Niektórym wydaje się to dziwne, ale Pesach przypada w pierwszym miesiącu naszego żydowskiego kalendarza, w miesiącu nisan, ponieważ u podstaw judaizmu leży wyzwolenie, które miało miejsce właśnie w tym miesiącu. Dla odróżnienia, Rosz Haszana, czyli tak zwany „Nowy Rok”, przypada na jesieni, w siódmym miesiącu roku, gdyż to święto dotyczy „tylko” świata czy też wszechświata, a więc kwestii drugoplanowych! Może się to wydawać nieco dziwne, jest w tym jednak pewna logika. Każdy z nas odlicza czas swojego życia od chwili i dnia, w którym to my się urodziliśmy, a nie od czasu, w którym zaczęła istnieć Ziemia albo w którym rozpoczęła się cywilizacja. Ziemia znajduje się tutaj i ma swoje własne urodziny, więc je obchodzimy – ale MY mieliśmy też nasze własne indywidualne czy też wspólnotowe urodziny i właśnie to uczyniło nas tym, kim jesteśmy.
Na czym polegało owo wyzwolenie? Opowiadamy na nowo tę historię każdego roku podczas sederu, została ona też opisana w Hagadzie – choć o wyzwoleniu tym wspomina się też wiele, bardzo wiele razy w naszej liturgii, jak również w Torze oraz w innych księgach Tanachu. Jecijat Micrajim, wyjście z Egiptu. Był taki czas, gdy byliśmy zniewoleni, zaś następnie zostaliśmy wyzwoleni – nie przez jakąś inną osobę, nie w wyniku wojny, nie z powodu zmian w doktrynie politycznej – lecz na skutek boskiej interwencji. Bóg usłyszał płacz i wołania w Egipcie, Bóg zauważył, Bóg zareagował i – choć historia ta jest bardziej skomplikowana i nie da się jej wyczerpująco przedstawić w jednym zdaniu – to, jak wiemy, w istocie sprowadza się ona właśnie do wyżej opisanego stwierdzenia. Bóg nas ocalił i uwolnił, wyzwolił nas i wybawił oraz tchnął w nas nowe poczucie posiadania celu, nową tożsamość narodową. Począwszy od tego czasu byliśmy już nie tylko potomkami Abrahama, Izaaka czy Jakuba, byliśmy już nie tylko Hebrajczykami czy Izraelitami; począwszy od tej chwili staliśmy się ludem, ludem posiadającym Torę, nowe przymierze oraz szczególną relację z Bogiem; mieliśmy obowiązek pamiętać o naszej historii oraz wierzyć w przyobiecaną nam przyszłość. Żaden z tych obowiązków nie jest łatwy i właśnie dlatego historia żydowska była już zawsze odtąd, przez tysiące lat, tak bardzo skomplikowana.
Niewolnictwo przybiera wiele różnych form i pomocna dla nas teraz, tutaj, we współczesnym świecie, w Europie, może być refleksja nad tym, co może ono oznaczać dla każdego z nas; warto spróbować się też wyzwolić od dawnych (i nie tak bardzo dawnych) wyobrażeń na temat pracy przymusowej. Praca przymusowa faktycznie jest formą fizycznego zniewolenia i to właśnie o tym rodzaju wspomina się najczęściej w Hagadzie – istnieją też jednak inne rodzaje zniewolenia. Ilekroć ktoś czuje się zmuszony do zrobienia czegoś, czego nie chce robić, ilekroć ktoś jest zmuszony poddać się naciskom zewnętrznym i wyrzec się jakiejś części swojej osobistej wolności – mamy do czynienia z elementami niewolnictwa. Gdy ktoś ma poczucie: „nie jestem głodny, ale czuję, że MUSZĘ coś zjeść” albo: „Nie należę do żadnej szczęśliwej grupy społecznej, jestem samotny, czuję się nieszczęśliwy i ciągnie mnie do alkoholu”; ilekroć ktoś odczuwa potrzebę zażycia jakiegoś leku czy substancji psychoaktywnej, o których WIE, że są dla niego szkodliwe, a jednak czuje się zmuszony do ich wzięcia (a obecnie USA mierzy się z ogromnym wzrostem liczby osób uzależnionych od opioidów) – taka osoba jest zniewolona. Większość palaczy jest „niewolnikami swojego nałogu”. Gdy ktoś jest zmuszany do odbywania stosunków seksualnych z drugą osobą, choć nie ma na to ochoty, nawet jeśli nie dochodzi do bezpośredniego użycia siły, lecz zamiast tego stosuje się presję ekonomiczną lub wykorzystuje się pozycję władzy, aby zmusić kogoś do prostytucji – osoba ta jest wykorzystywana seksualnie i jest to forma zniewolenia. Zdarzyć może się też, że żołnierz zostanie powołany do służby wbrew swojej woli albo ktoś popadnie w długi i będzie musiał pracować dłużej i ciężej, aby spłacić wierzycieli, nie będzie więc się mógł swobodnie cieszyć owocami swojej pracy, gdyż zostały już one przyobiecane komuś innemu…. Istnieje tak wiele różnych form stosowania zewnętrznych nacisków i siły albo też przypadków odczuwania wewnętrznej presji i popadania w uzależnienie. Są to wszystko pewne formy zniewolenia.
Oczywiście niekiedy definicje nie są do końca ostre. Jeśli ktoś Z WŁASNEJ WOLI zdecydował się zaciągnąć dług, aby kupić dom, samochód albo pojechać na wakacje, czy ma takie samo prawo do poczucia żalu i krzywdy? A co z uzależnieniem od hazardu? Jeśli ktoś celowo rozpętuje wojnę, przegrywa ją i musi uprzątnąć bałagan i gruzy – czy naprawdę może narzekać, że to niesprawiedliwe? Jeśli lekarz, któremu ufaliśmy, przepisał nam jakieś lekarstwo, a następnie okazało się, że uzależniliśmy się od tych tabletek, to czy będzie to nasza wina? W grę wchodzą niekiedy dodatkowe aspekty odpowiedzialności i winy, które mogą komplikować sprawy. Nie mogę tu zaoferować prostych odpowiedzi na powyższe pytania, gdyż takowe nie istnieją. Weźmy osobę, która poświęca przeważającą część życia na opiekowanie się chorym dzieckiem albo chorym rodzicem – czy osoba ta jest „zniewolona”, czy też po prostu robi to, co powinno być dla niej naturalne? Czy ktoś, kto musi odbyć podróż służbową, jest „niewolnikiem zegarka”, czy też musi się po prostu dostosować do rozkładu linii kolejowych bądź lotniczych, ma więc obowiązek stawić się punktualnie w miejscu wyjazdu bądź wylotu?
Następnie dochodzimy też jednak do innych zasługujących na naszą uwagę aspektów, nawet jeśli nie mają one bezpośredniego związku z Wyjściem z Egiptu, jako że wiążą się one ze sposobem, w jaki postrzegamy innych albo w jaki inni postrzegają nas. Od czasu rewolucji przemysłowej zdarzyło się coś, co zmieniło ludzkość i społeczeństwo. Pracownik stał się anonimowy, stał się zaledwie jednym z grupy, jest odtąd tylko numerem na karcie zegarowej, którą odbija przy wejściu i wyjściu z pracy. Pracownik nie ma już bezpośredniej styczności z klientem. Podczas gdy wcześniej, gdy ludzie mieszkali w mniejszych społecznościach, w wioskach lub na gospodarstwach rolnych, szewc, krawiec, piekarz czy rzeźnik przygotowywali swoje produkty i sprzedawali je osobiście, spotykali się z klientami, omawiali właściwości swojego towaru, polecali takie czy inne artykuły, spędzali ze sobą czas – to począwszy od tego czasu robotnicy stali przy maszynie produkującej buty, tkającej duże ilości materiału albo mielącej pęta kiełbas; produkty te następnie pakowano, transportowano i sprzedawano ludziom, z którymi robotnicy nie mieli się nigdy osobiście spotkać. W ostatnich latach to samo zjawisko rozprzestrzeniło się również na choćby marketing internetowy, w ramach którego zamawiamy jakiś towar przez internet, a pracownik w dużym magazynie zatrudniony przez Amazon lub dowolną inną firmę wkłada towar do pudełka i odkłada go na stertę innych, lecz nigdy nie spotyka się z tobą, czyli z klientem. Obsługują nas teraz osoby, których nie znamy i z którymi się nie spotykamy, osoby, z którymi nie łączą nas żadne relacje. Zamiast sklepikarza mamy znudzonego pracownika przy kasie, a nawet i tu wprowadza się komputery i ekrany dotykowe mające zastąpić kasjerów. Oczywiście wszystko to odnosi się w jeszcze większym stopniu do sytuacji, gdy osoby, które szyją noszone przez nas ubrania, składają używane przez nas urządzenia, wykonują noszone przez nas buty albo wszelkie inne towary mieszkają w innych krajach albo nawet po drugiej stronie świata.
Choć są jeszcze nieliczne wyjątki i wciąż istnieją targi, na których możemy kupić warzywa bezpośrednio od rolników, to generalnie rzecz biorąc dni, gdy kupowało się ryby od rybaków przy nabrzeżu skończyły się w chwili, gdy pojawiła się możliwość transportowania pociągami świeżych ryb do miejsc położonych w głębi lądu. Dni, gdy mieliśmy okazję poznać stolarza wykonującego nasze meble dobiegły końca w chwili, gdy meble, podobnie jak tak wiele innych rzeczy, zaczęły być produkowane na masową skalę. Oznaczało to, że klienci stali się anonimową masą, podobnie rzecz miała się też z pracownikami. Łańcuch produkcji tak bardzo się wydłużył, że zatracono styczność pomiędzy jego początkiem i końcem.
Być może sytuacja ta wiąże się z pewnymi korzyściami i być może musimy ją zaakceptować jako „postęp”, niemniej warto jednak zwrócić na to uwagę. Jeśli pracuję dla dużej firmy lub organizacji, jestem tylko jednym z wielu pracowników, moje nazwisko jest mniej ważne od funkcji, jaką wypełniam w ramach procesu wytwórczego lub przy linii produkcyjnej. Judaizm zdaje sobie jasno sprawę z zagrożenia wiążącego się z sytuacją, gdy ktoś przestaje mieć imię i tożsamość i staje się zaledwie „jednym z 600 000, którzy wyszli z Egiptu” albo, niestety, „jednym z sześciu milionów”. Jednostkowy pracownik posiada tożsamość, ma fach w ręku i osobisty stosunek do wykonywanej przez siebie pracy bądź do produkowanego przez siebie towaru; dla odróżnienia, niewolnik wypełnia tylko pewną funkcję, ma tylko pewne zadanie do wykonania.
Jak można się wyzwolić z takiej sytuacji? (Zakładając oczywiście, że ktoś chciałby to zrobić, gdyż, jak wiemy, wielu ludzi jest gotowych poświęcić swoje człowieczeństwo i wolność, przejawiając objawy „syndromu sztokholmskiego”, utożsamiając się z tymi, którzy mają nad nimi władzę i podporządkowując się im; godzą się pójść na kompromis w zamian za pewien stopień bezpieczeństwa i stałości).
Historia stosunków pracy, związków zawodowych i przejawów solidarności między pracownikami ujawnia pewne interesujące prawidłowości, z których prawie żadna nie ma zastosowania w historii wyjścia z Egiptu! Załóżmy, że jest sobie fabryka, której właścicielem (tak jak to było w dawnych czasach kapitalistycznych) jest właściciel fabryki (choć obecnie jest to zwykle grupa inwestorów). Fabryka ta zatrudnia tysiąc pracowników. Jeśli jeden pracownik jest z jakiegoś powodu niezadowolony i poskarży się swojemu brygadziście – zostanie zwolniony. Nie jest w żaden sposób chroniony. Jeśli dziesięciu pracowników pójdzie razem do swojego brygadzisty i powie: „Jesteśmy niezadowoleni ze sposobu organizacji zmian”, brygadzista może zdecydować się potraktować ich skargi poważnie i wprowadzić jakieś pomniejsze zmiany – byle tylko JEGO cele były wciąż wypełniane. Jeśli stu robotników pójdzie do kierownika oddziału i poskarży się na przykład, że praca przy ich maszynach jest niebezpieczna i domagają się zainstalowania ekranów ochronnych, kierownik może podjąć jakąś decyzję, może wykorzystać dostępny mu budżet, być może skieruje sprawę wyżej, może się też jednak zgodzić na zainstalowanie niezbędnych ekranów ochronnych. Jeśli zaprotestuje cały tysiąc robotników i wspólnie oświadczą, że nie będą dalej pracować, jeśli nie dostaną podwyżki – dojdzie do zatrzymania produkcji. Właściciel albo menedżer musi rozważyć dostępne mu opcje – czy w dłuższej perspektywie wyjdzie mu taniej czy drożej ugiąć się przed tym żądaniem, a może lepiej zainwestować w nowe maszyny albo sprowadzić nowych robotników czy też łamistrajków, czy może lepiej zrobić jeszcze coś innego? Różnica między poszczególnymi wyżej przytoczonymi (dość uproszczonymi) przykładami polega na stopniu solidarności. Samemu nie można osiągnąć prawie niczego; jeśli powstanie związek, pewna wspólnota, można wywierać presję na nadzorców niewolników. Oczywiście wiąże się to z pewnym ryzykiem, gdyż właściciel czy też menedżer może zdecydować się zastosować brutalne metody albo wyeliminować znanych „mącicieli”, jednak również w tych przypadkach solidarność może mieć znaczenie.
Oczywiście używam tu słowa „solidarność” celowo, gdy mówię o życiu w Polsce w ostatnich dziesięcioleciach i przeciwstawiam je wcześniejszym dekadom.
Jeśli chodzi zaś o historię wyjścia z Egiptu, Jecijat Micrajim, to wyżej opisany model nie ma tu zastosowania. Bóg wysyła tylko JEDNEGO człowieka, który ma reprezentować Izraelitów w towarzystwie Aharona, który pełnić ma rolę jego pomocnika i tłumacza. Mojżesz nie jest kimś zupełnie nic nieznaczącym w kręgach egipskich – jest byłym adoptowanym księciem, który zbiegł, oskarżony o popełnienie morderstwa – jest jednak kimś zupełnie nic nieznaczącym dla Izraelitów, którzy nie okazują mu solidarności. Mojżesz nie mówi: „Wypuść mój lud!”; ma za zadanie powiedzieć: „BÓG MÓWI: <<wypuść MÓJ lud! Tak żeby mogli służyć MNIE!>>”. Mojżesz reprezentuje zatem inną „władzę” – nie robotników, nie niewolników, lecz Boga niewolników.
Sprawia to, że historia ta zyskuje zupełnie inny wymiar, i również faraon potrzebuje czasu, aby zrozumieć prawdziwy charakter tej historii. Dobrze wie, jak radzono sobie od zawsze ze sprawiającymi kłopot niewolnikami – trzeba ich po prostu wychłostać, zwiększyć ciążące na nich brzemię, trzeba ich zmusić do starania się na własną rękę o słomę do wyrabiania cegieł, należy ignorować ostrzeżenia, iż mogą ucierpieć w wyniku spadającego gradu, i tak dalej. Lecz tutaj w grę wchodzi inna władza, boska władza. Dopiero przy ostatniej pladze faraon – który oczywiście do tego czasu również zdążył już doświadczyć żab, wszy, wrzodów, gradu i ciemności – zostaje osobiście głęboko zraniony, zostaje sprowadzony do poziomu niewolnicy przy żarnach – traci własne pierworodne dziecko. Dopiero wtedy zrozumiał wyraźnie ogromną potęgę tego niewidzialnego, anonimowego Boga, dopiero wtedy ustąpił.
Wówczas Izraelici zostali wygnani; nie byli do końca przygotowani na taką okoliczność. Jednakże to dopiero po ich uratowaniu nad Morzem Czerwonym czy też Morzem Trzcin, Jam Suf, zrozumieli w końcu, co się dzieje. Zrozumieli, że zostali wyzwoleni z niewoli (co łączyło się też z bardziej komfortowymi aspektami takimi jak regularne posiłki w postaci ryb i ogórków), a teraz mieli się zmierzyć z obowiązkami, jakie niesie ze sobą wolność. Głównym zadaniem spoczywającym odtąd na Mojżeszu jest zaszczepienie w nich poczucia solidarności, poczucia bycia jednym narodem, posiadania wspólnych interesów i wspólnych wartości, tak aby pojedyncze plemiona nie rozeszły się każde w swoją stronę. Jeśli mają osiągnąć swój cel, członkowie ludu Izraela muszą okazywać sobie nawzajem solidarność.
Właśnie te aspekty świętujemy podczas Pesach. Nie tylko historię, ale również teraźniejszość. Jesteśmy wolni i możemy czytać historię o wyzwoleniu. Ale musimy również zastosować tę lekcję do naszej teraźniejszości. Zostaliśmy wyzwoleni nie po to, aby żyć w anarchii, lecz po to, żeby służyć Wyższej Potędze. Możemy mieć różne opinie – pokazały to również niedawne wybory w Medinat Jisrael – lecz to, jak będziemy je wyrażać, jest częścią wolności, którą świętujemy dzisiaj, w tym tygodniu i – jak można mieć nadzieję – również przez cały rok.
Chag Pesach Sameach!
Rabin dr Walter Rothschild
Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka
Leave a Reply