Refleksje Nad Paraszą Noach
W czytanej w tym tygodniu paraszy znajdziemy dwie wielkie narracje, które leżą u podstaw cywilizacji judeo-chrześcijańskiej i które inspirują ludzi od wieków: opowieść o Noachu i potopie, jak również historia o wieży Babel. Początek opowieści o Noachu mówi o wielkim skażeniu, jakie przenikało ziemię. Zacytujmy Torę:
[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]I widział Bóg ziemię, a oto skażona, bo skaziło wszelkie ciało drogę swą na ziemi. (Rdz 6, 12, tłum. I. Cylkow).[/perfectpullquote]
Hebrajskie słowo niszkhata (od rdzenia szakhat), tłumaczone jako „skażona” niesie w sobie również inne synonimiczne znaczenia, takie jak: być zepsutym, zniszczonym, rannym, zrujnowanym albo zgniłym. W poprzednim wersecie:
[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]I skażona była ziemia przed Bogiem; i napełniła się ziemia bezprawiem. (Rdz 6, 11)[/perfectpullquote]
pojawia się hebrajskie słowo hamas, które również oznacza przemoc, okrucieństwo, niesprawiedliwość. Zgodnie z tą narracją jedynym lekarstwem na ów straszny stan rzeczy panujący na ziemi było oczyszczenie tej „okropnej nieczystości” za pomocą największej wody, jaką kiedykolwiek widziała planeta Ziemia.
Mamy zatem skażenie i odnowę życia, jest to jednak brutalna odnowa. Ludzkość została zdziesiątkowana, nic dziwnego zatem, że w innej opowieści przedstawionej w tej samej paraszy czytamy:
[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]I była cała ziemia mowy jednej i wyrażeń nielicznych. (Rdz 11, 1)[/perfectpullquote]
Hebrajskie słowo safa (język) ma również inne znaczenia, takie jak: brzeg, granica, oprawa i są to w istocie pierwotne, a nie drugorzędne znaczenia tego słowa.1
Jeśli mamy prawo założyć, iż po tym wielkim, mającym służyć oczyszczeniu zajściu nie zdążyły się jeszcze zróżnicować nie tylko języki, ale również ludzkie przekonania i systemy wartości, to oferuje nam to nieco inną (w moim przekonaniu głębszą) perspektywę na historię, którą znamy jako „mówiącą o pomieszaniu języków” i w której aspekt prostej, codziennej i praktycznej komunikacji schodzi na drugi plan.
Wedle tej wykładni historii o wieży Babel owo wspólne ludzkie przedsięwzięcie zakończyło się porażką nie tylko dlatego, że ludzkość utraciła wspólny język, ale również dlatego, iż straciła wspólną płaszczyznę porozumienia: wspólne wartości i cele, które zróżnicowały się podczas budowy wieży Babel. Co więcej, przedsięwzięcie to nie musi być rozumiane w negatywny sposób. Według rabina Jonathana Eibeschuetza, który żył w osiemnastowiecznej Pradze (i był uważany za „heretyckiego rabina”, gdyż promował uniwersalne braterstwo i równość płci), celem tego przedsięwzięcia było dotarcie na księżyc. W swoim dziele Tiferet Jehonatan, rabin Eibeschuetz pisze:
[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]„(…) ich rozumowanie było w pełni naukowe: każdy deszcz jest skutkiem gazów i pary – cząstek wodnych unoszących się z ziemi. I właśnie tak powstają chmury; i właśnie tak woda spada w dół. Żadna woda nie może spaść z samego nieba. Na podstawie obserwacji wyliczyli, że te chmury, które tworzy gęsta para unosząca się z ziemi, w najlepszym wypadku unoszą się nie wyżej niż na wysokość pięciu mil. Siłą rzeczy wynika z tego, że bardziej delikatna para składająca się z cząsteczek wody nie uniesie się wyżej niż na tę wysokość. W przeciwnym wypadku na tych większych wysokościach znajdowałyby się również i gęstsze chmury. A zatem ich plan był taki, żeby wybudować wieżę wyższą niż te chmury, tak żeby mieć miejsce, gdzie już nigdy więcej nie spadnie na nich deszcz”.[/perfectpullquote]
Wtedy nie byłoby już potopów. Wtedy nie trzeba by się już dobrze zachowywać. Wedle rabina Eibeschuetza ludzie z tamtego pokolenia postrzegali też księżyc jako planetę nadającą się do zamieszkania w stopniu nie mniejszym niż planeta ziemska. Wierzyli, że uda im się dotrzeć na księżyc i na nim zamieszkać, jeśli zbudują statek, który może „unosić się w powietrzu”, unoszony ogromnym żaglem, gdyż wydawało im się, że tak naprawdę wszystkie wiatry wznoszą się z ziemi i kierują się do góry.
Ale, oczywiście, ich plan zakończył się porażką. Utracili swój „wspólny język” w głębszym znaczeniu tego słowa, tak jak sugerowałem powyżej. Jest to problem, z którym ludzkość nigdy nie przestała się zmagać, co wydaje się być dla nas szczególnie widoczne dzisiaj. Nasze zachodnie społeczeństwa są rozdarte pod względem ideologicznym. Dręczone są niespójnością i nieprzystawalnością deklarowanych systemów wartości i wizji świata.
Co istotne, linie tych wszystkich podziałów nie przebiegają wzdłuż granic narodowych, kulturowych czy religijnych, lecz dzielą w zasadzie wszystkie spośród tych grup. Multikulturalizm jest zatem jak najbardziej możliwy, by był jednak trwały, musi być zbudowany na wspólnych fundamentach, na wyznawanych przez wszystkich wartościach.
Czy takowe wspólne wartości istnieją? Oczywiście, że tak. Przekonanie, że ich nie ma, wynika z nadmiernej ideologizacji naszego życia. Gdy skupimy się na praktyce, okazuje się, że wcale nie jest trudno je odnaleźć. Owe wartości, co do których jak sądzę wszyscy się zgodzimy, to np. szacunek dla innych, bycie uczciwym, odpowiedzialnym, wdzięcznym, wyrozumiałym, współczującym, kochającym. To pierwsze co przychodzi mi na myśl, wierzę, że ta lista jest znacznie dłuższa.
Warto odrzucić gigantyzm, utopie, maksymalizm i wszystkie systemowe wizje „zbawienia świata, które nadejdzie, jeśli tylko reszta ludzkości będzie nas słuchać i czynić tak, jak wymyśliliśmy my”, bo jesteśmy albo najmądrzejsi ze wszystkich ludzi i mamy remedia na wszystkie problemy, albo też mandat od samego Boga, którego jesteśmy bezpośrednimi na ziemi namiestnikami. Takie podejście jest skazane na porażkę, bowiem nigdy nie pozyskamy poparcia wszystkich dla naszej wizji. Nawet gdyby komukolwiek to się kiedykolwiek udało, nie będzie to trwałe. Wierząc w podobne utopie, skazujemy samych siebie na wieczną frustrację i przeoczamy bardzo wiele z codzienności. Wszystko dobre, co ludzkość osiągnęła dotychczas ma swoje źródło we wzajemnym zrozumieniu i współpracy począwszy od najbardziej podstawowego poziomu – poziomu codziennego, praktycznego życia. I fakt, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, i że nie wierzymy, iż możemy dolecieć na księżyc za pomocą statku z wielkim żaglem dowodzi, że ta nasza wzajemna współpraca układała się dotychczas całkiem nieźle, mimo odwiecznych, międzyludzkich, ideologicznych różnic.
Szabat szalom!
Tłum.: Menachem Mirski, Marzena Szymańska-Błotnicka
1 Zgodnie z: Marcus Jastrow, Dictionary of The Targumim, Talmud Babli i Jeruszalmi oraz literatura midraszowa.
Leave a Reply