Refleksja nad paraszą Naso
Dwa tygodnie temu poświęciłem moją draszę tematowi żydowskiej jedności i różnorodności. W tym tygodniu poruszę temat roli naszych przywódców. Czytana w tym tygodniu parasza szeroko omawia rolę Lewitów (w szczególności Kehatytów i Gerszonitów), rolę kohanim w obrzędach w Przybytku, kwestię czystości rytualnej, obrzędu nazyreatu i tak dalej. Koncepcja czystości, „nadawania się” do sprawowania jakiejś funkcji wiążącej się z władzą i odpowiedzialnością jest motywem, który nieustannie przewija się w tych biblijnych wersetach.
Kwestia ta jest oczywiście również nieustannie obecna w polityce – jest cyklicznie podnoszona, czy to przez lewą czy też prawą stronę sceny politycznej, często w formie postulowania, iż na ludziach władzy powinien spoczywać obowiązek zachowania czystości moralnej, której żąda się przede wszystkim od przeciwników politycznych. W tej kwestii wypowiedział się również rabi Nachman z Bracławia w jednej ze swoich przypowieści: Król, który przekazał królestwo swojemu synowi jeszcze za swojego życia. Nie będę tutaj przytaczać całej przypowieści, ale można ją przeczytać tutaj [w wersji angielskiej]. Skupię się tu tylko na jej interpretacji.
W opowieści tej mamy króla i jego syna. Król przekazuje władzę nad swoim królestwem swojemu synowi jeszcze za swojego życia. Królem jest Bóg, zaś jego syn to albo konkretny człowiek, któremu została przekazana władza, albo też człowiek w rozumieniu całej ludzkości. W tej opowieści przekazanie władzy jest boskim aktem wycofania się ze świata, który w kabale określa się mianem cimcum.
Akt cimcum niesie z sobą ogromne praktyczne konsekwencje. Zostawienie człowieka samemu sobie stwarza dla niego wielką szansę, przede wszystkim wielkie możliwości w zakresie wyrażania swojej woli i władzy nad światem. Jednakże wiąże się to również z ogromną odpowiedzialnością i możliwością popełnienia błędu. Im większa władza, tym większa skłonność do schodzenia z właściwej drogi, do popełniania błędów i do wyrządzania szkód.
Człowiek bardzo szybko zaczyna czerpać przyjemność ze swojej nowej pozycji. Zaczyna organizować społeczeństwo na swój własny sposób. Wkrótce po przeorganizowaniu świata człowiek pogrąża się w filozoficznej refleksji nad przyrodą (i generalnie nad wszystkim, co go otacza), co ma na celu panowanie nad światem i kontrolowanie go. I tutaj dochodzimy do głównego morału tej opowieści i do bardzo ważnego wniosku filozoficznego, który definiuje egzystencjalne status quo człowieka w świecie: tylko prawdziwie zadowolony, spełniony człowiek nadaje się do sprawowania władzy i kontroli nad społeczeństwem, światem albo przyrodą bez doprowadzenia do ich zniszczenia. Nieszczęśliwy i nienasycony człowiek będzie nadużywał swojej władzy i wykraczał poza nałożone na nią ograniczenia, co będzie stanowić zagrożenie zarówno dla niego samego jak i dla wszystkiego, co od niego zależy. Właśnie to zdaniem rabina Nachmana napawa smutkiem również samego Boga. Nieszczęśliwy człowiek nie nadaje się do bycia jakiegokolwiek rodzaju królem, do sprawowania jakiejkolwiek władzy nad społeczeństwem albo przyrodą. Wedle tej opowieści tylko szczęśliwy i pokorny człowiek (czyli taki, który nie potrzebuje być królem, żeby być szczęśliwy) nadaje się do tego, żeby sprawować władzę nad światem. Tylko takiego rodzaju człowiek może zastąpić Boga w roli króla i tylko taki rodzaj przekazania władzy czyni Boga szczęśliwym.
Okazało się jednak, że człowiek z przypowieści rabina Nachmana nie do końca nadawał się do sprawowania władzy nad światem. Zaczął się zadręczać egzystencjalnymi pytaniami, co sprawiło, że w rządzonym przez niego społeczeństwie zapanował chaos polityczny. Przywódcy tego państwa zboczyli z właściwej drogi, przyjęli heretyczne doktryny i oderwali się od rzeczywistości. W ludzkiej historii sprawy wielokrotnie potoczyły się właśnie w taki sposób, zaczynając od czasów biblijnych, i doprowadziło to do upadku całych imperiów.
Ryba psuje się od głowy, ale nawet w takim przypadku jest nadzieja dla społeczeństwa/ludzkości. Wedle tej opowieści nadzieja tkwi w zwykłych ludziach, którzy nie zostali jeszcze skażeni heretycznymi, błędnymi mądrościami ich władców. Dzięki temu społeczeństwa mogą przetrwać różne błędy i porażki ich przywódców.
W rzeczywistości opowieść ta przedstawia jednak optymistyczny wariant opisanej w niej sytuacji, w którym zwykli ludzie nie zostali skrzywdzeni przez wszystkie te wydarzenia. Jest tak po części dlatego, że zwykli ludzie muszą się po prostu przystosować do życia i mają zbyt wiele codziennych problemów i obowiązków, żeby zajmować się wątpliwymi, heretyckimi koncepcjami. Ale sprawy wcale nie muszą się potoczyć w taki sposób i, jak wiemy z historii, również zwykli ludzie mogą paść ofiarą tego typu sytuacji, mogą stać się też po prostu narzędziami w rękach szalonych i despotycznych przywódców, właśnie z powodu owej zdolności przystosowywania się do niemal każdych warunków życia. Bardzo boleśnie doświadczyliśmy tego scenariusza w XX wieku w Europie, gdzie właśnie ta zdolność przystosowywania się stała się głównym powodem albo służenia totalitarnym reżimom, albo całkowitej obojętności na los ich ofiar.
Zdaję sobie sprawę, że wymagania podane w przypowieści rabina Nachmana mogą nie być całkowicie realistyczne w różnych okresach historii. Można też mieć wątpliwości, czy samo szczęście faktycznie jest najważniejszym celem w ludzkim życiu: generalnie rzecz biorąc w życiu nie chodzi o to, żeby być szczęśliwym. Chodzi bardziej o robienie takich rzeczy albo angażowanie się w takie sprawy, które przynoszą szczęście, ale jest ono „skutkiem ubocznym” samej podejmowanej przez nas działalności. Właśnie w tym kontekście pojawia się znowu kwestia „nadawania się do jakiejś roli”. Jeśli robimy rzeczy, do których się „nadajemy”, jeśli wykonujemy je dobrze i jeśli mają one znaczenie dla nas samych, dla naszej rodziny albo społeczności, wówczas szczęście będzie nam nieustannie towarzyszyć.
Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka
Leave a Reply