Refleksja nad paraszą Tazrija-Mecora 5785
Śmierć i życie są w mocy języka, a kto się nim lubuje, karmi się jego owocem.
(Księga Przysłów 18:21)
Nasza parasza na ten tydzień szeroko omawia kwestię pewnej formy choroby skóry. Niektórzy uczeni nazywają ją teraz „chorobą łuskową”, ale przez stulecia, jeśli nie tysiąclecia, ludzie myśleli, że Tora mówi o trądzie. Identyfikacja ta jest jednak po prostu błędna. Słynny grecki lekarz Hipokrates pogrupował wiele różnych chorób skóry pod jedną grecką nazwą „lepra”. Następnie, w III wieku p.n.e. nasi żydowscy uczeni, prawdopodobnie z braku lepszego słowa, użyli nazwy „lepra” w pierwszym greckim tłumaczeniu Biblii Hebrajskiej, znanym jako Septuaginta. Od tego czasu ludzie na całym świecie myśleli, że Biblia mówi o trądzie.
Przez setki lat trędowaci byli umieszczani w obozach i oddzielani od innych ludzi, ponieważ wierzono, że są dotknięci tą zaraźliwą, biblijną chorobą. Nie, trąd nie jest zaraźliwy, wiedzieliście o tym? To jeden z najlepszych i zarazem najbardziej przerażających przykładów tego, jak wiele szkód może wyrządzić jedno błędne słowo, jedno błędne tłumaczenie.
O jakiej chorobie skóry mówi Tora? Tak naprawdę nie wiemy, ale dobra wiadomość jest taka, że nie ma to większego znaczenia. Nasi mędrcy mówią nam w Talmudzie, że ta choroba zniknęła na długo przed erą talmudyczną, że dotykała ludzi tylko w czasach biblijnych. Co więcej, Tora mówi o niej w taki sposób, że nie da się jej zakwalifikować jako zwykłej choroby skóry: może pojawić się na tkaninie czyichś ubrań lub na ścianach domów. Żadna znana choroba skóry nie potrafi tego dokonać. Wyglądała jak ciemnozielona lub ciemnoczerwona pleśń, która wniknęła głęboko w strukturę tkaniny w powierzchnię tynku czy wręcz kamieni, z których budowano domy.
Tym, co jest tutaj istotnym jest znaczenie i przesłanie tej biblijnej historii. Według opisów biblijnych to chorobopodobne zjawisko wykraczało poza swoją fizyczną naturę: uważano je za fizyczny przejaw wewnętrznej, duchowej degradacji, której sednem było szkodliwe i antyspołeczne używanie mowy – zła mowa, laszon hara. Ktoś, kto plotkował i mówił w sposób krzywdzący, obrzydliwym językiem, był najpierw ostrzegany przez spleśniałe ściany. Jeśli nie zrozumiał przesłania, grzyb przenosił się na jego ubrania, a jeśli nadal go nie zrozumiał, w końcu pojawiał się na jego ciele. Szkodliwa mowa, w którą był zaangażowany, mogła go/ją zmusić do opuszczenia własnego domu, utratę własności, a ostatecznie zaszkodzić jego/jej zdrowiu fizycznemu. A gdy już szkoda została wyrządzona, bardzo trudno ją naprawić. Osoba dotknięta tą chorobą musiała spędzić trochę czasu poza społecznością. W izolacji i samotności poza granicami miasta, bez ludzi, z którymi można porozmawiać, osoba ta była zmuszona do refleksji nad tym, jak używała swojej mowy.
Dzisiaj nie zastosowalibyśmy się do przepisanego przez Biblię środka zaradczego – tak długo, jak ktoś nie popełnił jednoznacznie przestępstwa, nie izolowalibyśmy tej osoby od społeczności. Ale nawet dzisiaj używanie szkodliwego, zwłaszcza otwarcie zniesławiającego lub pełnego nienawiści języka może ostatecznie zmusić ludzi do bycia odizolowanym, do opuszczenia własnych domów, a nawet utraty wszystkiego, co posiadają. Dlatego na poziomie alegorycznym proces opisany w Torze jest zgodny z naszą dzisiejszą rzeczywistością pod względem jego ostatecznych rezultatów. Ludzie, którzy regularnie oczerniają, zniesławiają lub demonizują innych, mogą skończyć w miejscu, o którym mówi Tora, gdy zniszczą swoje relacje z innymi. Chyba że są politykami, wtedy może mi uchodzić na sucho, czasem przez długi czas, ale w końcu konsekwencje ich dopadną.
Dlatego sugeruję, abyśmy podążali za alegorycznym rozumieniem rzeczywistości opisanej w Torze: nasza wewnętrzna degradacja skutkująca szkodliwym, toksycznym, jadowitym językiem ostatecznie znajdzie swój fizyczny wyraz w świecie rzeczywistym i będzie żyć własnym życiem. Pomyśl o tym przez chwilę – czyż nie jest to absolutnie prawdą w dzisiejszych czasach, szczególnie w Internecie, w mediach społecznościowych? Wszystko na to wskazuje, że właśnie tak jest. Cokolwiek mówimy, cokolwiek wyrażamy w cyberprzestrzeni, jest upowszechniane natychmiast i wirtualnie na cały świat – każdy może to zobaczyć! Internet nigdy nie zapomina i nawet jeśli coś zostanie usunięte, istnieją sposoby, by to odtworzyć. Dlatego pozwólcie mi zakończyć cytując Rabina Jonathana Sacksa, z’’l:
Nigdy nie mów ani nie rób w prywatności tego, o czym wstydziłbyś się przeczytać na pierwszej stronie jutrzejszych gazet. To jest fundamentalna lekcja z praw Cara’at w kontekście czasów nam współczesnych.
Szabat szalom,
Rabin Mirski
Leave a Reply