Bycie osobą LGBT w Polsce jest dyscypliną sportową wymagającą woli walki i hartu ducha. Jeszcze kilka lata temu porównałbym je do biegu na 3000 metrów z przeszkodami. Jest to wyczerpującą konkurencja lekkoatletyczna, ale po pierwszym okrążeniu stadionu wiadomo czego się spodziewać, przeszkody nie ulegają zmianie. Dzięki temu, mimo narastającego zmęczenia, kolejne okrążenia są technicznie łatwiejsze.
W ciągu ostatnich dwóch lat przeszkód dla bycia osobą LGBT w Polsce jednak przybyło i są one coraz wyższe. Pięć województw i dziesiątki mniejszych jednostek samorządu terytorialnego przyjęło uchwały określające je jako strefy „wolne od ideologii LGBT” lub po prostu „wolne od LGBT”. Zeszłoroczny marsz równości w Białymstoku spotkał się z falą przemocy, na marsz w Lublinie jego przeciwnicy przynieśli domowej roboty bombę. Wszystko to przy wsparciu Kościoła Katolickiego, nazywającego osoby LGBT „tęczową zarazą”.
W tym roku przyzwolenie na dyskryminację i przemoc przeniosło się na poziom ogólnopolski. 13 czerwca, broniąc homofobicznej retoryki przedstawicieli rządu, Prezydent Andrzej Duda stwierdził, że „nam [Polakom] próbuje się wmówić, że [osoby LGBT] to ludzie, a to jest po prostu ideologia”. Wtórował mu członek jego sztabu wyborczego, poseł Przemysław Czarnek, mówiąc: „skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka, czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym”.
W ciągu niecałych dwóch tygodni od słów Prezydenta Dudy, w Polsce doszło do fali napaści na osoby LGBT, pobity został między innymi były fryzjer Andrzeja Dudy. Co najmniej jedna osoba popełniła samobójstwo z powodu retoryki Prezydenta RP. Od dwóch tygodni obsesyjnie czytam artykuły na temat tych zajść. Na początku nie wiedziałem dlaczego tak mnie one poruszyły. Dopiero wczoraj uświadomiłem sobie, że relacje pełne opisów słownej i fizycznej przemocy przypomniały mi o wydarzeniu z mojego życia, które wolałbym wymazać z pamięci.
W Sylwestra 2008 zostałem pobity przez trzech bandziorów w centrum Wrocławia. Napad miał podłoże rabunkowe, ale moi oprawcy kopiąc mnie (wszędzie, w tym i w głowę, na szczęście wzdłuż czaszki) wykrzykiwali homofobiczne hasła. Zalany krwią wróciłem do domu, skąd ojciec znajomego zabrał mnie do szpitala. W szpitalu uczynny doktor nastawił mi ręcznie i bez znieczulenia (tak, bolało) przesunięty nos i wypisał środki przeciwbólowe i uspokajające. Miałem wielkie szczęście, że nikt nie kopnął mnie w głowę pod innym kątem – mogłoby mnie dziś tu nie być.
Dlaczego dziś o tym pisze?
Bo z przemocą – słowną lub fizyczną – spotyka się większość polskich osób LGBT.
Bo „ideologii LGBT” nie można pobić, ale osobę – na przykład mnie – już tak.
Bo policjant do którego zgłosiłem moje pobicie powiedział, że towarzyszące mu homofobiczne okrzyki nie miały znaczenia dla sprawy, gdyż Polska nie ściga zbrodni motywowanych homofobią i transfobią. Potem odmówił wpisania wzmianki o nich do akt.
Bo Polska nie traktuje homofobicznych pobudek przemocy na równi z przynależnością do innych grup narażonych na przemoc.
Bo przeraża mnie, że 12 lat później sytuacja osób LGBT w Polsce się nie poprawiła.
Bo nie zgadzam się na bycie obywatelem drugiej kategorii jako polska osoba LGBT.
Bo chce pokazać dzisiejszym młodym LGBT, że życie po takiej traumie może się dobrze ułożyć.
Bo doświadczenie dyskryminacji, strachu, a ostatnio także przemocy to codzienność polskich osób LGBT. To się nie zmieni o ile nie podejmiesz działań aby im pomóc. Tu i teraz, w ostatnich dniach Miesiąca Dumy z bycia osobą LGBT; dumy, którą polscy LGBT muszą często ukrywać.
Leave a Reply