Objawienie I Miłosierdzie
Co to znaczy spotkać Boga? W jaki sposób, gdzie i kiedy można spotkać Boga? Jak można spotkać pewien byt, pewną koncepcję? Coś, co dla niektórych jest niedającą się opisać rzeczywistością, zaś dla innych niezasługującym nawet na rozważanie mitem? Jaki rodzaj spotkania jest w ogóle możliwy pomiędzy z jednej strony bytem skończonym, a z drugiej nieskończonym? Gdzie są wspólne czynniki, płaszczyzny, które mogłyby się z sobą zetknąć, powiązania łączące jedno z drugim – to co ludzkie z tym, co boskie?
Wszystkie religie stanowią próbę zmierzenia się z tymi pytaniami. Dla niektórych łatwiejsze do przyjęcia jest przekonanie o istnieniu wielu bogów, z których każdy posiada ograniczony status – można ich spotkać odwiedzając konkretną górę, drzewo, morze, rzekę, miasto lub świątynię, aby omówić jakąś konkretną sprawę. Ten bóg w sprawie zwycięstwa, ta bogini w sprawie udanych zbiorów, ten bóg w kwestii lepszej pogody lub bezpiecznej podróży, ta bogini w kwestii płodności i dzieci – przypomina to raczej udanie się z wizytą do specjalisty aniżeli do lekarza medycyny ogólnej. Można przynieść im jakiś podarunek, być może coś do jedzenia, można do nich przemówić – bądź poprosić o to jednego z ich profesjonalnych sług, czyli kapłana, który niczym kamerdyner zaniesie owemu bogu twoją wiadomość na małej tacy lub który ugotuje i poda mu twój prezent i – jak masz nadzieję – wróci do ciebie następnie i powie: Bóg mówi „dziękuję” i z uwagą zapozna się ze sprawą, którą przedłożyłeś mu do rozpatrzenia”. Uzna to ktoś może za trywializowanie pewnych kwestii, lecz tak właśnie funkcjonowało i nadal funkcjonuje wiele religii. Odnosi się to również do judaizmu z czasów Świątyni, dlatego właśnie prorocy podchodzili zawsze do kapłanów z takim sarkazmem. Wszystko było u nich takie konkretne, a nie abstrakcyjne. Ludzie udawali się do konkretnego miejsca; przynosili swoje dary, kapłan poddawał je obróbce i posyłał wiadomość ku niebiosom, a później (jak miano nadzieję) objaśniał odpowiedź, która stamtąd wracała. Mieszanka widowiska, wyroczni i cudu. Bogowie zostają tu sprowadzeni do ludzkiego poziomu, mają pragnienia, emocje, nastroje, mogą nawet (choć tu judaizm był wyjątkiem) być przedstawiani za pomocą posągów i obrazów, tak by sprawiali wrażenie bardziej przystępnych.
Dla proroków ważniejsze było zaś wyniesienie ludzi na boski poziom…, nie jako bogów – nie, wyniesienie nie miało dotyczyć ich statusu, lecz zachowania. Chodziło o to, aby zachęcić ludzi do postępowania w sposób obrazujący ich oddanie dla Boga.
Niektórym ludziom perspektywa rozmowy z Bogiem wydaje się nieco onieśmielająca, wierzą jednak, że Bóg był na tyle uprzejmy, iż przysłał im na ziemię przedstawiciela, swojego syna, który miał wyglądać i brzmieć tak, jak każdy inny normalny człowiek, którego będzie można nawet poddać śmiertelnym torturom i zamordować niczym zwykłego człowieka, choć – jak wierzą – to wcale nie był koniec, to tylko WYGLĄDAŁO na zwyczajną śmiertelność. W związku z tym można się zwrócić do tego syna i powiedzieć: „Czy mógłbyś proszę przekazać taką i taką wiadomość swojemu ojcu?” – bądź nawet, jako że drogi, jakimi kroczy teologia potrafią być iście zadziwiające, można porozmawiać z matką syna (która NIE jest żoną ojca) i zapytać: „Czy mogłabyś proszę zamienić dla mnie słowo ze swoim synem, tak aby on porozmawiał w moim imieniu ze swoim ojcem?”.
Nie jest moim zamiarem okazywanie wrogości wyznawcom innych religii ani też ich obrażanie. Chciałbym tylko zwrócić uwagę, że emanacja Boga, która wygląda dokładnie tak, jak zwykły człowiek (no cóż, jak człowiek noszący krótką, brązową brodę, długie włosy i białą dżellabę czy też luźną szatę), emanacja, którą można przedstawiać w ludzkiej postaci na dwuwymiarowych ikonach i na trójwymiarowych posągach, nawet jako dzieciątko ssące pierś, jest bardziej przystępna, łatwiejsza do wyobrażenia sobie i dostępniejsza od Boga niewidzialnego, bezimiennego i istniejącego w żadnym i we wszystkich wymiarach jednocześnie.
Żadna z powyższych opcji nie jest dla nas dostępna – przez „nas” mam na myśli tych, którzy urodzili się jako Żydzi/Żydówki lub zdecydowali się nimi zostać i których określa się mianem „Jehudim”; nazwa ta pochodzi od małego państwa zgładzonego dawno temu z powierzchni ziemi, w którym wybudowano Świątynię dla tego niewidzialnego Boga. Nazywani są też „Izraelem” – w nawiązaniu do tych, którzy walczyli i spierali się z Bogiem. Jest to imię nadane patriarsze, który, pogrążony w głębokim mroku symbolicznej nocy, w głębokiej wodzie symbolicznej rzeki, walczył z niewidzialnym przeciwnikiem, usiłując obrócić swój strach oraz przekleństwo zdrady i wygnania w błogosławieństwo akceptacji, bezpieczeństwa i pokoju. Setki lat później obie te nazwy nadano odrębnym częściom królestwa, które miało się okazać pierwszą i jedyną monarchią żydowską; obie z nich zostały (oddzielnie) pokonane i zgładzone z powierzchni ziemi. Pięć szóstych mieszkańców zniknęło w mrokach historii, zaś jedna szósta – zaledwie dwa plemiona – istniała dalej na przestrzeni dziejów i do pewnego stopnia istnieje w dalszym ciągu. Pomimo wszystko. Pomimo tych, którzy nie wierzyli w żadnych bogów; pomimo tych, którzy wierzyli w innych bogów; pomimo tych, którzy wierzą w tego samego Boga, ale również w jego syna bądź w jego żyjącego w późniejszym czasie proroka….
Nie, nie jest nam dane takie źródło pociechy, nie możemy sprawiać sobie podobizn Boga i nosić ich zawieszonych wokół szyi na łańcuszku. (Nigdy nie zapomnę historii, o jakiej było głośno w czasie, gdy pracowałem jako nauczyciel religii w szkole angielskiej. Jakaś osoba chciała sobie kupić krucyfiks do noszenia, a ekspedientka w sklepie jubilerskim spytała uprzejmie: „Czy życzy sobie pan prosty model, czy też ten, na którym jest mały człowieczek?”. Oczywiście anegdota ta została nagłośniona w celu podkreślenia ignorancji młodego pokolenia i aby udowodnić, jak bardzo oddaliło się ono od religii i duchowości. Jednakże pytanie ekspedientki wyrażało zarazem pewną głębszą prawdę: czy nabywca życzył sobie abstrakcyjny symbol przypominający o śmierci i życiu, czy też dołączonego doń „małego człowieczka?”). Boga nie można przykuć do łańcuszka. Boga nie można uformować ani odlać w metalu, wymodelować ani nadać Mu jakiegokolwiek kształtu. Bóg jest Bogiem. To wszystko.
Jeśli będzie to dla nas jakimś pocieszeniem, Mojżesz mierzy się z podobnym problemem od samego początku. Abraham mógł się targować z Bogiem, Jakub mógł zmagać się z Bogiem w fizycznym tego słowa znaczeniu, Mojżeszowi muszą jednak wystarczyć mniej namacalne doświadczenia. Głos przemawia do niego spośród płonącego krzewu, który płonął ogniem, lecz nie spłonął. Płomienie migoczą i skwierczą – można usłyszeć głos, lecz niczego nie widać. „Kim JESTEŚ?” pyta Mojżesz. Głos odpowiada na to: „Jestem, który jestem”, Echje aszer echje (Wj 3, 14). I to by było na tyle, jeśli chodzi o dostępne mu informacje, i tyle tylko potrzebował wiedzieć.
Głos ten przemawia do niego jeszcze kilka razy, wysyła go do Egiptu, instruuje go, co ma powiedzieć faraonowi; mówi mu, co ma zrobić, gdy sytuacja sprawia wrażenie rozpaczliwej, a armia egipska ściga bandę zbliżających się do morza uciekinierów; mówi mu, co ma uczynić, aby zatopić ścigające ich wojska, i tak dalej przez następne czterdzieści lat. Niekiedy Mojżesz udaje się do Ohel Moed, do Namiotu Spotkania, gdzie może zainicjować rozmowę z Bogiem i zadać Mu jakieś pytanie, przedstawić mu jakiś problem praktyczny i poprosić o odpowiedź: „Co zrobić, gdy przyłapie się kogoś na zbieraniu drew w szabat?”; „Co uczynić ze spadkiem po człowieku, który zmarł pozostawiwszy po sobie tylko córki?” – zwykle to jednak Bóg przemawia, a Mojżesz słucha.
W 33 rozdziale księgi Wyjścia Mojżesz podejmuje kolejną próbę. Posłuchał rozkazu i wszedł na górę; otrzymał objawienie; przyniósł je z powrotem do ludu i przekonał się, że lud na owo objawienie nie poczekał, że nie miał zaufania ani do niego samego, ani do Tego, który wezwał go na szczyt. Zareagował na tę sytuację. Powrócił. Teraz, począwszy od wersetu 12, chce wiedzieć – i to rozpaczliwie – KIM jest ten Bóg? Zaś odpowiedź Boga przytoczona w wersetach od 17 do 23 brzmi następująco: „Nie możesz Mnie ujrzeć. Jestem, który jestem, okazuję miłosierdzie temu, komu je okazuję; ale żaden człowiek nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu! Możesz mnie co najwyżej ujrzeć z tyłu, i nawet wtedy tylko pod warunkiem, że cię osłonimy, że ukryjemy cię za skałą. Nie możesz Mnie ujrzeć, nie możesz się do Mnie zbliżyć. Możesz usłyszeć, jak opisuję – z wielką skromnością, w trzeciej osobie – moje własne cechy, jednakże sam będziesz musiał dojść do tego, co one oznaczają”.
Tak więc w następnym rozdziale (rozdział 34, wersety 6 i 7), po tym jak Mojżesz przygotował dwie nowe tablice, na których ma zostać spisane objawienie, i powrócił na wyznaczone miejsce, otrzymujemy tak zwane „Trzynaście Atrybutów Boga”, które zostają wymienione tak, jak gdyby ich znaczenie było oczywiste. W machzorze ich treść zostaje odrobinę przekręcona, tak by pasowały do dzisiejszej liturgii – mówiąc bez ogródek, twórcy liturgii najzwyczajniej w świecie wycięli ostatnie czternaście słów tekstu hebrajskiego! Jest to zdumiewający przykład „rewizjonizmu teologicznego” i cenzury. Źródłowy tekst wspomina o konsekwencjach naszych grzechów, które odczuwane będą przez następne pokolenia – zgodnie ze stwierdzeniem w 20 rozdziale księgi Wyjścia – natomiast autorzy liturgii z pełną świadomością zdecydowali, iż jej treść ma w swej wymowie skupiać się na teraźniejszości, a nie na przyszłości – a zatem na nas samych, a nie na kolejnych pokoleniach. Jako że dzisiaj to właśnie o NAS powinniśmy się martwić, właśnie o TERAZ, a nie o odległą przyszłość, której z wszelkim prawdopodobieństwem nigdy nie dożyjemy. Podkreślam ten fakt, gdyż choć nie jest niczym niezwykłym, iż twórcy liturgii wyciągają jakieś biblijne fragmenty z ich kontekstu i przekręcają ich znaczenie, to ta akurat modyfikacja stanowi najbardziej zdumiewający i szokujący przykład takiego podejścia. Jest niemal tak, jak gdyby mówili: „Boże, wprawdzie dobrze wiemy, jak sam siebie opisałeś, lecz my chcemy się skoncentrować tylko na milszych, łagodniejszych aspektach Twojego charakteru”.
I jak się to wszystko skończyło? Bóg „przechodzi obok niego” i „woła”:
[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]Adonaj Adonaj.
El rachum wechanun.
Erech apajim
weraw chesed weemet.
Nocer chesed laalafim,
Nose awon wafesza.
wechataa; wenake…. („lo jenake, poked awon awot al banim…” etc.).[/perfectpullquote]
Jak do diabła – czy też na niebiosa – mamy rozumieć tę wyliczankę? Czy jest to spójna, czy też wewnętrznie sprzeczna lista? Czy jest to lista wyczerpująca, a jeśli nie, to czego w niej brakuje? Gdzie się podziały odniesienia do gniewu, do żądzy zemsty czy też do zespołu zachowań obsesyjnych w zakresie przestrzegania pomniejszych regulacji? Gdzie jest wzmianka o Tym, który naucza i objawia? A o przymierzu? W przypadku tekstów biblijnych zawsze ważne jest zwracanie uwagi na to, czego w nich NIE MA oraz próba zrozumienia, dlaczego tego czegoś tam nie ma. Bóg nie został tu opisany jako silny, potężny, bezlitosny, przewyższający innych zwycięzca, jako ten, który niszczy innych bogów; jako ten, który niesie życie i sprowadza śmierć, jako ten, przed którym należy odczuwać bojaźń…. Wręcz przeciwnie; choć trzeba przyznać, że Jego miłosierdzie nie jest nieograniczone, trzeba o nie prosić i na nie zasłużyć….
Adonaj Adonaj. Powtórzenie. Czy dodano je w celu podkreślenia wymowy tego zwrotu? Nie można zakładać, że jeden z tych identycznych terminów jest zbędny, musiał więc się tam znaleźć z jakiegoś powodu. Rabini twierdzą, że jedno ze słów użytych na określenie Boga, Elohim, pojawia się częściej w kontekście sprawiedliwości, podczas gdy tetragram, czteroliterowe „imię” Boga, jud-he-waw-he, używane jest częściej w kontekście miłosierdzia. Niestety zazwyczaj bywa tak, że pragniemy, aby Bóg wymierzał sprawiedliwość za popełnione występki wszystkim innym, lecz by nam samym okazał miłosierdzie….
El rachum. Bóg, który jest miłosierny. Brzmi to miło, jednakże – dlaczego właściwie miłosierdzie jest konieczne? Czy bycie miłosiernym oznacza chodzenie na kompromis, pogodzenie się z tym, że pewne rzeczy trzeba będzie zaakceptować, nawet jeśli technicznie rzecz biorąc są one nieakceptowalne; że Bóg jest gotów przymknąć oko, postawić grubą kreskę, przebaczyć…(można tu wstawić dowolną inną, mniej lub bardziej pasującą metaforę)? Że jest gotów odstąpić od kary wtedy, gdy kara faktycznie się należy? Ale dlaczego miałaby się należeć kara, chyba że zostały złamane jakieś prawa – czyje to były prawa, i dlaczego w ogóle zostały ustanowione? Czy można zawsze liczyć na miłosierdzie, niemal całkiem zapominając o grożącej nam karze, czy też wszelkie jego oznaki należy przyjmować z wdzięcznością, jako wyjątkowy przywilej? Jak wiemy, wśród istot ludzkich miłosierdzie bywa zwykle przywilejem, a nie czymś z góry zagwarantowanym.
Wechanun. Bóg zdolny okazywać przychylność i łagodność.
Erech apajim. Zwrot ten można rozumieć na różne sposoby. Bóg „rozpościera swe oblicze”? Bóg spogląda, Bóg obserwuje…. Bóg objawia boską obecność. Bóg nie odwraca wzroku. Ale również: Bóg jest nierychliwy do gniewu.
Raw chesed weemet. Bóg cechuje się wielką chesed – zwrot ten tłumaczony bywa często jako „łaskawość”…. Termin chesed pojawia się na naszej liście dwukrotnie – po co to powtórzenie? Jednak obok chesed wymienia się również emet – prawdę – a prawda bywa często surowa i brutalna, jako że prawda jest prawdą, prawdziwą prawdą, a nie tym, czym byśmy chcieli, aby była.
Nocer chesed laalafim. Ten, który zaszczepia owo chesed w tysiącach, który sprawia, że wypuszcza ono nowe pędy i rozkwita, który umożliwia jego rozwój. Lecz kim są owe tysiące? Zaliczamy się do nich również my, tu obecni. Niektórzy tłumaczą ów zwrot jako: „przez tysiąc pokoleń”, w odróżnieniu od trzech i czterech pokoleń, o których wspomina się w dalszej części. Jeśli faktycznie tak jest – to którym z kolei pokoleniem jesteśmy my sami?
Nose awon, wafesza, wechataat…. Uwzględniono tu wszystkie trzy hebrajskie terminy na określenie „grzechu” – awon, fesza i chataa. Mamy tu zatem niepowodzenia, przeoczenia, pomyłki, głupie błędy – oraz celowe złamanie jakiegoś przykazania. Można wyróżnić różne stopnie występków; czasem ktoś grzeszy z powodu niewiedzy, a czasem z powodu złej woli. Lista przewinień w odmawianej przez nas serii modlitw Al Chet zawiera nieco przykładów i pokazuje, jak niebezpieczne bywa niekiedy myślenie wyłącznie w kategoriach czarne-białe, dobre-złe, bowiem pomiędzy tymi skrajnościami widnieje tak wiele innych odcieni – rzeczy, które wprawdzie uczyniliśmy nie tak jak trzeba, ale…, ale…, ale… mimo wszystko mamy nadzieję, że ich ciężar zostanie z nas „zdjęty”, że nie zostanie uczyniony jeszcze większym i jeszcze bardziej przygniatającym. Bóg „zdejmie” z nas ciężar niepowodzeń i potknięć i okaże wobec nich wyrozumiałość, Bóg zmyje z nas popełnione grzechy. Bóg zrozumie, co naprawdę mieliśmy na myśli. A potem:
Jenake. Bóg zmyje z nas wszystkie te niedociągnięcia.
Jak już wspominałem, źródłowy tekst z księgi Wyjścia mówi coś dokładnie odwrotnego! Jenake LO jenake! Nie, Bóg ukarze przyszłe pokolenia za nasze występki! Poked awot al banim! W tym miejscu uwidacznia się duża różnica pomiędzy judaizmem biblijnym i rabinicznym. Pomiędzy Torą i liturgią. Pomiędzy Bogiem odległym i Bogiem, który jest blisko; pomiędzy Bogiem, który domaga się posłuszeństwa i darów oraz Bogiem dążącym do nawiązania dialogu. Tora mówi, że Bóg NIE zmyje z grzeszników ich przewinień – ale my, tutaj, dzisiaj, mówimy do Boga: „Ale tak naprawdę TO UCZYNISZ, prawda?”. A następnie skupiamy się na tych wszystkich wspaniałych, miłych atrybutach.
Fragment ten zwraca nam uwagę na bardzo wiele kwestii, łącznie z niebezpieczeństwami, jakie niesie z sobą bezlitosny fundamentalizm w rodzaju tego, jaki praktykuje dziś wielu tzw. ludzi „religijnych”. Ludzi przekonanych, iż doskonale wiedzą, czego chce Bóg i którzy gotowi są wcielać się – nieproszeni – w rolę przedstawicieli, stróży, żołnierzy i wykonawców Boskiej woli. Również i my, jeśli chcemy czerpać z dobrodziejstw, jakie płyną z naznaczonego miłością elastycznego podejścia, z gotowości do zawierania kompromisów, do przebaczania i bycia miłosiernym – sami również musimy przejawiać właśnie takie cechy. Nie oznacza to, że ignorujemy koncepcję grzechu – tyle tylko, że dostrzegamy go zarówno w nas samych, jak i w innych i że przejawiamy w życiu te same cechy, które widzimy – bądź które chcielibyśmy widzieć – w Bogu.
Mojżesz mógł zobaczyć tylko plecy Boga; podobnie, również i my widzimy tylko część danej osoby, tylko część jej zewnętrznej aparycji. Dzisiaj to nie my sądzimy innych, dzisiaj to my jesteśmy sądzeni. I, miejmy nadzieję, że do tego momentu, do tego etapu na naszej drodze, do czasu samego Jom Kipur, udało nam się dokonać przynajmniej części tej wewnętrznej przemiany, która jest nam wszystkim tak bardzo potrzebna.
Gmar wChatima Towa.
Rabin dr. Walter Rothschild
Tłum. Marzena Szymańska-Błotnicka
Leave a Reply