– „Mgła nad Kanałem. Kontynent odcięty!”. Był to jeden z najsłynniejszych nagłówków w historii brytyjskiej prasy; niektórzy mówią, że pochodzi on z lat 30. XX wieku i jest to, zgodnie z wieloma relacjami, przynajmniej do pewnego stopnia prawdziwa historia. To nie Wielka Brytania, wyspa na Morzu Północnym, została odcięta – to raczej do Europy kontynentalnej nie można się było dostać z powodu złych warunków pogodowych. Według niektórych wersji komunikat ten został wydrukowany w „The Times” po jakichś mocnych sztormach albo po tym, jak zniszczeniu uległ jakiś kabel telegraficzny…, zaś niektóre poddają nawet w wątpliwość prawdziwość tej historii – jednak niezależnie od tego, czy historia ta jest prawdziwa czy nie, dobrze podsumowuje pewną podstawową prawdę na temat tego, w jaki sposób przynajmniej niektórzy ludzie postrzegają świat. 7 lutego 2020, Beit Warszawa
Wszystko jest kwestią perspektywy. Tak się składa, że jest to pierwszy szabat po oficjalnym zakończeniu sojuszu, stowarzyszenia czy też traktatu pomiędzy kontynentem i wyspą. Wyspa ta – a przynajmniej jakaś jej część albo przynajmniej część tamtejszych osób uprawnionych do głosowania – zdecydowali, że wolą raczej być, albo pozostać, albo powrócić do bycia wyspą aniżeli być częścią kontynentu. Czas pokaże, czy ich decyzja okaże się słuszna, jako że świat znacznie się zmienił od ostatniego czasu, kiedy wyspa ta dumnie stała samotnie, broniąc się przed siłami zła atakującymi z Europy kontynentalnej. Wielu twierdzi jednak, że taka jest historyczna misja, że to jest mit założycielski o istnieniu „rasy wyspiarskiej”, która „panuje nad falami” i niegdyś miała rozległe imperium również na innych kontynentach, narzucając cywilizację i protestanckie wartości biblijne w Ameryce, Azji, Afryce i Australazji. Och, to były czasy, kiedy połowa świata była rządzona przez ministerstwo do spraw kolonialnych, zaś druga połowa była trzymana na dystans i sprowadzana na swoje miejsce przez ministerstwo spraw zagranicznych! Europa była pożyteczna jeśli chodzi o zapewnienie w razie konieczności jakiegoś monarchy – a w sumie taką samą rolę spełniała również Szkocja – jednak we wszystkich innych sprawach liczyły się tylko „dębowe serca”1* i „zakamieniałe głowy”.
Jednak czy historia zawsze się powtarza? Czy jest różnica pomiędzy rozumieniem historii a nieokreśloną romantyczną tęsknotą za „starymi, dobrymi czasami”?
W przeznaczonej na ten tydzień sidrze czytamy o tym, jak Izraelici – niektórzy z własnej woli, a niektórzy niechętnie, ociągając się, pragnąc „pozostać” – zostali zmuszeni do przemaszerowania przez Morze Trzcin i zostawienia za sobą znanej im kultury, znajomego pożywienia i własnego statusu. Nie wszystko było wspaniałe, w żadnym wypadku – kto opisałby niewolnictwo i sytuację, gdy ktoś morduje twoje dzieci, jako coś wspaniałego? – a jednak nie można nigdy lekceważyć siły ludzkiego oporu przed zmianą. Miesiące później, a nawet lata później niektórzy z nich będą wciąż zrzędzić Mojżeszowi, że manna jest bez smaku w porównaniu do wspaniałego jedzenia, jakie mieli „u siebie w domu”, z rybami, czosnkiem i cebulą; że woleliby zostać pochowani tam, gdzie ich przodkowie raczej niż anonimowo na piaskach pustyni…. Będą narzekać, że nie zostało to wszystko z nimi należycie skonsultowane i że czują się ofiarami sił historycznych, nad którymi nie mają absolutnie żadnej kontroli. I faktycznie tak jest. „Dor HaMidbar”, czyli pokolenie pustyni zawsze miało złą reputację wśród tradycyjnych żydowskich komentatorów, gdyż oskarża się ich o to, że nie wierzyli w Boga na tyle, żeby zaufać, iż nie tylko wyprowadzi ich z niewoli, ale że zaprowadzi ich również do ich własnej Ziemi. Z drugiej strony ten sam Bóg pozwolił im czekać w niewoli nawet do czterystu lat i pozwolił na to, żeby byli bici, upokarzani i oddzielani od swoich dzieci; ponadto nie chce wyjawić im swojego Imienia, nie chce im się bezpośrednio ukazać, stawia różnego rodzaju żądania, wymaga, że odtąd tylko On będzie miał monopol na ich praktyki religijne i tak dalej. Jak ty byś się z tym czuł?
W Biblii interesujące jest zawsze to, czego w niej nie ma. Bóg w żadnym momencie nie próbuje zmienić Egipcjan, zreformować ich czy też naprostować ich złe zachowanie. Nie, celem misji Mojżesza jest po prostu możliwie jak najszybsze „wyciągnięcie” stamtąd Izraelitów – choć Bóg stosuje czasem taktyki, które w rzeczywistości opóźniają owo wyjście z Egiptu: Bóg „utwardził serce faraona”, tak żeby ten nie słuchał już żadnych argumentów, nawet tych od swoich najbliższych doradców, podczas gdy na egipską gospodarkę spadają raz za razem kolejne ciosy. Bóg prowadzi Izraelitów trasą, o której wiadomo, że na jej drodze stoi przeszkoda w postaci morza albo bagna, zamiast najkrótszą i najwygodniejszą drogą – Bóg pozwala im panikować na myśl o masakrze, do jakiej doprowadzi „brak porozumienia”, zanim w końcu rozkaże Mojżeszowi, żeby podniósł swoją laskę – zaś reszta jest jeśli nie historią, to przynajmniej teologią. Wody zamykają się za nimi, wody pochłaniają ścigające ich wojsko – i nagle są wyzwoleni, są wolni i mogą rozpocząć nowy etap swojej egzystencji – pod warunkiem, że będą się czuli na to gotowi. Czy czują się gotowi? Nie, w żadnym razie. Na początku trzeba się zająć pilnymi praktycznymi sprawami związanymi z samoobroną i zaopatrzeniem w wodę i żywność, a potem trzeba jeszcze zadbać o wiele dodatkowych rzeczy. Ale nie ma już drogi powrotnej. Są tylko wzburzone wody w Kanale; Egipt został odcięty!
Na Izraelitów spływa nagle fala ogromnej ulgi, której dają wyraz w radosnej pieśni, wychwalając nagły upadek i zniszczenie armii egipskiej. „Zatonęli jak ołów w potężnych wodach!”. „Ich konie i rydwany okazały się bezużyteczne, tylko im przeszkadzały!”. „Nasz Bóg rozgromił ich wszystkich! Ani jeden nie przeżył!”. Śpiewają tak do siebie nawzajem, nie do Mojżesza, nie do Boga, nie do autora i nawet nie do nas, czytelników czy też słuchaczy. Są niczym podekscytowany tłum, w którym wszyscy wołają jednocześnie: „Widziałeś TO!?”. „Wow!”. To właśnie od tego fragmentu pochodzi druga nazwa naszej sidry – Szabat Szira, czyli szabat, w który śpiewa się „Pieśń Morza” z piętnastego rozdziału księgi Wyjścia, który został nawet zapisany przez pisarzy w Sefer Tora niczym dwa brzegi morza z kolumną przebiegającą przez jego środek. Jest to triumfalna pieśń, która nie przypadnie do gustu pacyfistom. Jest to pieśń wyrażająca ulgę w obliczu wyzwolenia i wybawienia. Pieśń ta symbolizuje koniec jednej fazy historii, podczas gdy kolejna jeszcze się nie rozpoczęła – choć jej początek jest już blisko.
Doświadczyliśmy też innych wyzwoleń, na przykład kiedy otworzyły się bramy obozowe, kiedy prześladowcy uciekli albo zostali pokonani na polu walki bądź gdy rozebrano mury getta, ale to właśnie opisywane tutaj wyzwolenie definiuje tak dużą część judaizmu i myśli żydowskiej. „Nigdy nie zapomnij”, mówi się nam, „że jesteśmy potomkami wyzwolonych niewolników! Nigdy nie zapomnij, jak to było przed wyzwoleniem! Przypominaj sobie co roku podczas specjalnego posiłku ówczesne podekscytowanie, tak żebyś czuł się tak, jak gdybyś ty sam tam był, teraz, w teraźniejszości!”. Dostaliśmy nawet szabat jako namacalne przypomnienie o tym, że jesteśmy już teraz wolni i że możemy definiować nasze własne kalendarze, tak żeby sami decydować, kiedy będziemy pracować, a kiedy zrobimy sobie przerwę na odpoczynek!
Jako że natura ludzka jest taka, jaka jest, nie minęło dużo czasu, zanim pozytywne przykazanie: „co tydzień rób sobie jeden dzień wolnego!” zostało przykryte całym szeregiem negatywnych przykazań: „i pamiętaj, żeby nie robić tego albo tego, albo tego, a w szczególności TAMTEGO!”. Jako że natura ludzka jest taka, jaka jest, nie minęło dużo czasu, zanim również i Żydzi podzielili się z jednej strony na tych, którzy mieli poczucie: „Hej, jesteśmy wolni! Zróbmy sobie dzień odpoczynku, spędźmy miło czas i zrelaksujmy się!”, a z drugiej strony na tych, którzy mieli poczucie: „nie możemy irytować Boga, a zatem muszę ogromnie uważać, żeby unikać robienia absolutnie wszystkiego, co zakazane, muszę przestrzegać każdej zasady i składających się na nią szczegółowych regulacji – oraz zapewnić, żeby wszyscy inni Żydzi robili to samo!”. Niektórzy zawsze widzą szklankę jako w połowie pełną, zaś niektórzy jako w połowie pustą.
Oczywiście zarówno przykazania pozytywne jak i negatywne są częścią tego samego systemu, halachy, czyli praw żydowskich – wszystko jest kwestią odpowiedniej perspektywy. Nie zapominajmy, że przykazanie nakazujące przestrzegać szabatu przedstawione w dwudziestym rozdziale księgi Wyjścia zostaje następnie rozszerzone w taki sposób, żeby obejmować również członków naszej rodziny i nasze zwierzęta juczne – oraz naszych niewolników! Czyż nie zakrawa to na ironię? Z jednej strony wolno jest ci mieć „sługi i służące”, „awdecha weamatcha” – lecz z drugiej strony również i im musi być wolno zasmakować słodkiego smaku wolności przez jeden dzień w tygodniu. Później przeczytamy, że wolno jest nam mieć innych Izraelitów pod swoim panowaniem – choć powinni móc powrócić do swojego poprzedniego statusu, gdy tylko spłacą swoje długi i po upłynięciu pewnego okresu czasu; chyba, że BĘDĄ CHCIELI pozostać niewolnikami. Wszystko to jest bardzo zagmatwane, czyż nie? Czy wolność jest czymś absolutnym, czy tylko względnym? Czy jest to coś dla wszystkich, czy tylko dla wszystkich tych, których jest na to stać? Dla tych, którzy się jej nie boją?
Izraelici śpiewają swoją pieśń. Całkiem słusznie czują ulgę. Ów ciągnący się niezwykle długo proces – proces pełen stresu, niespełnionych obietnic i opóźnień w końcu dobiegł do pełnego dramaturgii końca. Do „wyjścia”. Co się stanie później? Ach… Wydaje się, że jeszcze sobie tego do końca nie przemyśleli. To nic. Bóg jest po ich stronie, czyż nie? Co mogłoby teraz pójść nie tak? Ziemia Obiecana jest w zasięgu wzroku, płynąca mlekiem i miodem….
Szabat Szalom!
Rabin dr Walter Rothschild
Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka
1* „Dębowe serca” – symbol odwagi, nawiązanie do Heart of Oak, oficjalnego marszu Królewskiej Marynarki Wojennej (przyp. tłum.).
Leave a Reply