje Sara” – to ŻYCIE Sary jest tutaj opisywane. Śmierć jest tylko jego częścią.
Szabat Szalom.
Rabin Walter Rothschild
Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka
Leave a Reply