Refleksje nad paraszą Caria-Mecora
Porcja Tory na ten tydzień obszernie omawia kwestię trądu, podając szczegółowe przepisy jak należy się obchodzić z osobami dotkniętymi tą chorobą, na jak długo należy te osoby izolować od społeczności oraz jaką rolę w tym wszystkim odgrywali duchowi przywódcy społeczności – kapłani – jakie ofiary winne zostać złożone Najwyższemu w kontekście choroby oraz uzdrowienia. Między innymi z tego właśnie powodu nie da się tych przepisów sprowadzić do kwestii wyłącznie higienicznych i prewencyjnych.
Nasi mędrcy nadali tej chorobie dziesiątki znaczeń, od prostych (pszat) po mistyczne. W tych odpowiedziach przewija się jednak coś, co można uznać za wspólny mianownik, a mianowicie znaczenie teologiczne i moralne – choroba ta nie występuje bez powodu i stanowi formę kary za jakiś grzech. Tym samym jeśli dana osoba zrozumie ów grzech, zmieni swoje życie i podejmie określone działania, to zostanie z niej uleczona. Jeśli przyjmie swoją chorobę jako ostrzeżenie, dożyje dojrzałego wieku w zdrowiu i szczęściu.
Jedną z pierwszych biblijnych ilustracji tej idei jest ukaranie trądem Miriam, siostry Mojżesza, za złą mowę (laszon hara) przeciwko swojemu bratu (Księga Liczb 12). Księga Hioba jest historycznie pierwszą, większą debatą z tą ideą, która w jej skrajnym rozumieniu odwraca implikację: Nie tylko grzech spowodował twoje cierpienie lub chorobę, lecz skoro jesteś chory i cierpisz, to musiałeś grzeszyć. Takich argumentów używają rozmówcy Hioba. Podobna logika pojawia się później na kartach Talmudu:
[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]Nie ma śmierci bez grzechu oraz nie ma cierpienia bez niesprawiedliwości (Szabat 55a).[/perfectpullquote]
A rozważania na temat boskich kar wyrażających się w dotknięciu chorobą czy śmiercią sięgają niekiedy wręcz zenitu, np. w traktacie Awot De-Rabi Natan (38) prorok Eliasz wypytuje młodą kobietę, której umarł mąż, o szczegóły jej małżeńskiego pożycia. W toku tej interrogacji okazuje się, że owej kobiecie zdarzyło się raz spać z nim w tym samym łóżku w czasie, gdy miała miesięczne krwawienie. I chociaż była w pełni ubrana, ażeby wykluczyć wszelką możliwość seksualnego kontaktu i żyć zgodnie z Torą, prorok Eliasz konkluduje: [perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”” class=”” size=””]„Błogosławiony Bóg, który go zabił, albowiem w Torze napisane jest: Nie będziesz się zbliżał do kobiety, aby odsłonić jej nagość, podczas jej nieczystości miesięcznej”.[/perfectpullquote]
W tym momencie słyszymy szyderczy śmiech oraz druzgocącą krytykę współczesnego racjonalisty: takie pojmowanie zjawisk z zakresu zdrowia cechuje ludzi prymitywnych, nie mających żadnej wiedzy na temat rzeczywistych przyczyn chorób, dlatego wszelkie przypadki chorób i cierpienia interpretują oni na sposób teologiczny, moralny, w kontekście dobrych i złych uczynków oraz mocy, którym człowiek jest poddany. Mało tego, nie dość, że nie znają przyczyn zjawisk o których mówią, to jeszcze snując swoje dywagacje opóźniają postęp wiedzy w tej dziedzinie, dając innym bezsensowne wytłumaczenia. Innymi słowy – szerzą moralną i intelektualną ciemnotę.
Starożytna, biblijna koncepcja zdrowego życia sprowadza się przede wszystkim do unikania wszelkich niebezpieczeństw, jakie ludzkiemu życiu i zdrowiu mogą zaszkodzić. Współczesna medycyna, będąca dzieckiem naturalistycznego i naukowego podejścia do zjawisk przyrody, w tym ludzkiego i wszelkiego biologicznego życia, prezentuje zasadniczo całkiem odmienny paradygmat – człowiek jest z zasady pojmowany jako bio-mechanizm, który może ulec wszelakim uszkodzeniom, jednakże postęp medycyny i jej zdobycze skutecznie eliminują owe niebezpieczeństwa, a przynajmniej większość z nich, zwłaszcza jeśli w porę dostrzeżemy ich symptomy. To ma niebagatelnie pozytywne skutki na jakość naszego życia oraz jego długość, jednakże czyni nas często nieostrożnymi, niekiedy wręcz rozpieszczonymi i nierzadko bagatelizujemy niebezpieczeństwa, których moglibyśmy uniknąć. Historie oraz prawa biblijne pokazują nam, w jaki sposób nasi odlegli przodkowie radzili sobie z chorobami. Czego nas one uczą? Przede wszystkim uczą nas cenić własne życie.
Oba paradygmaty ostatecznie nie wykluczają siebie nawzajem, jeśli nie usiłują redukować przyczyn chorób i cierpienia wyłącznie do wskazanych przez nie czynników. Rabini widzieli jednak w chorobie oraz cierpieniu mechanizm moralnej oraz duchowej naprawy człowieka, mechanizm dzięki któremu człowiek może się doskonalić i przybliżyć do Boga. Jeśli ograniczymy tę logikę właśnie do tego aspektu, to nie ma powodu, ażeby ją a priori odrzucać. Z przybliżenia się do Boga zawsze płynie dla nas jakieś dobro. Pojmowanie chorób lub cierpień jako form „ostrzeżenia” przed większym złem ostatecznie nie jest wcale głupie. I choć nie należy ich dosłownie rozumieć w kategoriach „kary za grzech”, to jednak wiele spośród naszych dolegliwości i nieszczęść bierze się z naszych zaniedbań, niewłaściwego trybu życia, przedkładania rzeczy mało ważnych nad naprawdę ważne lub posiadania w życiu zbyt wielu rzeczy ważnych lub „ważnych”.
Leave a Reply