Szabat Chazon
Beit Warszawa, 10 sierpnia 2019 – Każdego roku czytam księgę „Dwarim” – której lekturę zaczynamy w ten Szabat – w nieco inny sposób. Z prostego powodu – z każdym kolejnym rokiem jestem nieco starszy, a Dwarim to księga starego człowieka. Kiedy byłem młodszym rabinem, wydawało mi się, że jest w niej bardzo dużo powtórzeń; jednak im robię się starszy, tym bardziej przekonuję się, jak ważne jest, żeby powtarzać wciąż i wciąż na nowo to, co ludzie muszą usłyszeć, jako że przez połowę czasu i tak w ogóle nie słuchają! Jest to w końcu zasadniczy powód, dla którego nieustannie oddajemy się lekturze Tory w ramach naszego cyklu czytania – niezależnie od tego, zgodnie z jakim cyklem to robimy – gdyż NIE wystarczy usłyszeć jej słów tylko jeden raz.
Gdy stajemy się starsi, zaczynamy myśleć o przyszłości w inny sposób, a znaczący wpływ na nasze dalsze plany mają nasze wcześniejsze doświadczenia.
Zaczynamy planować naszą własną przyszłość – gdy mierzymy się z pytaniami takimi jak: „Co się ze mną stanie? Albo z moim ciałem? Jak to będzie być martwym? Czy mi się to spodoba? Czy będę cierpiał? Czy będzie to po prostu strasznie monotonne? Czy urodzę się ponownie? Czy spotkam się z osobami, z którymi chciałbym się ponownie zobaczyć? A może natknę się na ludzi, z którymi NIE chcę się ponownie spotykać?”.
Podobnie jak Mojżesz, zaczynamy również myśleć o przyszłości tych, których będziemy musieli opuścić. „Och, jak oni sobie beze mnie poradzą? Muszę koniecznie przekazać im wszystkie dobre rady już teraz, gdy mam na to jeszcze czas i siłę. Muszę koniecznie poustalać sprawy związane z dziedziczeniem i przekazaniem władzy, muszę dopilnować, żeby wszystkie zasady zostały spisane i zrozumiane, muszę ostrzec ludzi, żeby nie popełniali ponownie tych samych błędów. Muszę spisać moje wspomnienia, tak żeby mogli je przeczytać i czerpać z nich inspirację – z mojej mądrości, mojej odwagi, mojej szczodrości, mojej cierpliwości, mojej wytrzymałości oraz – oczywiście – z mojej skromności. W końcu członkowie Ludu („Lud” jest często zapisywany dużą literą, gdy ktoś myśli w taki sposób) są ode mnie tak dużo młodsi i nie mają tego samego doświadczenia, nigdy nie mieli takich możliwości, jak ja – żeby spierać się z faraonem, żeby wejść na ową górę i spotkać Boga. Nawet ich tam nie było, nawet się jeszcze nie urodzili, gdy wydarzyło się tak wiele ważnych rzeczy – albo może i byli przy nich obecni, ale byli zbyt młodzi, żeby zrozumieć ich znaczenie. Po wszystkich tych dekadach spędzonych na pustyni, gdy poza mną samym zostali jeszcze tylko dwaj inni „naoczni świadkowie” tamtych wydarzeń – Jozue i Kaleb, muszę podjąć kroki w celu zapewnienia, że historia naszych wędrówek nie zostanie zapomniana, jak również historia głupoty, błędów i rebelii ludu, a także pamięć o wszystkich przypadkach, gdy musiałem wyciągać ich z kłopotów, gdy starałem się ratować sytuację, gdy musiałem prosić o coś Boga w ich imieniu…. Spierałem się dla nich z faraonem, wyprowadziłem ich z owego kraju, gdy Egipcjanie w końcu stracili cierpliwość, przeprowadziłem ich bezpiecznie przez morze, trzymałem wzniesioną rękę, żeby zagwarantować porażkę Amalekitów, wszedłem w ich imieniu na górę i przyniosłem im zasady dotyczące osobistej i wspólnotowej egzystencji; musiałem zorganizować system sanitarny i dostawy wody, musiałem dopilnować, żeby obóz, a następnie również Przybytek zostały zorganizowane i sfinansowane dzięki zbiórce funduszy i żeby zostały wybudowane przez wykwalifikowanych ekspertów. Musiałem się za nich wstawiać, musiałem też występować przeciwko nim. A teraz nie chcę, żeby mnie obwiniali za to, iż zostawiłem ich tkwiących w dalszym ciągu tutaj, na pustyni – w końcu to w dużej mierze ICH wina, że ten jeden raz puściły mi nerwy…”.
Właśnie tego typu myśli przechodzą Mojżeszowi po głowie w tym momencie jego kariery. Zrobił, co tylko mógł; zrobił nawet więcej, niż mógł, ale nawet jemu nie udało się uczynić jeszcze więcej. Nikomu by się to nie udało.
Gdy nie mamy już przed sobą dalekiej perspektywy, do której moglibyśmy wybiegać myślami, jak najbardziej naturalne jest, że zaczynamy zwracać się dalej i głębiej ku naszej przeszłości. Stajemy się swoistymi przedstawicielami całego pokolenia. Osobiście przypominam sobie spotkanie z ostatnią żyjącą osobą pewnego oddziału wojskowego z I Wojny Światowej, teraz spotykam się zaś z kilkoma żyjącymi jeszcze, starszymi uczestnikami II Wojny Światowej, z osobami ocalałymi z Holokaustu albo z ich dziećmi. Takie osoby rzadziej używają zwrotów w rodzaju „myślę, sugeruję, proponuję”, częściej mówią zaś „pamiętam…”; jednocześnie rodzi się w nich jednak poczucie pilności, gdyż to, czego nie powiedzą albo nie napiszą teraz może nigdy nie zostać powiedziane. Co będzie sobie myśleć o naszych osiągnięciach następne pokolenie? Jak na ironię – choć zdarza się to nie pierwszy raz – wydaje się, że jakaś część młodszego pokolenia ma już całkiem dobre rozeznanie w kwestii tego, jak zrobiliby pewne rzeczy inaczej i lepiej. Na przykład przywiązując większą wagę do długoterminowych zmian klimatycznych. Jednocześnie w młodszym pokoleniu są też osoby, które wydają się niezainteresowane lekcjami, jakie można wyprowadzić z okresu skrajnego nacjonalizmu, dyktatury i prześladowań albo „szczelnych granic”. Niektórzy postrzegają też najwyraźniej technologię jako coś nieodmiennie pozytywnego i przydatnego i nie chcą słyszeć o potencjalnych zagrożeniach wynikających z niewłaściwego jej użytkowania. Nie chcę się tutaj zagłębiać w szczegóły, jako że każdy z nas miał w tym zakresie własne doświadczenia i każdy znajduje się na innym etapie swojej podróży przez życie (nawet jeśli nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę). Chciałbym tu jedynie zwrócić uwagę na to, że nasze nastawienie do pewnych tekstów biblijnych będzie nieuchronnie ulegać zmianie, gdy zmieniać będziemy się również my sami. Mówi się, że pesymista to „optymista z doświadczeniem życiowym”. Gromadzimy coraz to więcej życiowego doświadczenia i wówczas wyzwanie polega na tym, żeby – pomimo tych naszych doświadczeń – zachować nieco optymizmu, nieco idealizmu i nieco nadziei na przyszłość.
Co sprowadza mnie do drugiego motywu związanego z przypadającym w tym tygodniu szabatem. Zamiast „standardowej” haftary poruszającej ten sam motyw, co sidra, czytamy fragment „Chazon” z księgi proroka Izajasza, w którym opisana została wizja, jaką miał ów prorok. Jaka była jej treść? „Oto, co mówi Bóg: wychowałem dzieci, ale te zbuntowały się przeciwko mnie!”. „Można powiedzieć, że następne pokolenie niczego się nie nauczyło i nie przestrzegało zasad i wskazówek, które im przekazałem, a zatem zasługują na karę!”. Następnie podaje przykłady niemoralnego i pełnego hipokryzji zachowania, jak również przykłady przekonania o własnej nieomylności, arogancji i samousprawiedliwiania się. W pewnym sensie można powiedzieć, że haftara FAKTYCZNIE porusza ten sam motyw, co nasza sidra, czyli Dwarim – tyle tylko, że pokazuje, iż Mojżesz poniósł klęskę, co stanowi dowód na to, że jego obawy i lęki były uzasadnione. Przez tak długi czas wkładał tak wiele wysiłku, żeby nauczyć Izraelitów, aby szanowali się nawzajem, żeby przestrzegali etycznych i moralnych praw nakazujących wzajemny szacunek, aby zachowali swoją wiarę w Boga oraz aby zbudowali Przybytek, tak żeby zasłużyć na Ziemię, która została im przyobiecana. Teraz, w czasach Azariasza, Jotama, Achaza i Ezechiasza, czyli królów Judy, konieczne okazało się wysłanie proroka, żeby ostrzegł, iż lud powinien powrócić do owych praktyk oraz że Bóg może równie dobrze wycofać się ze swojej obietnicy, zniszczyć Przybytek i wygnać lud z Ziemi… – jako że właśnie na to zasłużyli.
Czy interwencja ta zadziałała? Cóż, niedługo będziemy obchodzić Tisza BeAw – dzień, w który upamiętniamy nieszczęścia, jakie spadły na obie Świątynie Jerozolimskie, jak również tragedie takie jak zniszczenie Jerozolimy, wygnanie jej mieszkańców i wiele innych nieszczęść. Co dowodzi dość wyraźnie, że nie, interwencja ta NIE zadziałała. Lud nie posłuchał, a przynajmniej nie posłuchało wystarczająco dużo jego przedstawicieli albo nie posłuchali wystarczająco uważnie. Jednak z drugiej strony wciąż tu jesteśmy i możemy czytać te teksty oraz przekazywać ich przesłanie kolejnemu pokoleniu – tym, którzy nadejdą po nas i (miejmy nadzieję) nie będą popełniać tych samych błędów, nie będą się poddawać tym samym impulsom i ulegać tym samym słabościom. Przypuszczalnie Izajasz w którymś momencie zdecydował, że w późniejszym czasie spisze to, czego doświadczył i co powiedział w czasie panowania czterech królów Judy, tak żeby inni mogli przeczytać jego słowa i jego ostrzeżenia jeszcze na długo po jego śmierci. Prawdopodobnie do tego czasu zdążył się już przekonać, jak trudno jest znaleźć posłuch u osób sprawujących władzę i jak bezowocna wydaje się cała jego praca – a jednak nie chciał się poddać ani zostać uciszonym.
Ani Mojżesz, ani Izajasz nie ubiegali się o przyznanie im statusu proroka, lecz obaj mieli dużo do powiedzenia przyszłym pokoleniom oraz w kwestii tego, w jakim stopniu będą one mogły kształtować swój własny los, jak również los pokoleń, które nadejdą po nich. Każdy z nich starał się na własny sposób zagwarantować ciągłość i zapewnić, że kolejne pokolenia zachowają umiejętność samokrytyki połączoną z poczuciem nadziei i z poczuciem istnienia perspektyw na przyszłość zarówno dla nich samych jak i dla tych, którzy nadejdą po nich.
Musi to być również naszym zadaniem.
Szabat Szalom.
Rabin dr Walter Rothschild
Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka
Leave a Reply